Operacja "Shader" - tak Brytyjczycy walczą z Państwem Islamskim
To była operacja wojskowa, o której spokojnie moglibyśmy przeczytać w powieściach z serii "płaszcza i szpady", czy może bardziej współcześnie - "munduru i karabinu". Brytyjskie media już teraz porównują ją do działań Long Range Desert Group (Pustynna Grupa Dalekiego Zasięgu), elitarnej brytyjskiej formacji operującej w północnej Afryce, która podczas drugiej wojny światowej skutecznie psuła szyki samemu Erwinowi Rommlowi, dowódcy Afrika Korps.
10.08.2015 | aktual.: 11.08.2015 12:03
I tym razem brytyjscy komandosi musieli zmierzyć się z trudami walki na pustyni, tyle że nie w Afryce, a na Bliskim Wschodzie, mając za przeciwnika doskonale znających teren bojowników Państwa Islamskiego. Cel operacji "Shader" był jasny - przejąć dostawy broni, które otrzymywali terroryści. Sposób - iście szatański: żołnierze SAS musieli "przeistoczyć się" w bojowników ISIS.
Stu dwudziestu komandosów zostało przerzuconych na teren będący pod kontrolą dżihadystów. Lotne grupy Brytyjczyków ze sztandarami i proporcami rebeliantów, w czarnych strojach terrorystów walczących w szeregach Państwa Islamskiego, działały podobnie jak bojownicy ISIS, śledząc ruchy przeciwników i zgrupowania wojsk dzięki dronom. Całość nadzorował sztab w Wielkiej Brytanii, który dzięki informacjom uzyskanym od wywiadu, kierował grupę uderzeniową w potencjalne miejsca dostaw uzbrojenia. Dzięki samolotom bezzałogowym komandosi byli w stanie zneutralizować zagrożenie zasadzką.
Brytyjczyków dodatkowo wspierała armia amerykańska, która nie tylko udzieliła pomocy z zakresu logistyki, ale chroniła elitarne oddziały SAS przed... nalotami sił Koalicji Antyterrorystycznej, bo komandosi w każdej chwili mogli zostać wzięci za oddział rebeliantów. By podczas trwania operacji nie zostać przypisanymi do okna "kill" - obszaru, który zostanie zaatakowany przez lotnictwo, działające w małych grupach jednostki ujawniły swoje współrzędne RAF-owi i koalicyjnym siłom powietrznym. Ta niekonwencjonalna taktyka przyniosła niespodziewane efekty. Przejęto i zniszczono kilkadziesiąt dostaw.
Choć operacja została zaplanowana w styczniu, nabrała tempa po zamachach w Tunezji, w których zginęło 30 brytyjskich turystów. Premier David Cameron zapowiedział wówczas bezwzględną walkę z terroryzmem i dał dowódcom SAS i SBS (siły specjalne przeznaczone do działań morskich) wolną rękę w wyszukiwaniu i unicestwianiu liderów Państwa Islamskiego.
- To, co czynimy obecnie, nazywamy "operacjami groszowymi" - są to małe, pojedyncze wypady, które jednak przez swoją skuteczność i liczbę mogą przynieść wymierne efekty. Planujemy zlokalizować i zniszczyć infrastrukturę bojowników, by później uderzyć z jeszcze większym zaangażowaniem i pokonać wroga - wyznał w rozmowie z "Sunday Express" pragnący zachować anonimowość brytyjski oficer.