Ojcowie chcą zrobić ze swoich synów Roberta Lewandowskiego
19.10.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:04
Sława, pieniądze, piękne kobiety - wizja bajkowego życia słynnych piłkarzy działa na męskie umysły. Niestety, dla wielu facetów pozostaje niezrealizowanym marzeniem.
Sława, pieniądze, piękne kobiety - wizja bajkowego życia słynnych piłkarzy działa na męskie umysły. Niestety, dla wielu facetów pozostaje niezrealizowanym marzeniem. Niektórzy swoje ambicje przelewają wówczas na syna, oczami wyobraźni widząc potomka stojącego na murawie Narodowego w koszulce z orzełkiem na piersi albo podjeżdżającego pod stadion nowiutkim lamborghini. Jednak warto pamiętać, że nie każdy chłopiec wyrośnie na Roberta Lewandowskiego...
Dzięki fenomenalnej formie oraz bramkom seryjnie zdobywanym dla Bayernu Monachium i reprezentacji Robert Lewandowski dołączył do elitarnego grona współczesnych bohaterów narodowych. Jest także najlepiej rozpoznawalnym w świecie polskim sportowcem. Nic dziwnego, że mnóstwo młodych chłopaków marzy o zrobieniu równie spektakularnej kariery. Wspierają ich w tym ojcowie, którzy przed laty też mieli swoich idoli. Na przykład Kazimierza Deynę, najlepszego polskiego piłkarza XX wieku według tygodnika "Piłka Nożna".
Fenomen legendarnego pomocnika Legii Warszawa i Manchesteru City stał się kanwą filmu "Być jak Kazimierz Deyna". Jego bohater urodził się 29 października 1977 r., w 35 minucie meczu Polski z Portugalią o być albo nie być na mistrzostwach świata w Argentynie. Dokładnie w chwili, gdy piłkarz strzelał gola, zapewniając Polakom awans. Chłopiec dostał imię po Deynie, a według ojca, obdarzony był równie wielkim talentem.
Tata postanawia, że Kazik zostanie następcą słynnego piłkarza. Chłopiec do upadłego trenuje pod czujnym okiem rodziciela, ale nie odnosi w futbolu znaczących sukcesów. Ojciec jednak uparcie wierzy, że chłopcu przeznaczone jest w przyszłości miejsce w reprezentacji kraju. Oddaje go więc pod opiekę profesjonalnego trenera, ale i z jego pomocą Kazik nie spełnia pokładanych nadziei. Dorastający następca Deyny postanawia w końcu znaleźć w życiu własny cel, z czym nie może pogodzić się jego tata.
Dlaczego opisujemy tę historię? Ponieważ takich "Kazików" (a może bardziej "Robertów") wciąż nie brakuje. Do szkółek i akademii piłkarskich często trafiają bowiem mali chłopcy, których ojcowie widzą w potomkach następców Lewandowskiego. Niekiedy bardziej szkodząc niż pomagając dzieciakom.
Komitet oszalałych rodziców
Kinga i Maksymilian mają 9-letniego syna Kacpra, który czuje duży respekt przed dość apodyktycznym ojcem. - Nie ma odwagi wypowiedzieć swojego zdania, jeśli nie zgadza się ono z opinią ojca. Mąż zapisał Kacpra do szkółki piłkarskiej i syn musi tam chodzić, choć wiem, że szczerze tego nienawidzi. Próbowałam tłumaczyć to Maksowi, ale do niego nie docierają żadne racjonalne argumenty. Twierdzi, że Kacper ma wielki talent i nie chce, żeby go zmarnował - tłumaczy Kinga. - W wakacje zapisał syna na obóz piłkarski, a Kacper wiele nocy przepłakał, bo nie chciał tam jechać. Nie miał jednak wyjścia, bo Maks napalił się, jakby sam miał uczestniczyć w tych zajęciach. Myślę, że jest to efekt jakichś niespełnionych ambicji z czasów młodości, bo z tego co wiem mąż grał trochę w piłkę w podrzędnym klubie i chyba nie był specjalnym orłem - dodaje kobieta.
