Ojciec Jan Góra – już rok go z nami nie ma
21.12.2016 | aktual.: 21.12.2016 12:32
Był prostym zakonnikiem, ale swoją charyzmą przyciągał jak magnes. Szczególnie młodych ludzi. To dlatego organizowane przez niego spotkania w Lednicy szybko stały się jedną z największych imprez religijnych dla młodzieży na świecie. W zjeździe tym co roku uczestniczy od kilkudziesięciu do nawet 160 tysięcy młodych ludzi z Polski, innych krajów europejskich oraz Stanów Zjednoczonych.
21 grudnia 2015 roku zmarł o. Jan Góra, dominikanin, naukowiec, pisarz, duszpasterz akademicki i przyjaciel papieża Jana Pawła II. W trakcie odprawianej przez siebie wieczornej mszy świętej w poznańskim klasztorze dominikanów nagle poczuł się źle i zasłabł. Na miejsce wezwana została karetka, mimo reanimacji, lekarzom nie udało się uratować duchownego. Miał 67 lat. Przyczyną śmierci była choroba serca.
{:external}
{:external}
Pomagał młodym przejść przez Bramę
„Ta śmierć była dla nas zaskoczeniem. Teraz już nic nie będzie takie samo w tym klasztorze. Ufamy, że to, co do nas mówił, będzie w nas żyło i owocowało. Ojciec Jan tysiącom, setkom tysięcy ludzi pomagał iść do Jezusa. Zawsze powtarzał, że to jest jego jeden jedyny cel” – powiedział po jego śmierci o. Michał Pac, przeor dominikanów w Poznaniu, katolickiemu tygodnikowi „Niedziela”.
To „prowadzenie” rozumiał o. Jan Góra bardzo dosłownie. To przecież jego dziełem była nie tylko idea Lednicy 2000, ale także symboliczna „Brama Ryba”, do której prowadzi tzw. Droga Trzeciego Tysiąclecia. Przekraczają ją wszyscy szukający odnowy uczestnicy spotkań na Polach Lednickich.
{:external}
{:external}
Tu miał się odbyć chrzest Polski
Spotkania te zainicjował o. Góra w roku 1997. Wybrał leżące niedaleko Gniezna Pola Lednickie (od 2013 roku są one odrębną miejscowością), gdyż według niektórych historycznych przekazów w pobliżu tego miejsca – na Ostrowie Lednickim – miał mieć miejsce chrzest Polski w 966 roku. Czy było tak rzeczywiście? Zdania naukowców są w tej kwestii podzielone, jednak symbolika miejsca jest ważna dla ściągających tu rzeszy młodych ludzi.
Jest to dla nich nie tylko wielkie przeżycie religijne. Poza nabożeństwami i finalnym przejściem przez „Bramę Rybę” (w starożytności ryba – ichthys – symbolizowała Chrystusa) na spotkaniach nie brakuje tańca i śpiewu. W trakcie imprezy wręczane są też specjalne stypendia lednickie oraz wyróżnia się osoby pomagające młodym ludziom w rozwoju ich talentów.
{:external}
{:external}
Ta przyjaźń trwała latami
Scenariusz corocznych Spotkań na Lednicy był każdorazowo autorstwa o. Góry. Tak było aż do 2015 roku. W roku 2016 odbyły się pierwsze spotkania, w których zakonnik już nie uczestniczył. Choć czy na pewno? Zgodnie ze swoim życzeniem, został przecież tu pochowany – obok głazu z popiersiem Jana Pawła II.
Z papieżem Polakiem dominikanin przyjaźnił się przez lata. Co łączyło tego zwykłego szarego zakonnika z najwyższym hierarchą Kościoła? Prostota głębokiej wiary i przekonanie, że „żyć należy tak, aby ludzie pytali cię o Boga”.
„Ja kochałem Papieża i nadal go kocham. Myślę, że jego zwycięstwem jest to, że on żyje we mnie, żyje w nas; ja w nim żyję dalej, pokolenie Jana Pawła II to nie fikcja literacka czy dziennikarska, tylko są to ludzie, do których kluczem jest brak lęku („Nie lękajcie się!”) i którzy zanieśli Chrystusa w cztery przestrzenie, które on wskazał: w politykę, ekonomię, cywilizację i kulturę. To są ludzie Jana Pawła II” – mówił o. Góra w 2014 roku.
{:external}
{:external}
Ziemska miłość – Prudnik
On sam starał się wprowadzać młodych ludzi w te cztery przestrzenie na Lednicy. Jak tłumaczył, chodziło mu o wychowanie integralnego człowieka, którego wiara przenikałaby także ziemską, świecką rzeczywistość.
Czy mu się udało? Pokaże przyszłość. On sam pozostawiał to, jak stwierdzał, w rękach Boga. Do siebie miał dystans, co także zbliżało go do Jana Pawła II.
Obaj duchowni mieli bowiem podobne poczucie humoru. Lubili, jak wspominał o. Góra, przekomarzać się i żartować. Łączyło ich także umiłowanie polskiej przyrody i stron rodzinnych.
Dla o. Góry był to śląski Prudnik. W tym małym miasteczku urodził się i wychował. Tu chodził do szkoły podstawowej i średniej. Pamiętał też o Prudniku, gdy już z niego wyjechał „w szeroki świat”.
Gdy tylko mógł, przyjeżdżał do miasta z wizytą. Ostatni raz był w Prudniku na kilka miesięcy przed śmiercią. Przyjechał na zjazd absolwentów liceum ogólnokształcącego. Jak się okazało było to jego pożegnanie z rodzinnym miastem.
{:external}
{:external}