Operacja Iron Cross - tak Amerykanie chcieli zabić Hitlera
13.02.2014 | aktual.: 27.12.2016 15:05
Za jednym zamachem chcieli zniszczyć całą nazistowską elitę!
Dzięki dużej dawce szczęścia oraz zapobiegliwości wódz III Rzeszy wielokrotnie uniknął śmierci z rąk zamachowców.
W takich akcjach najbardziej powściągliwi okazali się Brytyjczycy i Amerykanie, uznający, że lepszym rozwiązaniem byłoby postawienie Hitlera przed sądem albo zamknięcie go w szpitalu psychiatrycznym. Jednak i oni próbowali zlikwidować fuhrera, o czym świadczą historie operacji "Foxley" i "Żelazny Krzyż".
Adolf Hitler kilkakrotnie otarł się o śmierć. 5 października 1939 r., gdy przybył do Warszawy odebrać defiladę triumfujących wojsk niemieckich, polscy saperzy umieścili na trasie przejazdu samochodu fuhrera blisko pół tony trotylu. Ładunek był uzbrojony i przygotowany do detonacji, a eksplozja unicestwiłaby wszystko w promieniu około 30 metrów. Do dziś nie wiadomo, dlaczego bomba nie wybuchła.
Polskie podziemie podjęło też próbę likwidacji Hitlera w czerwcu 1942 r. Wódz III Rzeszy przebywał wówczas w "Wilczym Szańcu", kwaterze głównej zlokalizowanej niedaleko Kętrzyna. Postanowił jednak wziąć udział w berlińskim pogrzebie Reinharda Heydricha, który umarł kilka dni po zamachu dokonanym przez czeskich cichociemnych w Pradze. Partyzanci zaatakowali pociąg, w którym miał podróżować Hitler. Okazało się jednak, że w przeddzień podróży zmienił plan i dotarł do niemieckiej stolicy samolotem.
Zamach na Hitlera rozważali również Rosjanie. Po raz pierwszy w 1943 r., jednak Stalin nagle odwołał akcję w obawie, że po śmierci wodza III Rzeszy jego współpracownicy zawrą traktat pokojowy z Wielką Brytanią i USA. Kolejna próba nastąpiła rok później, a przyszły zabójca podobno zdołał już zdobyć zaufanie nazistowskich przywódców. Mimo to Stalin znów się wycofał. Najbliższy zabicia Hitlera był jego rodak - pułkownik Claus von Stauffenberg, który podłożył walizkę z bombą w Wilczym Szańcu. Fuhrer doznał jednak tylko niegroźnych obrażeń.
Czytaj w serwisie* historia.wp.pl:*
Czarna orkiestra
Zachodni alianci byli bardziej wstrzemięźliwi w planach likwidacji wodza III Rzeszy. W Waszyngtonie i Londynie dominowało przekonanie, że bohaterska śmierć Hitlera uczyni z niego męczennika, wyzwoli falę fanatyzmu i pogłębi desperację niemieckich żołnierzy.
Najkorzystniejszym dla aliantów rozwiązaniem było schwytanie fuhrera i oddanie go pod jurysdykcję "narodów zjednoczonych". To dlatego Brytyjczycy bardzo intensywnie wspierali "Czarną orkiestrę" - tajną organizację antynazistowską, na czele której stał admirał Wilhelm Canaris, szef niemieckiego wywiadu wojskowego i jeden z najbliższych współpracowników Hitlera. Według planów konspiratorów niemiecki przywódca miał zostać aresztowany i ogłoszony chorym umysłowo, a jego najbliżsi współpracownicy: Himmler, Goering i Goebbels zastrzeleni. Niemcy stałyby się monarchią, a na tronie zasiadłby jeden z Hohenzollernów. Nowy władca podjąłby rozmowy z mocarstwami zachodnimi, na temat kształtu powojennej Europy. Jednak "Czarna orkiestra" została rozbita, a spiskowcy straceni.
