HistoriaPolski trop ucieczki doktora Mengele

Polski trop ucieczki doktora Mengele

Czy kompleks Zittwerke w Sieniawce mógł być jedynie „zasłoną” dla bestialskich eksperymentów medycznych na więźniach i więźniarkach?

Polski trop ucieczki doktora Mengele
Źródło zdjęć: © Źródło: Mengele (drugi z lewej) w towarzystwie m.in. Richarda Baera - komedanta obozu Auschwitz (od maja do grudnia 1944 r.) / wikimedia commons

30.11.2016 | aktual.: 04.12.2016 10:55

7 lutego 1979 roku na brazylijskiej plaży Bertioga na skutek zawału serca podczas kąpieli w Atlantyku utopił się Austriak, niejaki Wolfgang Gerhard. Sześć lat później, 6 czerwca 1985 roku, na cmentarzu Nossa Senhora do Rosario w Embu niedaleko Sao Paulo ekshumowano szczątki topielca. Dlaczego? Ktoś na początku 1985 roku wygadał się „przy kielichu”, że do końca lat siedemdziesiątych miał kontakt z Josefem Mengelem, osławionym „aniołem śmierci” z Auschwitz. To był sygnał dla niemieckiej prokuratury, by wziąć się energicznie do pracy, przesłuchać świadków i natrafić podczas rewizji na korespondencję z… Mengelem, dziwnie urywającą się na początku 1979 roku. Ekshumacja potwierdziła, że chodzi o poszukiwanego od końca wojny na wniosek państwa polskiego przestępcy wojennego.

Choć nie wszyscy dawali wiarę wynikom ekshumacji (sugerowano, że pochowanym mógł być sobowtór Mengelego), Niemcy zlecili Brytyjczykom badania DNA. Ci dopiero w 1992 roku rozwiali wszelkie wątpliwości. Po ekshumacji syn Mengelego, Rolf, udzielił obszernego wywiadu Indze Byhan z magazynu „Bunte”, w którym opowiedział o zniknięciu swego ojca. Była w nim jednak 9-miesięczna luka: co działo się z ojcem po opuszczeniu Auschwitz i zanim – pod przybranym nazwiskiem – pojawił się u pewnego bawarskiego rolnika?

Obraz
© Josef Mengele / wikimedia commons

Mengele znany był z przeprowadzania okrutnych eksperymentów pseudomedycznych na więźniarkach i więźniach. Uciekł z Auschwitz 17 stycznia 1945 roku, zabierając dokumentację medyczną, materiały i dane z badań nad bliźniętami i innymi więźniami, w przeciwieństwie do obozowej, którą komendant sturmbannführer SS Richard Baer nakazał niszczyć.

Więzień Auschwitz Józef Cyrankiewicz, późniejszy polski premier, zdążył napisać w ostatnim grypsie z obozu: „Chaos, panika wśród SS – pijani… Maszerujemy najpierw w kierunku Bielska. Potem część idzie w stronę Sudetów (Leitmeritz), część do Gross-Rosen”. Do tego ostatniego zdążał także swoim autem Mengele.

O jego pobycie w Gross-Rosen wiadomo niewiele. Od 18 stycznia pracował tam jako lekarz obozowy. 14 lutego do obozu wkroczyła Armia Czerwona. Ale Mengelego już w nim nie było. Obóz posiadał około stu filii, nadal funkcjonowały te, których postępująca ofensywa ze wschodu jeszcze nie wyzwoliła, a dokąd przemieszczano – często pospiesznie i w chaosie – więźniów z innych podobozów.

Obraz
© Ogólny widok na kompleks Zittwerke w Sieniawce / M. Sosnowski

Do AL Zittau 12 lub 13 lutego dotarła cała komendantura obozu głównego Gross-Rosen z Johannesem Hassebroeckiem na czele, by po ośmiu dniach skierować się do AL Reichenau (dziś Rychnov w Czechach). Czy Mengele mógł krążyć między podobozami? Zgromadzone relacje potwierdzają, że tak. I wszystkie prowadzą do… położonej u styku trzech granic polskiej Sieniawki, ówczesnego Kleinschönau. Bo to tu ulokowany był podobóz Gross-Rosen.

