Policyjne naloty na domy publiczne
Niemieckie władze walczą z kontrowersyjnymi domami publicznymi, które stosują ryczałtowe stawki na usługi. W niedzielę wieczorem około 700 policjantów przeszukało takie przybytki w czterech miastach. Nakazano zamknięcie dwóch z nich - z powodu złych warunków higienicznych.
Domy publiczne to "bezwzględny biznes, który zapewne kierowany jest przez zorganizowane grupy przestępcze" - oświadczył w poniedziałek minister sprawiedliwości landu Badenia-Wirtembergia Ulrich Goll. Jego zdaniem naiwnością jest uważać, że prostytucja to normalny zawód.
27.07.2009 | aktual.: 28.07.2009 10:57
_ "Nie mam nic przeciwko zwykłym domom publicznym, ale takie burdele z +flatrate+ (ryczałtową stawką - PAP) godzą w godność człowieka. Nie możemy tolerować ich na gruncie naszego porządku prawnego"_ - oświadczył minister.
Po policyjnych nalotach zamknięto domy publiczne w Fellbach koło Stuttgartu oraz w Heidelbergu. Przeszukano również przybytki w Schoenefeld pod Berlinem oraz w Wuppertalu. W sumie policja skontrolowała 270 mężczyzn oraz 170 kobiet. W Fellbach zatrzymano 12 osób. Wobec 25-letniej kierowniczki domu publicznego oraz 25-letniego pracownika dyrekcji wydano nakazy aresztowania.
Podstawą do przeprowadzenia akcji były podejrzenia, że właściciele przybytków unikają płacenia podatków oraz składek na ubezpieczenie społeczne oraz zatrudniają cudzoziemki bez koniecznych pozwoleń.
W minionych tygodniach powstające w Niemczech domy publiczne stosujące tzw. flatrate budzą coraz więcej kontrowersji. Obowiązuje w nich zasada, że klient płaci jedną ryczałtową opłatę np. ok. 100 euro i może otrzymać dowolną liczbę usług seksualnych oraz korzystać z baru.
Otwarty na początku czerwca tego roku nowy przybytek w Fellbach wywołał protesty społeczne i oskarżenia o poniżanie kobiet. Szeroka koalicja, złożona z polityków różnych opcji, organizacji broniących praw kobiet, stowarzyszenie mieszkańców Fellbach, kościołów, złożyła do prokuratury zawiadomienie przeciwko klubowi, zarzucając jego właścicielom wyzyskiwanie kobiet.
W lipcu inicjatywa społeczna wystosowała list otwarty w tej sprawie do kanclerz Angeli Merkel oraz członków jej rządu z żądaniem zakazania uwłaczających kobietom praktyk, które prowadzą do zatarcia granicy między dobrowolnym uprawnianiem prostytucji a zmuszaniem do niej.
W obronie tych przybytków stanęły jednak kobiety, które w nich pracują. W zeszłym tygodniu w dziennikach "Sueddeutsche Zeitung" i "Frankfurter Rundschau" zamieściły ogłoszenie, w którym zarzucają konserwatywnym politykom i organizacjom, że podsycają protesty społeczne, by doprowadzić do zaostrzenia przepisów regulujących prostytucję. "W tym całym sporze nie chodzi wcale o warunki pracy kobiet w domach publicznych, ale o moralną kampanię oraz znalezienie pretekstu do zaostrzenia przepisów, które i tak nie są dobre" - powiedziała PAP Juanita Henning, szefowa organizacji Dona Carmen.
Według szacunków niemieckich władz prostytucją trudni się w kraju 400 tysięcy osób, głównie kobiet. Związek zawodowy Verdi ocenia obroty tego sektora na ok. 14,5 miliarda euro rocznie. Od 2002 r. w Niemczech prostytucja jest legalna. Osoby trudniące się nią opłacają podatek dochodowy i mają prawo do świadczeń.
_ Anna Widzyk (PAP)_