Piwo przetrwa wszystko! Nawet atak atomowy!
To dobra wiadomość dla katastrofistów i tych, którzy wieszczą, że już niedługo ludzkość sprowadzi na siebie zagładę w postaci nuklearnej wojny światowej, a jednocześnie są entuzjastami złocistego trunku z bąbelkami.
Co prawda, nawet w schronie przeciwatomowym dobrze mieć na wszelki wypadek kilka beczek i odpowiednią ilość butelek z piwem - wszak nie wiadomo, ile przyjdzie nam w nim spędzić i czy dane będzie w ogóle wyjść. Jednak nie jest to konieczne - okazuje się, że piwo doskonale samo sobie radzi z promieniowaniem!
Pilsnery, portery i ale, jasne pełne i ciemne warzone - wszystkie gatunki tego wspaniałego trunku, o ile tylko pozostają w zamkniętych butelkach lub puszkach, świetnie przetrzymują skutki wybuchu atomowego, i można się nimi raczyć, bez obaw, że wyrośnie nam dodatkowa ręka, głowa lub wątroba.
Co ciekawe, wiedza ta wcale nie jest efektem najnowszych badań przeprowadzonych przez "ekspertów" na usługach przemysłu browarniczego, który stara się wypuścić na rynek nową markę, której nie imają się żadne katastrofy. To prawda, która liczy sobie już ponad pół wieku - właśnie w latach 50., a zatem około dekady po tym, jak cały świat wstrzymał oddech, gdy na Hiroszimę i Nagasaki zrzucono bomby atomowe, Amerykanie zdecydowali się również zbadać, jak na atak atomowy reaguje... piwo.
W tym celu dokładnie w roku 1957 przeprowadzili serię eksperymentalnych wybuchów nuklearnych w różnych dystansach do składów z puszkami i butelkami z piwem. Najmniejsza odległość od "strefy zero" wynosiła 300 metrów, a największa - 1,6 kilometra.
Piwo okazało się nadzwyczaj odporne na jedną z najbardziej niszczycielskich sił, jakie do tej pory wynaleziono. Pomijając te butelki i puszki, które zostały zniszczone na skutek siły eksplozji, pozostałe piwo przetrwało atak w stanie niemal nienaruszonym. W części z nich odnotowano nieco zmieniony smak, ale te, które znajdowały się od epicentrum dalej, nie tylko nie zmieniły smaku i "konsystencji", ale również zachowały oryginalne bąbelki!
Nie mają zatem racji ci, którzy prorokują, że "nie będzie NICZEGO". Co prawda, wizja raczenia się piwem na zgliszczach świata, nie brzmi zachęcająco, to jednak trzeba przyznać, że mogło by być znacznie gorzej...
KP/PFi