Do ponad 26-hektarowego kompleksu budowanych od 1938 roku w Kleinschönau koszar przeniesiono z Dessau zakłady lotnicze Junkersa „Zittwerke AG”. Tu stworzono podczas wojny szereg obozów: jeńców wojennych, karny, wychowawczy, pracy przymusowej, przy zakładach pracy, dla robotników z Europy Wschodniej czy dla Żydów. A także filię KL Gross-Rosen – obozy męski i żeński (tzw. FAL), głównie dla Żydów i Żydówek zatrudnionych przy produkcji części do samolotów.

Co wiedzą Czesi?

Ivan Rous z Muzeum Północno-Czeskiego w Libercu dokumentuje działalność podobozów Gross-Rosen. O Mengelem przedstawił następującą relację:

„Pierwszą komendantką obozu w Białym Kościele (Bily Kostel) była kobieta o nazwisku Dinner. Drugą – Lidia Dienel, która przyjechała do obozu pod koniec stycznia 1945 r. z transportem z FAL Gebhardsdorf i odznaczała się niezwykłą brutalnością. Więźniarki były często bite, wiele z nich zakatowano na śmierć. Dokładne dane o uśmierconych nie są znane. Podobnie na więźniarkach Żydówkach wyżywali się żołnierze SS. Z zeznań wiemy o pobiciu na śmierć holenderskiej kobiety na placu apelowym za próbę ucieczki. Nieludzko zachowywali się dozorcy wobec dzieci, które urodziły się w obozie, do czego czasami dochodziło. Przynajmniej siedmioro tak urodzonych dzieci było na miejscu uśmierconych jadem lub wysłane do Gross-Rosen. Jedna kobieta w ciąży była wysłana do FAL Zittau, gdzie w obozie był oddział dla ciężarnych. FAL Zittau tworzyły budynki umieszczone w dzisiejszej Polsce, we wsi Sieniawka. Były tam już inne kobiety z Kratzau (Chrastava), przybyłe po selekcji przeprowadzonej przez dr. Mengele. Obozy w Bilym Kostele nad Nysou i Chrastavie Mengele odwiedził minimum trzy razy. Pierwszą selekcję przeprowadził w październiku 1944 r., następną 20 stycznia. i ostatnią 20 marca 1945 r.”.

Obraz
© Sieniawka obecnie, wjazd do dawnych koszar / P. Rodzik, J. Witek, J. Skowroński

Skoro oświęcimski oprawca pojawił się w pobliskich czeskich miejscowościach, czy mógł być w samym Kleinschönau? Dwie ostatnie daty to czas po ucieczce Mengele z Auschwitz. Wśród 17 podobozów Gross-Rosen na terenie Czech, 13 przeznaczono dla kobiet, m.in. Kratzau I, Kratzau II czy Ober Hohenelbe. O ostatnim wzmiankuje w swojej w książce „Josef Mengele. Doktor z Auschwitz” Ulrich Völklein. Przytacza on zeznanie Żydówki Chawy Kramerj, jednej z bliźniaczek, którą w Auschwitz interesował się Mengele. Siostry przeniesiono do pracy w Ober Hohenelbe, do małego obozu pracy przymusowej dla 400 osób. Wizytując ten obóz, Mengele wyselekcjonował chorych – niezdatnych do pracy zabijano. Chawę selekcja ominęła, bo z trudem utrzymując się na nogach, oparła się o ścianę, czego Mengele nie zauważył. Wybranych więźniów (10-15 osób) przewieziono do innego obozu, gdzie było krematorium.

Sprawa pobytu Mengele w filiach Gross-Rosen w Czechach ożyła w 2012 roku, kiedy w libereckim muzeum otwarto wystawę „Za ostatnim drutem”. Po niej powstały reportaż radiowy i tekst o pobycie Mengele w Chrastavie. Jego autor, František Vydra, pisał: „ponieważ w ostatnich dniach wojny likwidowano (palono) wszelkie kompromitujące dokumenty, nie zachowały się żadne pisemne materiały, że Mengele uczestniczył tu w selekcjach w obozach kobiecych. Istnieją jednak zeznania nielicznych więźniów, którzy te jego działania przy samym końcu wojny potwierdzają”.

