Ovitzowie - niezwykła historia karłów z Auschwitz
"Teraz mam pracę na kolejnych 20 lat" - miał zakrzyknąć doktor Josef Mengele, gdy po raz pierwszy zobaczył grupę tych niezwykłych więźniów obozu Auschwitz. Rodzina karłów, którzy w dodatku byli Żydami, teoretycznie nie miała szans przeżyć pobytu w nazistowskiej fabryce śmierci. Jednak Ovitzowie w komplecie doczekali wyzwolenia.
11.09.2015 | aktual.: 11.09.2015 13:45
Pochodzili z regionu, który kojarzy się przede wszystkim z osławionym hrabią Draculą - Transylwanii. Senior rodu, Shimson (Samson) Eizik Ovitz był wędrownym artystą, ale także głęboko wierzącym chasydem, czyli wyznawcą mistycznego ruchu religijnego powstałego w łonie judaizmu, który głosił, że "Panu należy służyć z radością". Te idee Shimson, cierpiący na pseudoachondroplazję - chorobę genetyczną objawiającą się niskim wzrostem, przekazał dziesiątce swoich potomków, z których siedmioro także było karłami. Niezwykła rodzina wielbiła Boga muzyką, tańcem i śpiewem, co z czasem stało się ich sposobem na życie. Ovitzowie stworzyli Trupę Liliputów i bardzo szybko zyskali ogromną popularność, podróżując po Rumunii, Węgrzech oraz Czechosłowacji. Podczas jednego z przedstawień oklaskiwał ich nawet rumuński król Karol II.
Między piosenkami, które Ovitzowie śpiewali w pięciu językach, publiczność ryczała ze śmiechu z dowcipów i arcyzabawnych improwizacji. Karłowaci artyści zachwycali piękną grą na zminiaturyzowanych instrumentach: skrzypcach, wiolonczeli, gitarze czy akordeonie. Kariera trupy została brutalnie przerwana jesienią 1940 r., gdy do północnej Transylwanii wkroczyły wojska węgierskie - sojusznicy niemieckiej III Rzeszy, triumfującej wówczas na wszystkich frontach Europy. Na zdobytych terenach wprowadzono antysemickie przepisy, które mocno ograniczały możliwość występów żydowskich artystów. Ovitzom udawało się wprawdzie je omijać, m.in. dzięki zdobyciu dokumentów potwierdzających aryjskość rodziny, jednak coraz mniej ludzi miało ochotę na oglądanie wygłupów karzełków. Wiosną 1944 r. rozpoczęła się olbrzymia akcja eksterminacji Żydów węgierskich. Całą rodzinę Ovitzów zapakowano do towarowego wagonu i skierowano na północny zachód...
W "zoo" doktora Mengele
Początkowo trafili do getta w miejscowości Dragomiresti. Arie, jeden z dwójki dzieci Shimsona, które miały normalny wzrost, podjął próbę ucieczki, ale został schwytany i rozstrzelany. Niedługo później cała rodzina znów została załadowana do bydlęcego wagonu, w którym panował zaduch i ścisk, co dla osób o niewielkich gabarytach było szczególnie uciążliwe. Jednak Ovitzowie cały czas trzymali się razem, a po tygodniowej podróży wspólnie stanęli na rampie obozu koncentracyjnego Auschwitz. Wzbudzili ogromne zainteresowanie strażników, którzy natychmiast powiadomili Josefa Mengele, teoretycznie pełniącego funkcję lekarza, choć jego działalność zasadniczo odbiegała od idei Hipokratesa. Był bowiem człowiekiem owładniętym manią stworzenia czystej rasy aryjskiej i zasłynął z szokujących eksperymentów, które miały doprowadzić III Rzeszę do tego celu.
W odseparowanym bloku obozowym, nazywanym przez Mengele "zoo" przetrzymywano więźniów z rozmaitymi anomaliami i ułomnościami. Tam właśnie trafiła cała rodzina Ovitzów. Dla Mengele tak liczna grupa karłów stała się wielkim wyzwaniem "naukowym", choć niewiele brakowało do ich szybkiego unicestwienia. Niedługo po przybyciu wszyscy trafili bowiem do komory gazowej. "Było prawie ciemno i staliśmy w pomieszczeniu, które wyglądało jak wielka myjnia, czekając na to, co się wydarzy. Spoglądaliśmy na sufit i zastanawialiśmy się, dlaczego woda nie leci. Nagle wyczuliśmy gaz. Ciężko oddychaliśmy, a niektórzy zaczęli upadać na podłogę. Oddychając po raz ostatni, płakaliśmy. Minuty mijały, a może sekundy, a potem usłyszeliśmy gniewny głos dobiegający z zewnątrz. "Gdzie jest moja rodzina karłów?" Drzwi się otworzyły i zobaczyliśmy stojącego tam doktora Mengele. Kazał nas wyprowadzić i polać zimną wodą, która miała nas ożywić" - opowiadała Perla Ovitz, dodając: "Zostałam ocalona dzięki łasce diabła".
Materiał badawczym
Dla większości więźniów Auschwitz spotkanie z doktorem Mengele oznaczało zazwyczaj kres życia. Jednak Ovitzowie byli dla "Anioła Śmierci" bardzo cennym "materiałem badawczym", uznawanym przez psychopatycznego naukowca za "szczebel ewolucyjny człowieka pochodzenia semickiego". Dzięki temu karłowata familia mogła liczyć na znacznie lepsze traktowanie. Nie golono im głów i pozwolono zatrzymać własne ubrania. Nie musieli korzystać ze wspólnej latryny, a nawet dostawali wodę do mycia. Według niektórych relacji Ovitzowie występowali przed niemieckimi zarządcami Auschwitz i zapewniali im świetną rozrywkę, choć po wojnie członkowie rodziny zdecydowanie temu zaprzeczali.
Oczywiście życie karłów w obozie nie było sielanką. Mengele prowadził na nich rozmaite eksperymenty. Pobierał ogromne ilości krwi i szpiku kostnego, wyrywał zęby bez znieczulenia, do oczu wkraplał kwas, a do uszu wlewał na przemian wrzątek i lodowatą wodę. Wstrzykiwał tyfus albo zakażał rany, żeby obserwować reakcję organizmu. Psychologowie zadawali Ovitzom setki pytań i kazali rozwiązywać niezliczone testy, by sprawdzić ich iloraz inteligencji. Wiele kwestii dotyczyło kwestii intymnych, które podobno szczególnie ekscytowały Mengele.
Jednak Perla Ovitz przyznała po latach, że była do pewnego stopnia zafascynowana zbrodniarzem. "Mengele miał urodę hollywoodzkiego gwiazdora" - stwierdziła.
Choć mogłoby się to wydawać nieprawdopodobne, Ovitzowie w komplecie doczekali wyzwolenia obozu przez żołnierzy Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. Następne miesiące rodzina spędziła w Związku Radzieckim, a później wróciła do rodzinnej miejscowości w Transylwanii. Ich dom był jednak splądrowany, dlatego Shimson postanowił wyemigrować do Izraela. W nowej ojczyźnie znów zaczęli występować na scenie, a w połowie lat 50. kupili kino i kawiarnię, które stały się źródłem utrzymania całej rodziny. Dwóch synów Shimsona, Avram i Micki, doczekało się potomków normalnego wzrostu. Córki nie mogły mieć dzieci. Ostatnia z rodzeństwa, Perla, zmarła w 2001 r.
Rafał Natorski
Korzystałem z książki Yehuda Korena i Eilata Negeva "Sercem byliśmy wielcy. Niezwykła historia żydowskiej rodziny karłów ocalałej z holocaustu".