Czytaj w serwisie* historia.wp.pl:*
Snajper przy herbaciarni
Brytyjczycy poważnie rozważali likwidację Hitlera tylko raz, w połowie 1944 r., gdy zdecydowano o realizacji operacji "Foxley". Miejscem ataku miało być ulubione miejsce wypoczynku fuhrera - rezydencja Berghof w Alpach Salzburskich, gdzie wódz czuł się wyjątkowo bezpiecznie. Choć obiekt był pilnie strzeżony przez elitarne jednostki SS, Hitler często spacerował po okolicy samotnie, bez ochrony.
Brytyjczycy planowali, że dosięgnie go kula snajpera, przebranego za niemieckiego strzelca górskiego, ukrytego w pobliżu ścieżki prowadzącej do herbaciarni. Rozważano także wykorzystanie lokalnego antyfaszysty, który dodałby trucizny do soku albo desant powietrzny komandosów czy zasadzkę na samochód Hitlera.
Jeden z tych planów miał być wcielony w życie jesienią 1944 r. Jednak do tego nie doszło, ponieważ lipcowy pobyt w Berghof okazał się ostatnią wizytą fuhrera w tym miejscu.
Mimo to rezydencja nadal intrygowała aliantów. W pierwszej połowie 1945 r. wywiad amerykański zdobył informacje, że Niemcy tworzą tam tzw. twierdzę alpejską, ufortyfikowany bastion, w którym czołowi naziści broniliby się przez wiele miesięcy. "Mogliby wciągnąć nas w długotrwałe walki typu partyzanckiego albo w kosztowne oblężenie. Tam mogliby żyć rozpaczliwą nadzieją, że, na skutek niezgody między aliantami, zdołają uzyskać dogodniejsze warunki (rozejmu) od bezwarunkowej kapitulacji" - martwił się gen. Dwight Eisenhower.
Amerykanie postanowili wówczas zabić Hitlera i innych niemieckich prominentów.
Czytaj w serwisie* historia.wp.pl:*
W pogoni za mitem
Operacji nadano kryptonim "Iron Cross" (Żelazny Krzyż). Aaronowi Bankowi, oficerowi Biura Służb Strategicznych (agencja wywiadowcza Stanów Zjednoczonych, poprzedniczka dzisiejszej CIA) zlecono zadanie utworzenia oddziału, który prowadziłby zadania sabotażowe na terenie twierdzy alpejskiej. Jego głównym celem miała być fizyczna eliminacja nazistowskich przywódców, którzy - według informacji wywiadu - zamierzali ukryć się w Alpach.
Aaron Bank zwerbował 175 osób, głównie byłych niemieckich więźniów politycznych o komunistycznych sympatiach. Oddział stacjonował pod Paryżem, a jego członkowie przeszli szkolenie partyzanckie - trenowali skoki na spadochronie, wysadzanie mostów i organizowanie zasadzek.
Po kilku tygodniach Amerykanie zmienili plany. Głównym zadaniem podwładnych Aarona Banka stało się nie zabicie, ale schwytanie nazistowskich prominentów próbujących przedostać się do alpejskiej twierdzy. W Waszyngtonie znów zwyciężyło przekonanie, że lepszym rozwiązaniem będzie postawienie elity III Rzeszy przed sądem.
Oddział "Iron Cross" zaczął szkolić techniki opanowywania budynków, ataków na konwoje, przechwytywania i transportowania zakładników. Akcja miała rozpocząć się w ostatnich dniach kwietnia 1945 r. Jednak ekipa Aarona Banka przez kilka dni bezskutecznie czekała na lotnisku we francuskim Dijon. Opóźnienie początkowo tłumaczono kiepskimi warunkami atmosferycznymi. W końcu okazało się, że operacja została odwołana. Do dziś nie wiadomo dlaczego. Być może wywiad amerykański w końcu zorientował się, że twierdza alpejska była mitem.
Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.pl