Obraz
© Ruiny kotłowni, a według niektórych - krematorium obozowego / P. Rodzik, J. Witek, J. Skowroński

Łużycka Grupa Poszukiwawcza na tropie

ŁGP zdobyła informację, że w Kleinschönau w obozie przebywała spora grupa węgierskich Żydówek. Grupa nawiązała kontakt z organizacją żydowską DEGOB (Narodowy Komitet ds. Wypędzonych) w Budapeszcie. Zgromadził on wspomnienia ok. 5 tys. więźniów, którzy przeżyli holocaust. Dwie z zebranych relacji mówią o fabryce Zittwerke. Ta druga zasługuje na szczególną uwagę.

A.T (dane zostały zastrzeżone) urodziła się w Xesse (słowackie Koszyce), po wojnie zamieszkała w Budapeszcie. 19 maja 1944 r. została zatrzymana i z transportem 400 innych osób, po trzech dniach trafiła do Auschwitz. Tu spotkała Mengele. Ten wybrał ją do pseudoeksperymentów medycznych. A.T., opisując przejścia i udział w badaniach, mówi o… Kleinschönau.

„Całe życie nie miałam tatuażu, w obozie dostałam tylko numer identyfikacyjny 84182 i do końca życia będę żałowała, że nie mam tego znaku wypalonego na przedramieniu jako dowód tego, co z nami zrobiono w 1944 r. Jesienią w Auschwitz zjawiło się dwóch cywili szukających 500 kobiet do pracy w Zittwerke. Zgłosiłam się dobrowolnie. Myślałam, że tam będzie lepiej i więcej jedzenia dla 500 osób niż dla kilku tysięcy w Auschwitz. Pożegnanie Auschwitz – myślałyśmy, że już nie spotkamy Mengele. Myliłyśmy się. Zapędzono nas do łaźni, musiałyśmy się wszystkie rozebrać do naga. Zabrano nam wszystko, co posiadałyśmy. Długo tak stałyśmy. Nagle wiadomość – przyjdzie Mengele. Panika, strach. Mengele wkroczył, szum pracujących urządzeń, nasze krzyki i Niemek z SS, nie mogących nas uspokoić, powodował chaos. Wtedy Mengele rozkazał: wszystkie mamy klęczeć! I wyciągnął bicz przygotowany do uderzenia. Słowami nie da się opisać tego widoku – 500 nagich kobiet przed Mengele. Zamarłyśmy. Jego oczy wyglądały jak u wściekłego zwierza. Przemówił do nas: jeśli nie będzie żadnej ciszy, zaprowadzę was wszystkie nagie i żywe do ognia. Potem każda stawała przed nim z podniesionymi rękami. Sprawdzał, czy nie mamy znamion na ciele, bo tego nienawidził.

26 października 1944 r. wyruszyłyśmy w transporcie do Zittau, w wagonie po 50 kobiet. 28 października wieczorem przyjechałyśmy na dworzec w Zittau. Poprowadzono nas do obozu przez miasto. Początkowo fabryka zrobiła ogromne wrażenie. Pięknie wykończone budynki, ogrzewane gazem, z bieżącą wodą. Dostałyśmy pościel, 2 koce, talerz, garnuszek i łyżeczkę. W bloku mieszkali jeńcy angielscy, dali nam mydło, ręczniki, chusteczki czy szczoteczkę do zębów. Mieli to z cotygodniowych paczek z Czerwonego Krzyża. Po kilku dniach odwieziono ich w nieznanym kierunku, a nam zabrano wszystko. Po ich odjeździe blok otoczono drutem kolczastym pod napięciem, na rogach ustawiono cztery wieże wartownicze z silnymi reflektorami.

Po dwóch tygodniach zaczęłyśmy pracę, w 12-godzinnych zmianach w fabryce części samolotów Zittwerke A.G. Junkersa. Było tu wiele narodowości: Rosjanie, Ukraińcy, Włosi, Belgowie, Francuzi… Nieletni pracowali w systemie 8-godzinnym. Trafiłam do kancelarii. Po pracy powrót do bloku dla 500 kobiet, zapełnionym od piwnic po strych.

