MilitariaPolska kupuje okręty podwodne

Polska kupuje okręty podwodne

W ciągu najbliższych dni mają rozpocząć się rozmowy techniczne w sprawie zakupu przez polską armię trzech okrętów podwodnych. Wstępna procedura ma się zakończyć do 30 marca. "Nareszcie!" - słowo to aż ciśnie się na usta, biorąc pod uwagę katastrofalny stan naszej podwodnej floty. Ten, kto oczekuje, że na służbę do Marynarki Wojennej trafią piękne egzemplarze uzbrojonych po zęby podwodnych drapieżników, może się jednak bardzo pomylić.

Polska kupuje okręty podwodne
Źródło zdjęć: © AFP

29.01.2014 | aktual.: 30.01.2014 09:34

Okazuje się, że mimo stosunkowo dużych środków (5 miliardów złotych), jakie przeznaczono na modernizację polskiej floty podwodnej, prawdopodobnie nie obędzie się bez oszczędności - i to kluczowych. Wiele wskazuje na to, że MON zdecyduje się na zakup "gołych" okrętów podwodnych - bez rakiet manewrujących. Dowodem na to jest brak odpowiedniego zapisu w wymogach operacyjnych dla jednostek, które planuje zakupić polska armia.

Jeśli ten scenariusz się ziści, polskie okręty podwodne będą mogły zwalczać jedynie wraże okręty podwodne i nawodne za pomocą torped i pocisków przeciwskrętowych oraz w ograniczonym stopniu lotnictwo - nie będą wyposażone w pociski rakietowe dalekiego zasięgu do zwalczania celów na lądzie. Tym samym stracą na potencjale "odstraszającym", a zasięg ich rażenia nie przekroczy kilkunastu kilometrów. Można wręcz mówić o "podwodnej" kompromitacji.

Brak planów zakupu okrętów wyposażonych w rakiety manewrujące z miejsca wywołał lawinę komentarzy - eksperci wskazują, że okręty bez rakiet manewrujących mogą okazać się chybioną inwestycją, która tylko w niewielkim stopniu poprawi polski potencjał obronny. Ponadto ewentualne późniejsze dozbrojenie polskich jednostek to operacja znacznie bardziej kosztowna i złożona niż zakup okrętów już wyposażonych - lepiej zrobić to wcześniej, tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, że okręty będą budowane specjalnie na polskie zamówienie, "pod klucz". "Brak wymagań dotyczących zakupu pocisków dalekiego zasięgu to działanie na szkodę potencjału militarnego państwa" - uważa Mariusz Cielma z "Dziennika Zbrojnego" - "Źródło problemu jest w Warszawie, albo wśród doradców, albo wśród decydentów, a być może także politycznych przełożonych ministra Siemoniaka".

W rozmowach technicznych prawdopodobnie weźmie udział 8 koncernów zbrojeniowych. MON będzie mógł wybierać m. in. między propozycjami francuskimi, niemieckimi, szwedzkimi i hiszpańskimi. Francuzi oferują okręty podwodne typu Scorpene oraz Andrasta - pierwsze to dwupokładowe jednostki średniej wielkości pokryte materiałami tłumiącymi fale akustyczne, drugie są przystosowane do operacji w wodach przybrzeżnych. Z kolei 212A oraz 214A to potencjalni kandydaci ze strony niemieckiej - pierwszy model w ogóle nie jest przystosowany do przenoszenia pocisków manewrujących. Drugi może pochwalić się za to aż 20 możliwymi konfiguracjami wyposażenia i ładunku, co w znacznym stopniu ułatwia ewentualne modyfikacje w trakcie służby. Atutem szwedzkiego A26 jest natomiast technologia stealth zapewniająca okrętowi "niewidzialność" oraz możliwość operowania zarówno na wodach przybrzeżnych, jak i oceanie. Propozycja hiszpańskiej stoczni Navantia budzi z kolei pewne wątpliwości: pół roku temu francuskie i amerykańskie media
alarmowały, że nowy okręt podwodny S80 może mieć problemy z... pływaniem. Okręt miał być zbyt ciężki, by samodzielnie wynurzyć się na powierzchnię.

Niezależnie od tego, które jednostki wybierze polska Marynarka Wojenna, dwa okręty podwodne mają trafić na służbę do 2022 roku, a trzeci - do 2030. Tym samym zastąpią pięć okrętów podwodnych, którymi aktualnie dysponujemy. ORP Orzeł (291), ORP Bielik, ORP Kondor, ORP Sokół i ORP Sęp to jednostki przestarzałe, część z nich zwodowano w połowie lat 60. ubiegłego wieku.

KP/PFi, facet.wp.pl

Źródło artykułu:WP Facet
Komentarze (171)