Polacy coraz bardziej pijani. Kto winien?
Miało być coraz lepiej. Po rozpaczliwej wódzie i bimbrze pod peerelowskiego śledzia Polska miała dołączyć do bardziej "cywilizowanych" państw świata, w których do obiadu sączy się lampkę wina, a mocniejsze trunki spożywa co najwyżej w formie wymyślnych drinków. I choć przez krótki okres można było zauważyć tendencję spadkową, znowu wracamy do solidnego picia, do tradycyjnej wódki i piwa dołączając "zdobycze zachodniej cywilizacji" - wspomniane wino i drinki.
Według rządowego raportu, do którego dotarła "Rzeczpospolita", konsumpcja alkoholu za rok 2011 niebezpiecznie wzrosła, a w 2012 nie było lepiej - tak przynajmniej przewidują przedstawiciele Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy, oceniając dane sprzedaży (raport za rok 2012 ma się ukazać we wrześniu).
Co konkretnie oznacza fakt, że pijemy coraz więcej? 9,25 czystego spirytusu rocznie per capita - a zatem łączne spożycie dzielone jest przez wszystkich mieszkańców Polski, wliczając niemowlęta, dzieci, osoby chore i w podeszłym wieku, którzy z założenia raczej nie konsumują alkoholu. Taką ilość spirytusu znajdziemy w 370 puszkach piwa o mocy 5 procent, 102 butelkach wina (12 procent) lub około 46 półlitrówkach wódki. Jeśli przyjąć standardową miarę, która obowiązuje na balach sylwestrowych i bankietach, gdzie każda para gości ma do dyspozycji flaszkę wódki lub butelkę szampana, wychodzi na to, że w ciągu 12 miesięcy statystyczny Polak wita Nowy Rok prawie 100 razy wódką lub ponad 200 razy winem. O piwie lepiej nie wspominajmy, bo wyszłoby, że by sprostać statystycznej konsumpcji, należałoby zaczynać dzień od sięgnięcia po otwieracz do butelek.
Przyczyn takiego stanu rzeczy eksperci szukają w relatywnie niskiej cenie napojów alkoholowych, braku kampanii społecznych mających za zadanie otrzeźwić społeczeństwo oraz specyficznej modzie na alkohol panującej wśród celebrytów i polityków: - Jeden publicznie wypije "małpkę", o drugim ukaże się informacja, że jest koneserem i sprzedawcą win, trzeci zostanie twarzą producenta wódki - mówi "Rzeczpospolitej" Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
Regułą jest, że po zaliczonej alkoholowej wpadce osoby publiczne nie poczuwają się do wycofania (przynajmniej na jakiś czas) z życia publicznego czy choćby ograniczenia swojej aktywności - wprost przeciwnie, w dalszym ciągu brylują na salonach czy kongresach. Przykładów nie należy szukać daleko- dość wspomnieć kolejne burdy i skandale robione przez gwiazdy i gwiazdki showbiznesu "po pijaku" - jazda samochodem, wyzywanie policjantów, sikanie na ulicy i tak dalej. W polityce nikogo nie dziwią kolejne "odsłony" słabości Aleksandra Kwaśniewskiego, o której opinia publiczna mogła się przekonać (choć nie z głównego wydania "Wiadomości", materiał zablokowano) z okazji wizyty ówczesnego prezydenta na grobach zamordowanych przez NKWD polskich żołnierzy w Charkowie. Nie próżnuje również Kancelaria Premiera, która w zeszłym roku poczyniła alkoholowe zakupy na koszt podatnika w liczbie 645 butelek wina i 122 butelek whisky, co oznacza, że są to ilości kilkakrotnie wyższe od i tak już wysokiej "polskiej średniej". Chcemy
wierzyć, że większość była przeznaczona na prezenty, choć złe języki mówią, że pan premier i jego świta między kolejnym haratnięciem w gałę lubi spędzać czas w oparach dobrego wina i cygar.