Od stycznia do lutego byłyśmy bardzo głodne. W południe dostawałyśmy 1 litr gorącej wody z brukwią w środku. Była to nasza zupa, czasem z surowym ziemniakiem. Kolacja – kromka chleba. Zapanowało duże napięcie, gdy dowiedziałyśmy się, że odwiedzi nas Mengele. Powróciło Auschwitz. Mengele przyszedł do bloku na inspekcję i w końcu trafił do naszego 22-osobowego pokoju. Patrzył na porządek i higienę, ale wyglądał na pana bez mocy, sfrustrowanego, jego jadowite zęby już wypadły. W większości pokoi były namalowane obrazki i teksty po jeńcach angielskich. W naszym zastał na ścianie panoramę miasta Dover, z sentencją: There will be blue, birds over the white cliffs of Dover – Mengele bezbłędnie na głos odczytał ten tekst i uśmiechał się przy tym zamyślony. Rozkazał, by te obrazki i teksty zlikwidować lub zalepić papierem. Tego dnia dotarły wiadomości z Breslau i Gross-Rosen, wywołując duży niepokój i jednostka SS wraz z Mengele ewakuowała się do Zittau”.

Niestety, A.T. nie podaje dokładnej daty pobytu Mengele w Kleinschönau. Zawężamy ją do okresu 13 lutego – 20 marca 1945, tj. między przybyciem tu komendantury z Gross-Rosen a datą wg relacji czeskich, kiedy widziano go w obozach Kratzau I oraz Bily Kostel, oddalonych od Kleinschönau zaledwie o 12 km. Po wizycie w Chrastavie Mengele zaczął planować swoją ucieczkę na zachód Niemiec.

Mengele – w naszym domu padało to nazwisko

Po uroczystościach w Miłoszowie, kiedy w maju br. odsłaniano pomnik pamięci więźniów KL Gross-Rosen, nawiązaliśmy bliższy kontakt z rodziną więźnia-lekarza Zygmunta Kuliga. Do filii Hartmannsdorf Kuliga przewieziono 24 października 1944 r. Przebywał tu do likwidacji obozu, opiekując się grupą obłożnie chorych więźniów, na koniec udał się z nimi do Zittau. Wybrał dwóch najzdrowszych – Władka Kołłątaja i Zdzisława Molendę – do pomocy przy chorych, a wcześniej przy pochówkach tych, którzy w Hartmannsdorf zmarli. Molenda wspominał:

Obraz
© Dokument ze zbiorów rodzinnych droktora Zygmunta Kuliga

„Byłem przekonany, że po przeżytym piekle w Domu Żołnierza w Poznaniu i obozach w Żabikowie, Gross-Rosen i Hartmannsdorf, nic gorszego mnie nie może już spotkać. To, co ujrzałem po przybyciu w dniu 19 marca 1945 roku do obozu w Zittau, przechodziło wszelkie ludzkie wyobrażenia. Było to prawdziwe dno piekła na ziemi. W obozie pozostawali Żydzi, pochodzący przeważnie z Węgier. Sami esesmani mówili o obozie Vernichtungslager (obóz wyniszczenia). Więźniowie byli zatrudnieni przy produkcji silników lotniczych. Zastaliśmy w obozie straszliwe warunki. Praca w zakładach ustała. Wychudzeni Żydzi nie mogli poruszać się o własnych silach, zalegając cele o cementowych posadzkach, pokrytych garstkami wełny drzewnej, przesiąkniętej kałem i moczem. W obozie grasowały: czerwonka, gruźlica, flegmona, szkorbut, a nawet tyfus. Cały obóz był jak gdyby ogromnym rewirem, a raczej umieralnią. Dr Kulig zabrał się natychmiast z całą energią do ulżenia chorym w ich straszliwej doli. Wspieraliśmy go z Władkiem na ile pozwalały nasze wątłe siły. Pomagaliśmy przy opatrunkach, rozdzielaliśmy chorym na szkorbut miksturę, którą dr Zygmunt przygotowywał z wywaru pokrzyw. W pierwszym okresie pobytu w obozie ratowaliśmy się przed śmiercią głodową sucharami, przezornie przygotowanymi w obozie Hartmannsdorf”.

