Poświęcenie prawdziwego kibica nie zna granic
Dla niektórych futbol to po prostu kolejna dyscyplina
Poświęcenie prawdziwego kibica nie zna granic
Dla niektórych futbol to po prostu kolejna dyscyplina sportowa. Ale nie brakuje też takich, dla których to coś zdecydowanie więcej - to sens życia, religia, gdzie inni kibice to rodzina i współbracia, a piłkarze urastają do rangi półbogów. A czego nie robi się dla swojej rodziny albo religii? Niektórzy gotowi są do największych ofiar - jeśli trzeba, mogą poświęcić nawet swoje życie.
Od kilku tygodni trwa na świecie prawdziwe święto każdego piłkarskiego kibica - są tacy, którzy na tę okoliczność biorą urlop albo udają się w zaciszne miejsce, by godnie celebrować mundial. Ci, którzy mogą sobie na to pozwolić, w zorganizowanych grupach ruszają w świat, by wiernie trwać przy swojej reprezentacji. Ale piłkarskie mistrzostwa to także czas, gdy w mediach pojawiają się informacje o prawdziwych fanatykach futbolu. Co ciekawe, nie zawsze pochodzą one z krajów, które utożsamiane są z rozwiniętą kulturą kibicowską. Już trzy dni po rozpoczęciu turnieju smutne wieści dotarły z Chin.
Oni kibicują wszystkim
Światowa prasa sporo uwagi poświęciła 39-letniemu mężczyźnie, który kilkadziesiąt godzin po pierwszym gwizdku w Sao Paulo doznał udaru mózgu. Jak udało się wyjaśnić, Zhou Meng niemal całkowicie zrezygnował ze snu, by nie przeoczyć żadnej piłkarskiej konfrontacji. W ciągu dnia chodził do pracy, a w nocy śledził poczynania kolejnych drużyn narodowych. Jego organizm odmówił posłuszeństwa w czasie sobotniego meczu pomiędzy Urugwajem a Kostaryką. Został odwieziony do szpitala, ale kilka godzin później zmarł. Zdaniem lekarzy, organizm zmarłego był skrajnie wyczerpany.
Nagła śmierć chińskiego kibica po pierwszych dniach mundialu nie była jednak wielkim zaskoczeniem. Jeszcze przed rozpoczęciem mistrzostw lekarze spodziewali się, że sprawy mogą przyjąć taki obrót. Prasa w Państwie Środka już wcześniej informowała o planach wielu kibiców, którzy opowiadali o rewolucjach w swoich planach, byle tylko obejrzeć wszystkie mecze albo wprost deklarowali, że w najbliższych tygodniach zamierzają ograniczyć ilość snu do minimum.
Oni kibicują wszystkim
Światowa prasa sporo uwagi poświęciła 39-letniemu mężczyźnie, który kilkadziesiąt godzin po pierwszym gwizdku w Sao Paulo doznał udaru mózgu. Jak udało się wyjaśnić, Zhou Meng niemal całkowicie zrezygnował ze snu, by nie przeoczyć żadnej piłkarskiej konfrontacji. W ciągu dnia chodził do pracy, a w nocy śledził poczynania kolejnych drużyn narodowych. Jego organizm odmówił posłuszeństwa w czasie sobotniego meczu pomiędzy Urugwajem a Kostaryką. Został odwieziony do szpitala, ale kilka godzin później zmarł. Zdaniem lekarzy, organizm zmarłego był skrajnie wyczerpany.
Nagła śmierć chińskiego kibica po pierwszych dniach mundialu nie była jednak wielkim zaskoczeniem. Jeszcze przed rozpoczęciem mistrzostw lekarze spodziewali się, że sprawy mogą przyjąć taki obrót. Prasa w Państwie Środka już wcześniej informowała o planach wielu kibiców, którzy opowiadali o rewolucjach w swoich planach, byle tylko obejrzeć wszystkie mecze albo wprost deklarowali, że w najbliższych tygodniach zamierzają ograniczyć ilość snu do minimum.
