Powodziowy wakeboarding
Podczas, gdy niemal cała południowa Polska pogrążona jest w rozpaczy wciąż zmagając się z falą powodziową, są i tacy, którzy te "nadzwyczajne" warunki pogodowe postanowili wykorzystać do... zabawy.
Spytacie się zapewne jak to możliwe. Czy bawi ich napełnianie worków z piaskiem, układanie wałów, wypompowywanie wody? Nic z tych rzeczy, grupa młodych ludzi z Krakowa postanowiła zwyczajnie, posurfować po zalanym mieście.
Znawcy przedmiotu zapewne słusznie zwrócą nam uwagę, że pleciemy głupoty i o żadnym surfingu nie może być mowy. Chylimy czoło i zawczasu przyznajemy im rację - bo nie o surfing tu chodzi, a o wakeboarding. Ta nowa, przybyła zza oceanu moda, to połączenie snowboardingu, nart wodnych i właśnie surfingu. W wersji podstawowej polega on na sunięciu po powierzchni wody na desce przypominającej snowboardową, trzymając się liny umocowanej do motorówki lub skutera wodnego.
I choć zazwyczaj ten sport uprawia się, w specjalnie przeznaczonych do tego akwenach wodnych - na plażach mórz i jezior, pomysłowość naszych rodaków nie zna granic. Kilka młodych osób z Krakowa "korzystając" z faktu, że jeszcze niedawno niektóre ulice tego miasta były kompletnie zalane przez występującą ze swych brzegów Wisłę, nie namyślając się długo postanowiło wykorzystać swój sprzęt do wakeboardingu oraz wysłużonego jeepa. Nas zastanawia, czy dzielni mołojcy zatroszczyli się o szczepienia przeciwko tężcowi. To po pierwsze. Po drugie, dla nas to jest w pewien sposób niesmaczne... I nie chodzi nam tu jedynie o upadki twarzą w mętną wodę...