Nocą z 8 na 9 maja z obozu ulotnili się esesmani, następnego dnia nadeszła wolność. Molenda zapamiętał, że obóz znajdował się we wschodniej części miasta. Pisał: „w chwili wyzwolenia w obozie Zittau udało się doczekać tylko garstce więźniów. W obozie otrzymywaliśmy głodowe racje żywnościowe – 100 g chleba i miskę przegotowanej wody ze strużynami od ziemniaków. Po oswobodzeniu obozu zajęliśmy się w grupie kilku zdrowych osób pod kierownictwem doktora Kuliga grzebaniem zmarłych więźniów oraz przeniesieniem pozostałych przy życiu do miejscowego szpital, w porozumieniu z radzieckim komendantem miasta”.

W domu u Kuligów nie rozmawiano o obozie i przeżyciach ojca. Rodzice nie chcieli, aby dzieci wyniosły cokolwiek z domu do szkoły. Córka Maria zapamiętała, że kilka razy padło nazwisko Mengele. Ojciec musiał się z nim zetknąć. Nie pojechał na przesłuchania do Niemiec, więc odbyły się one w Krakowie. Mocno je przeżył, wróciły wojenne koszmary. Szczegółów nie zna, wie jednak, że po przesłuchaniach sporządzono prywatne notatki. Pisał je prof. Józef Nedoma, tłumaczący w sądzie zeznania Kuliga. On sam, mimo doskonałej znajomości języka, nie chciał zeznawać po niemiecku. Nedoma opowiadał później, że usłyszał rzeczy straszne. A przesłuchujący pytali o Mengelego. Niedługo potem dr Kulig zmarł.

Syn Zygmunta Kuliga, Andrzej, jest uznanym profesorem medycyny, patomorfologiem. Niedawno odwiedził Dolny Śląsk. Zapalił znicz przy pomniku w Miłoszowie, a potem wspólnie udaliśmy się na teren Zittwerke do Sieniawki, gdzie ojca zastał koniec wojny. Później – na naszą prośbę – prof. Kulig sporządził opinię o tym, co tu ujrzał:

„W czasie mojego pobytu w piwnicach byłych koszar wojskowych w Sieniawce miałem możność dokładnego obejrzenia betonowych stołów opartych na szerokiej prostokątnej pionowej podstawie. Były to dwa rodzaje stołów. Pierwsze dwa odpowiadają budowie typowych stołów sekcyjnych, które zostały częściowo zmodyfikowane na początku lat 70. Posiadają zewnętrzne doprowadzenie wody i centralny odpływ. Stoły zmodyfikowano, pokrywając powierzchnię płytkami ceramicznymi, doklejonymi do poprzedniej płaszczyzny betonowej. Jak mnie poinformowano, na stołach tych wykonywano po wojnie sekcje zwłok osób zmarłych w szpitalu psychiatrycznym, mieszczącym się w części dawnych koszar. Niezależnie od sali sekcyjnej korespondowało z nią zaplecze zwykłe dla prosektoriów, obecnie bez typowego sprzętu. W innym pomieszczeniu pokazano mi kolejne dwa stoły o innej konstrukcji oraz znajdującą się w narożnej części pomieszczenia betonową kadź – zbiornik. Stoły są prostokątne, jednak brzegi były wysokie, skośnie opadające w kierunku dna tworząc struktury trapezoidalne. W dnie znajdował się odpływ wody do kanalizacji. W brzeżnych częściach pozostały elementy metalowych rur, prawdopodobnie doprowadzających wodę służącą do wypłukiwania treści (krew, skrzepy, płyny, nieczystości) w czasie preparowania. Wymiary stołu: 3,10x1,15 m, a łoże ma 2,50 m. W mojej opinii stoły te przeznaczone były do wypreparowywania bloków anatomicznych narządów przeznaczonych do dalszych szczegółowych badań np. wad rozwojowych, zmian po przeprowadzonych wcześniej zabiegach chirurgicznych itp. Z przekazów mojego ojca, lekarza dra Zygmunta Kuliga, więźnia tego obozu, pamiętam, że niektórzy niemieccy lekarze (m.in. dr Mengele) byli zainteresowani tymi badaniami, o czym dowiadywał się od innych więźniów. Wypreparowywane bloki narządowe były prawdopodobnie utrwalane w opisanym wyżej zbiorniku w roztworze formaliny, a następnie w płynie Keiserlinga. Wykonywano z nich preparaty anatomiczne. Preparaty w słojach były prawdopodobnie przekazywane do medycznych ośrodków akademickich w Niemczech jako przedmiot badań czy pomocy naukowych. Czas, jaki upłynął od zakończenia wojny, w dużym stopniu naruszył stan tych pomieszczeń, jednak ich aktualny stan jest zadowalający do szczegółowego opisu, zwłaszcza że pomieszczenia te nie były przedmiotem poszukiwań przez osoby niepowołane. Jestem specjalistą patomorfologiem o ponad 60-letnim doświadczeniu, dlatego znając zaplecza licznych prosektoriów w kraju i za granicą, czuję się upoważniony do snucia powyższych rozważań. W aktualnym stanie nauk medycznych nie obrazuje się zmian narządowych w postaci preparatów anatomicznych, stąd zaplecza zakładów anatomii prawidłowej czy patologicznej praktycznie zostały zlikwidowane. Nie mam możliwości porównywania tego zaplecza z lat 40. ze stanem obecnym”.