Z takimi sytuacjami często spotyka się Andrzej, trener w jednej ze szkółek piłkarskich na Mazowszu. Nie chce upubliczniać nazwiska, żeby "nie zrażać nadpobudliwych tatusiów". - Gdzieś słyszałem określenie, które jest bardzo adekwatne do tego tematu: komitet oszalałych rodziców. Tworzą go przede wszystkim faceci wywierający nieustanną presję, zarówno na dziecko, jak i nauczycieli czy trenerów. Domagają się szybkich efektów, narzekają, że ich syn nie strzela bramek albo nie potrafi przedryblować rywala. Oczywiście nie chcą też słuchać, że chłopiec po prostu nie ma predyspozycji do tej dyscypliny albo ochoty, by angażować się w treningi - opowiada Andrzej. - Pewien oszalały tatuś przyprowadził kiedyś do nas 13-letniego syna, który zaliczył już kilka klubów i w żadnym się nie sprawdził. Kiedy porozmawiałem z chłopakiem, okazało się, że piłka w ogóle go nie interesuje, a chodzi na zajęcia tylko dla świętego spokoju, by sprawić przyjemność ojcu - mówi trener.
Bobas w klubie
Bez wątpienia ojcowie mogą odegrać bardzo pozytywną rolę w sportowej "karierze" dziecka. Potwierdza to zresztą biografia samego Roberta Lewandowskiego. - (Rodzice) wozili mnie z Leszna na treningi, co kosztowało, i wierzyli, że to da efekty, że warto się poświęcić dla dziecka, żeby potem mieć satysfakcję i być dumnym. Inna sprawa, że ja od początku wykazywałem wielki zapał do sportu, rodzice nie musieli mnie zmuszać do treningów. Sam trenowałem po normalnych zajęciach. No i nie zastanawiałem się, kim zostanę albo co będę chciał w życiu robić. Od razu wiedziałem, że chcę być piłkarzem. I oni po prostu zdawali sobie z tego sprawę - opowiada gwiazdor w rozmowie z "Galą".
Robert Lewandowski przyznał jednocześnie, że jeśli będzie miał kiedyś syna, nie zamierza naciskać go, by został piłkarzem. - Raczej chcielibyśmy, żeby to on o tym zdecydował - tłumaczy napastnik Bayernu Monachium. Podobne deklaracje składał inny słynny futbolista, Wayne Rooney. Po narodzinach synka gracz Manchesteru United zapowiadał w mediach: - Nie będę zmuszał Kaia, aby został piłkarzem. Będę szczęśliwy, bez względu na to co będzie chciał zrobić. Szczerze mówiąc wolałbym, aby został muzykiem, niż sportowcem. To właśnie robiłbym ja, gdybym nie zajął się futbolem.
Jednak już półtora roku później gwiazdor zapisał chłopca do szkółki Socatots, gdzie z piłką oswajane są już 6-miesięczne bobasy. Czy młody Rooney zrobi równie spektakularną karierę co ojciec? Przekonamy się za kilka lat.
Wewnętrzna motywacja
Psychologowie podkreślają, że z dziecka nie należy robić piłkarza na siłę. Przed wszystkim musimy z nim porozmawiać i wybadać, czy ma ochotę rozwijać pasję w szkółce albo akademii futbolowej. Czasami już po pierwszym treningu chłopiec stwierdzi, że to nie jest sport dla niego. Warto wtedy dopytać, co mu nie odpowiada. Może się na przykład okazać, że problemem nie jest sam futbol, ale fakt, że malec porównuje się z dużo większymi i silniejszymi zawodnikami. Bywa, że nie czuje się komfortowo na treningu, na którym nikogo nie zna.
Wielu ojców marzy, że ich syn sięgnie kiedyś szczytów, zdobywanych teraz przez Roberta Lewandowskiego. Zdaniem specjalistów najlepszy obecnie polski piłkarz to bardzo dobry wzór do naśladowania. - Zbudował sukces na dobrych decyzjach, pracowitości, zaangażowaniu. I gra fair, wbrew opinii tych, którzy uważają, że sport to dziedzina wyłącznie dla takich, którzy idą do celu po trupach. Otóż nie. Gra fair, traktowanie rywali z szacunkiem nie przeszkodziło, wręcz zaprowadziło Roberta tam, gdzie jest. W tym sensie można brać z niego przykład. Ale żądać od swojego dziecka, by było drugim Lewandowskim? Nie posyłajmy go do klubu po to. Dziecko musi mieć motywację wewnętrzną, a nie zewnętrzną. Musi tam iść dla siebie, nie dla nas - przekonuje psycholog sportowy Kamil Radomski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Za największy błąd należy uznać zaspokajanie poprzez dziecko własnych niezrealizowanych ambicji sportowych. Warto zdawać sobie sprawę z tego, że prawdopodobieństwo "wyhodowania" wybitnego sportowca nie jest wielkie. Jak wynika z badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych mniej niż jedno na tysiąc trenujących dzieci podpisuje w przyszłości zawodowy kontrakt w piłce nożnej, a jeszcze mniej robi karierę.
