Trwa ładowanie...
d4jbhbd
24-09-2015 12:36

Pokłócił się z dziewczyną. Aby się odprężyć, wyszedł na rower i pojechał do Afryki

d4jbhbd
d4jbhbd

Czy po sprzeczce z dziewczyną, narzeczoną czy żoną zdarza się wam trzasnąć drzwiami i gdzieś sobie pójść, by złapać oddech? Czy bywa, że macie wówczas ochotę zrobić coś szalonego? Niezależnie od powziętych wówczas przez was kroków, są małe szanse, byście dokonali czegoś równie zwariowanego, co ten mężczyzna.

Wyjście z domu po awanturze z bliską osobą to dobry sposób, by odreagować lub przemyśleć pewne sprawy. Pochodzący z Foshan (chińska prowincja Guangdong) He Ganhui miał najwyraźniej naprawdę dużo do przemyślenia. Zawsze po kłótniach z ukochaną wychodził na rower. To pozwalało mu złapać oddech. Ale po jednym z takich starć, gdy z obu stron padło wiele przykrych słów, mężczyzna wsiadł na dwa kółka i ruszył trochę dalej niż zwykle - w kierunku Pekinu.

Jak wspomina, było to w 2012 r. Dodał, że emocje podczas tamtej kłótni sięgnęły zenitu. Mężczyzna był naprawdę zdenerwowany. Pracujący na co dzień jako trener szermierki Chińczyk zdecydował, że pojedzie do stolicy Państwa Środka. To był naprawdę imponujący dystans. Miejsce jego zamieszkania od Pekinu oddzielała bowiem odległość 2200 kilometrów. Jak mówi, działał wówczas pod wpływem impulsu. Choć lubił jeździć na rowerze, nie miał nawet większego pojęcia, jak poradzić sobie z przebitą oponą. Dodał, że nie jechał nawet własnym jednośladem, a pożyczonym od kolegi. Potem stało się coś nieoczekiwanego. Gdy jego dziewczyna dowiedziała się, co wyprawia jej luby, zdecydowała się do niego dołączyć. I skończyło się na tym, że pedałowali wspólnie.

He Ganhui powiedział, że to był świetny czas. Wspólna wyprawa rowerowa do Pekinu bardzo ich do siebie zbliżyła. Nie mógł się nadziwić, że jego druga połówka potrafiła stawić czoła znojom podróży i ani trochę się nie skarżyła. Dużo razem rozmawiali i ani razu nie doszło pomiędzy nimi do sprzeczki.

d4jbhbd

Niestety, po powrocie z wspólnej wyprawy, która pozwoliła obojgu się odprężyć, ponownie wróciło stare. Para znów nie potrafiła wytrzymać dnia bez kłótni. W 2013 r., po jednej z awantur, Chińczyk znów wsiadł na rower i pojechał przed siebie. Tym razem jeszcze dalej - do Afryki. W eskapadzie, która znów miała stać się rodzajem katharsis, towarzyszył mu przyjaciel. Obaj pojechali przez Chongqing w środkowej części Chin i dojechali do Tybetu, potem przekroczyli granicę z Nepalem. Kiedy znaleźli się w Afryce, wyruszyli na południe. Trafili aż do Kenii.

- Po dotarciu do Afryki nie mogliśmy liczyć nawet na zakwaterowanie. Raz zdarzyło mi się spać naprzeciwko domu wodza plemienia. Wszyscy po drodze uważali, że jesteśmy bardzo dziwni. Zachowywali się tak, jakbyśmy pochodzili z innego świata - tłumaczy He Ganhui.

Z Kenii mężczyźni pojechali dalej na południe, aż do Zambii. Chcieli kontynuować podróż, ale podczas pobytu w ostatnim kraju ktoś skradł im rowery oraz torby. Na szczęście nie stracili dokumentów, paszportów oraz kart kredytowych. Uznali wówczas, że pora wracać do domu. Stało się tak po sześciu miesiącach podróży - poinformował serwis Yahoo.

A jak dalej układa się związek Chińczyka cyklisty z jego ukochaną? Nadal są razem. He Ganhui powiedział, że oboje złożyli sobie obietnice - on zapewnił, że zamiast uciekać na rower, będzie starał się rozwiązywać problemy przez rozmowę, a ona przyrzekła, że nie będzie tyle krzyczeć.

d4jbhbd
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4jbhbd