Obraz
© Prof. Andrzej Kulig, syn Zygmunta, przy jednym z 4 zachowanych stołow do preparacji anatomicznych / J. Skowroński, M. Witek

Reasumując

Popularność filmu „Mury mówią“ sprawia, że do ŁGP zgłaszają się ludzie informujący o szokujących zdarzeniach, mających miejsce w Sieniawce w czasie wojny. Choćby ostatnio Annelore Gäbler z Zittau, która jako 16-letnia uczennica (szkołę zamknięto jesienią 1944 r.) musiała pracować w Zittwerke. Któregoś dnia zlecono jej zaniesienie dokumentów do chronionego przez SS obozu koncentracyjnego. Wartownik już na nią czekał i bez zastrzeżeń weszła na teren. W biurze spotkała swojego szefa w towarzystwie paru wyższej rangi oficerów SS. Pani Gäbler nie wyklucza, iż byli to lekarze z otoczenia doktora Mengele. Podczas krótkiego pobytu na tym przecież mocno strzeżonym obszarze, po raz pierwszy zobaczyła rzeczywistość obozu. „Ludzie, których większość była tak chora i wycieńczona, że nie mogła chodzić, leżeli jak na półkach, gęsto ściśnięci, jeden na drugim, na wielu piętrach. To był straszny, niezapomniany widok”.

Opinia prof. Kuliga potwierdza, że zachowane do dziś stoły w Zittwerke służyły do eksperymentów medycznych. Jeśli Völklein dowodzi w swojej książce, że przesyłki z wypreparowanymi organami dostarczano z Auschwitz – na polecenie Mengele – do Instytutu Antropologii, Dziedziczności i Eugeniki im. Cesarza Wilhelma w Berlinie czy Centralnych Zbiorów Genetyki w Niemczech, należy zapytać: czy tylko z Auschwitz? Skoro Mengele nie zaprzestał swej działalności, Zittwerke mogło być jedynie „zasłoną” dla bestialskich eksperymentów medycznych na więźniach i więźniarkach. A za tym wszystkim stał „anioł śmierci”, którego nigdy nie dosięgła ręka sprawiedliwości.

Zabudowany dawnymi koszarami wojskowymi teren, częściowo zamieszkały, nawet dziś przeraża. Nie każdy z mieszkańców Sieniawki wie, co działo się tu w przeszłości. Obecnie trwają przygotowania, by trwale upamiętnić ofiary II wojny światowej.

Autorzy dziękują Piotrowi Rodzikowi, Sławomirowi Staszczukowi i Arturowi Zabłotnemu (wszyscy z ŁGP), Marcie Lang, Zigmundowi Husvethowi (Węgry) i prof. Andrzejowi Kuligowi za udzieloną pomoc i cenne wyjaśnienia.

Janusz Skowroński i Jan Witek

Artykuł powstał we współpracy z miesięcznikiem "Odkrywca"

Obraz
© Odkrywca
Źródło artykułu:Odkrywca.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (23)