Trening bez szowinizmu
Jeśli już uda się zrównoważyć nasze ambicje oraz chęci syna, możemy zacząć przygotowywać właściwą ścieżkę rozwoju sportowego dziecka. W wielu szkółkach futbolowych przygodę z piłką rozpoczynają już chłopcy w wieku 4-5 lat. To dobry moment na zaciekawienie malucha tą dyscypliną, a także wyrobienie odpowiednich nawyków ruchowych.
Każdy sport, także piłka nożna, uczy dziecko wyznaczać sobie cele i dążyć do ich realizacji oraz współpracować z drużyną. Rozwija również inteligencję emocjonalną. - Te wartości młody człowiek zabierze ze sobą do codziennego życia i pracy, którą będzie wykonywał, jeśli nie zostanie zawodowym sportowcem. A poza tym pozostanie w nim potrzeba ruchu, aktywności, radości z fizycznego wysiłku, potrzeba przestrzegania diety. Sport powinien grać na pozytywnych uczuciach i pozytywne odruchy w nas wyrabiać - wyjaśnia Kamil Radomski.
Przy wyborze placówki dla naszej pociechy, zwracajmy uwagę, czy jest ona wolna od atmosfery klubowego szowinizmu, co niestety bywa problemem w wielu tego typu miejscach. - Znajomy chodził z dziećmi po innych szkółkach i opowiadał, że rodzice często są nastawieni anty-Legia. To, niestety, może potem przenosić się na dzieciaki. Chcę swojego syna wychowywać w poszanowaniu dla rywali - opowiada w jednym z wywiadów dziennikarz sportowy Dariusz Tuzimek, który zapisał syna na zajęcia w Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa.
Przykazania dla tatusiów
W słynnej szkółce stołecznego klubu rodzice w trakcie treningów muszą stać za barierką, odpowiednio oddaleni od boiska. - Nie ma pokrzykiwania do swojego dziecka: "nie tak", "graj prawą", "wybij", itd. To niby szczegóły, ale właśnie detale robią różnicę - tłumaczy Tuzimek.
Pamiętajmy, że rady rodzica często mogą bardziej przeszkadzać niż pomagać młodemu piłkarzowi. Częstym błędem bywa analizowanie przyczyn porażki drużyny syna zaraz po meczu, na przykład już w samochodzie po drodze do domu. Psycholodzy odradzają takie postępowanie. - Trzeba dziecku dać odetchnąć. Przegrany mecz jest dla niego przykrym doznaniem, nie można karać go dwa razy. Jeśli mamy potrzebę porozmawiać z dzieckiem o meczu, musimy wyczuć, czy ono ma na to ochotę. Sport ma być frajdą, tymczasem my z nadgorliwości lub niewiedzy zmieniamy go w przeciwieństwo - przekonuje Kamil Radomski.
Jeden z warszawskich klubów, KS ZWAR, w którym trenuje blisko 300 młodych piłkarzy, przygotował nawet dziesięć przykazań dla rodziców. Zachęca, by poprzez dzieci nie realizować swoich zawiedzionych i często wygórowanych ambicji oraz nie wywierać na trenerze nacisku, próbując wprowadzać swoje wizje przyszłej kariery sportowej pociechy. "Nie wystarczy, że powiesz kilka słów po meczu. Rozmawiaj z dzieckiem również przed nim. Przed meczem nigdy nie mów "strzel gola" czy "musisz wygrać". Zamiast tego powiedz np. "zagraj najlepiej jak potrafisz i baw się przy tym dobrze" - brzmi jedno z przykazań.
Klub radzi, by ojcowie nie zawstydzali i nie wprawiali w zakłopotanie syna z powodu występu, zdolności lub rezultatu meczu, w którym uczestniczył. "Nie zabieraj radości swojemu dziecku i nie kreuj go na siłę na mistrza, by na skutek przeciążeń fizycznych przedwcześnie się nie "wypalił" - brzmi ostatnie z przykazań.
Rafał Natorski