Oni kibicują wszystkim
Lekarze spodziewając się większej ilości pracy w czasie mundialu (tylko w szpitalach w Szanghaju liczba interwencji podczas pierwszego weekendu mundialu wzrosła o połowę), wiedzieli, co mówią. Także w czasie poprzednich wielkich imprez piłkarskich dochodziło do tragedii, spowodowanych wycieńczeniem organizmu pacjentów, których rytm zaczął kręcić się wokół kolejnych meczów. W 2012 r., podczas rozgrywanych na stadionach Polski i Ukrainy meczów Euro, jeden z kibiców zmarł po tym jak przez 11 dni niemal nie zmrużył oka.
Po jednym z meczów wrócił do domu, wziął prysznic i w końcu zasnął, ale już się nie obudził. 26-latek zmarł z powodu skrajnego wyczerpania organizmu. Także podczas piłkarskich mistrzostw świata w 2006 i 2010 r. odnotowano wiele podobnych wypadków. Większość w... Chińskiej Republice Ludowej. Poświecenie kibiców może zaskakiwać, szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że chińska reprezentacja narodowa tylko raz do tej pory wystąpiła na mundialu.
Na dobre i na złe, aż do grobowej deski
Kochać ponad wszystko piłkę nożną jako dyscyplinę to jedno. Ale czym jest prawdziwy fanatyzm, przekonamy się dopiero wtedy, gdy zainteresujemy się piłką klubową. Tam przykładów skrajnego oddania sprawie jest mnóstwo. W tym roku spore poruszenie wywołała informacja dotycząca kibica angielskiego Doncaster, który podczas meczu kończącego sezon mocno dopingował z trybuny piłkarzy swojego klubu. Przez długi czas wszystko układało się dobrze, a wierni fani pewni byli utrzymani w lidze.
Pod koniec meczu karta się odwróciła, zespół stracił bramkę i przegrywał, co zbiegło się jeszcze z informacjami z innych aren, które to oznaczały degradację do niższej klasy rozgrywkowej. Jeden z kibiców osunął się na tę wieść na ziemię. Błyskawiczna pomoc lekarzy nie pomogła. Mimo trwającej 20 minut reanimacji pacjent zmarł. W ostatnich chwilach życia, jakie spędził w miejscu, które kochał najbardziej, towarzyszyły mu najbliższe osoby - żona oraz inni wierni fani Doncaster Rovers FC.
Na dobre i na złe, aż do grobowej deski
Wśród kibiców ligi angielskiej, którzy należą do najbardziej oddanych sprawie, nie brakuje też mniej drastycznych i zabawnych przykładów przywiązania do klubowych barw. W 2010 r. Shaun McCormack, wielki fan Liverpoolu, zmienił swoje imię i nazwisko na Fernando Torres McCormack - wszystko na cześć hiszpańskiego napastnika Fernando Torresa. Wielbiciel "The Reds", który jest szanowanym biznesmenem i ojcem czwórki dzieci, przez lata nie opuścił żadnego meczu. Przez modyfikację personaliów chciał zaś zaznaczyć swoją przynależność do słynnego klubu z Wysp.
"Wybrałem imię Fernando Torres McCormack, ponieważ ten gość jest legendą. Jest najlepszą rzeczą, jaka mogła się przytrafić Liverpoolowi" - powiedział McCormack.
Przedsiębiorca i kibic nie wziął jednak pod uwagę jednej rzeczy - tego, że jego idol nie jest równie mocno co on oddany klubowi i sprawie. Hiszpan pod koniec stycznia 2011 r. zmienił barwy, przenosząc się do Chelsea.
Na dobre i na złe, aż do grobowej deski
Można być oddanym klubowi, ale także reprezentacji. Tu nie można zapominać o słynnym Manolo. Pochodzący z Hiszpanii Manuel Caceres Artresoro nie ma za sobą udanego czasu po tym, jak mistrzowie świata po rundzie grupowej tegorocznego turnieju musieli wrócić do domu.
Słynny na całym świecie fan wsławił się bezgranicznym poświęceniem, gdy chodzi o kibicowanie La Roja. 65-letni kibic oddał im właściwie całe swoje życie - zrezygnował z pracy i rodziny, by tylko być ze swoimi.