Ojcowie chcą zrobić ze swoich synów Roberta Lewandowskiego
Jak zrobić z syna Roberta Lewandowskiego?
Sława, pieniądze, piękne kobiety - wizja bajkowego życia słynnych piłkarzy działa na męskie umysły. Niestety, dla wielu facetów pozostaje niezrealizowanym marzeniem.
Sława, pieniądze, piękne kobiety - wizja bajkowego życia słynnych piłkarzy działa na męskie umysły. Niestety, dla wielu facetów pozostaje niezrealizowanym marzeniem. Niektórzy swoje ambicje przelewają wówczas na syna, oczami wyobraźni widząc potomka stojącego na murawie Narodowego w koszulce z orzełkiem na piersi albo podjeżdżającego pod stadion nowiutkim lamborghini. Jednak warto pamiętać, że nie każdy chłopiec wyrośnie na Roberta Lewandowskiego...
Dzięki fenomenalnej formie oraz bramkom seryjnie zdobywanym dla Bayernu Monachium i reprezentacji Robert Lewandowski dołączył do elitarnego grona współczesnych bohaterów narodowych. Jest także najlepiej rozpoznawalnym w świecie polskim sportowcem. Nic dziwnego, że mnóstwo młodych chłopaków marzy o zrobieniu równie spektakularnej kariery. Wspierają ich w tym ojcowie, którzy przed laty też mieli swoich idoli. Na przykład Kazimierza Deynę, najlepszego polskiego piłkarza XX wieku według tygodnika "Piłka Nożna".
Fenomen legendarnego pomocnika Legii Warszawa i Manchesteru City stał się kanwą filmu "Być jak Kazimierz Deyna". Jego bohater urodził się 29 października 1977 r., w 35 minucie meczu Polski z Portugalią o być albo nie być na mistrzostwach świata w Argentynie. Dokładnie w chwili, gdy piłkarz strzelał gola, zapewniając Polakom awans. Chłopiec dostał imię po Deynie, a według ojca, obdarzony był równie wielkim talentem.
Tata postanawia, że Kazik zostanie następcą słynnego piłkarza. Chłopiec do upadłego trenuje pod czujnym okiem rodziciela, ale nie odnosi w futbolu znaczących sukcesów. Ojciec jednak uparcie wierzy, że chłopcu przeznaczone jest w przyszłości miejsce w reprezentacji kraju. Oddaje go więc pod opiekę profesjonalnego trenera, ale i z jego pomocą Kazik nie spełnia pokładanych nadziei. Dorastający następca Deyny postanawia w końcu znaleźć w życiu własny cel, z czym nie może pogodzić się jego tata.
Dlaczego opisujemy tę historię? Ponieważ takich "Kazików" (a może bardziej "Robertów") wciąż nie brakuje. Do szkółek i akademii piłkarskich często trafiają bowiem mali chłopcy, których ojcowie widzą w potomkach następców Lewandowskiego. Niekiedy bardziej szkodząc niż pomagając dzieciakom.