Pieniądze i pokój
Ważnym, czasem nawet najważniejszym powodem, dla którego żołnierze zgłaszają się na misje, są pieniądze. Średnia pensja to 1500 dolarów na miesiąc. – Gdy ktoś mówi, że wyjeżdża, by czynić pokój, że chce pomagać miejscowej ludności, to kłamie – wzrusza ramionami Śmielecki. – Nie znam żołnierza, który nie jechałby tam dla pieniędzy. Ale chcielibyśmy dostawać więcej. Amerykanie zarabiają 5500 dolarów na miesiąc. Czy tylko dlatego, że noszę inną flagę na rękawie munduru, mam otrzymywać mniej za taką samą pracę? Dla tych, którzy potępiliby go za tę wypowiedź, Śmielecki ma krótką odpowiedź: – Niech jadą do Afganistanu. Owszem, był ochotnikiem, ale jak w każdym zawodzie, tak i tu jest większe i mniejsze zagrożenie.
Tak, jak policjant kierujący ruchem będzie zarabiał mniej niż ten ścigający przestępców, tak samo żołnierz stacjonujący w koszarach w Polsce będzie otrzymywał mniej od tego narażającego życie gdzieś w świecie. Chorąży szybko jednak dodaje, że gdyby chodziło o obronę ojczyzny, bezpośrednio tu w Polsce, to zrobiłby to za darmo. – Gdy powiedziałem żonie, ile będę zarabiał, postukała się tylko w głowę – śmieje się. Uznała, że nie warto się narażać dla takich groszy. Pogodziła się jednak szybko z jego decyzją, bo gdy Śmielecki coś sobie wbije do głowy, to nie ma takiej siły, która to zmieni. – Jakoś jej wytłumaczyłem, że to tylko pół roku, podczas których niewiele może się stać, że będę uważał, a pieniądze odłożymy na domek z ogródkiem – mówi Śmielecki. Przed wyjazdem nawet w to wierzył. Wyobrażał sobie, że będzie tak wesoło, jak w amerykańskim serialu komediowym „M.A.S.H.”, którego akcja dzieje się w szpitalu polowym w czasach wojny koreańskiej.