Prymas Stefan Wyszyński - jego wielkości nie kwestionowali nawet wrogowie
25.05.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:24
28 maja 1981 roku zmarł kardynał Stefan Wyszyński, arcybiskup metropolita gnieźnieński i warszawski, prymas Polski
Prymas Tysiąclecia, jak go już po śmierci nazwano, sterował przez 33 lata - od 1948 roku do 1981 roku - nawą Kościoła w Polsce. Był człowiekiem niezłomnym, ale i rozważnym. Wiedział, kiedy można, a nawet trzeba ustąpić, a kiedy powiedzieć "non possumus" ("nie możemy"). Za sprzeciw przeciwko totalitarnej władzy zapłacił trzyletnim internowaniem.
Blisko ludzi
Podobnie jak Karol Wojtyła, wcześnie stracił matkę. Zmarła, gdy mały Stefan miał zaledwie dziewięć lat. Został mu tylko ojciec, który szczęśliwie doczekał czasów, gdy jego synowi powierzono najważniejsze godności kościelne w Polsce.
Stefan Wyszyński księdzem został w 1924 roku, mając 23 lata. Już wówczas znany był z zainteresowań społecznych. Przed II wojną światową udzielał się w chrześcijańskich związkach zawodowych i chrześcijańskim uniwersytecie robotniczym. Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim obronił pracę doktorską na temat "Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły". Był też redaktorem naczelnym "Ateneum Kapłańskiego" - pisma skierowanego do duchownych.
Spokojną pracę kapłańską przerwała wojna. W jej trakcie działał jako duszpasterz w Armii Krajowej. Był kapelanem Grupy AK Kampinos. Nosił wówczas pseudonim "Radwan III".
Zakończenie wojny przyniosło Wyszyńskiemu nowe, jeszcze trudniejsze wyzwania.
Z Lublina do Warszawy
W 1946 roku został mianowany biskupem ordynariuszem diecezji lubelskiej. Sakrę biskupią otrzymał z rąk prymasa Augusta Hlonda. Włodarzem Lublina nie był długo, bo niespełna dwa lata. Już w 1948 roku, po śmierci kardynała Hlonda, papież Pius XII mianował go prymasem Polski i arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim i warszawskim.
Stefan Wyszyński stanął na czele polskiego Kościoła w okresie wzmagającej się fali represji stalinowskich. Komunistyczna władza - po likwidacji legalnej opozycji politycznej i rozprawieniu się ze zbrojnym podziemiem - nie kryła, że "następny w kolejce" jest właśnie Kościół.
Na represje młody prymas nie musiał długo czekać.
Jeszcze w 1948 roku władze zamknęły "Tygodnik Warszawski" - katolickie pismo dla inteligencji, głoszące program chrześcijańsko-demokratyczny i pozostający w ostrej kontrze do marksizmu. Redaktorzy periodyku trafili do więzienia.
Chciał uchronić Polskę od kolejnej tragedii
Wkrótce powędrowali za nimi działacze likwidowanych stowarzyszeń katolickich, a także niewygodni kapłani.
W 1949 roku zaczęto ograniczać liczebność szkół katolickich, rozpoczęły się też prześladowania zakonów. Używanie miała cenzura, która coraz ostrzej ingerowała w materiały zamieszczane w prasie wyznaniowej.
W 1950 roku akcja antykościelna przybrała jeszcze na sile. Likwidowano katolickie szpitale, placówki wychowawcze i pomocowe. W końcu komuniści przejęli też charytatywną organizację kościelną "Caritas". Ustanowili w niej zarząd złożony z "postępowych katolików" z ruchu "PAX" i powolnych nowej władzy księży - tzw. "księży-patriotów", zwanych też "księżmi obywatelami".
Prymas z niepokojem patrzył na postępowanie reżimu. Gdy tylko mógł, występował w obronie prześladowanych. Starał się jednak nie zaogniać sytuacji. Wiedział, że drugiego tak dużego jak w II wojnie światowej upływu krwi Polska już nie zniesie.
"Głowa jest wyżej od serca"
Prymas mawiał: "głowa jest wyżej od serca", dlatego też starał się zawrzeć jakieś modus vivendi z władzą. W 1950 roku właśnie dzięki jego staraniom zawarto porozumienie między państwem a Kościołem. Komunistyczna władza zobowiązała się do zachowania istniejących jeszcze szkół i organizacji katolickich, a także prasy, a Kościół stwierdził, że nie będzie ingerował w dokonujące się w Polsce zmiany ustrojowe.
Było to ogromne ustępstwo, które, trzeba to przyznać, spotkało się z dość sceptycznym przyjęciem w społeczności katolickiej w Polsce, a także w Watykanie.
Porozumienie nie przyniosło jednak pokoju na linii Kościół - państwo. Władza nie rezygnowała z dalszych szykan i ograniczania możliwości działania strukturze, którą uznała za swojego największego wroga.
Za niezłomność zapłacił więzieniem
Likwidowano istniejące jeszcze tytuły prasy katolickiej. Mnożyły się procesy duchownych - w tym tak słynne, jak proces kurii krakowskiej i proces biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka.
9 lutego 1953 roku władza zadała ostateczny, jak sądziła, cios w wolność Kościoła. Tego dnia został ogłoszony dekret Rady Państwa o "tworzeniu, obsadzaniu i znoszeniu duchownych stanowisk kościelnych". Dawał on komunistycznemu reżimowi prawo kontrolowania oraz unieważnienia każdej nominacji i aktu Kościoła. Dekret stwarzał również możliwość zastępowania wiernych Kościołowi duchownych posłusznymi reżimowi "księżmi-obywatelami".
21 maja tegoż roku prymas, a z nim cały Episkopat, zareagował na komunistyczny dyktat. W wysłanym do Bolesława Bieruta memoriale, biskupi stwierdzili: "Rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!".
Właśnie za te słowa Stefan Wyszyński zapłacił trzyletnim internowaniem.
Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego
Prymasa ujęto we wrześniu 1953 roku w jego rezydencji przy ul. Miodowej w Warszawie i przewieziono do zamkniętego klasztoru w Rywałdzie. Do uwolnienia w 1956 roku prymas przebywał jeszcze w Stoczku Warmińskim, Prudniku i Komańczy. Choć warunki pobytu poprawiały się, wszędzie był pod ścisła kontrolą strażników.
Prymas wykorzystał czas przymusowego odosobnienia do przygotowania Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego, które, według jego zamierzeń, miały być odnowieniem słynnych królewskich ślubów Jana Kazimierza. Zostały one odczytane 22 sierpnia 1956 roku milionowej rzeszy pielgrzymów na Jasnej Górze.
W dwa miesiące później prymas był już wolny. Mógł już całkowicie poświęcić się przygotowaniom do wielkiego jubileuszu - 1000-lecia Chrztu Polski.
Nie bał się głosić prawd niepopularnych
Choć sam był wysokiej klasy intelektualistą, cenił bardzo religijność ludową. W swoich kazaniach często podkreślał jej wagę, podobnie jak kultu maryjnego, co nie zawsze spotykało się z przychylnym odzewem wśród części inteligencji katolickiej - skupionej wokół "Tygodnika Powszechnego".
Prymas nie bał się jednak głosić prawd niepopularnych. Nie bał się "podpaść" ani komunistom, ani liberalnym katolikom. I jednych, i drugich potrafił krytykować.
Przygotowująca polskich katolików do obchodów 1000-lecia Chrztu Polski peregrynacja (uroczyste przewożenie) kopii Obrazu Jasnogórskiego spotkała się z krytyką obu stron. Liberalni katolicy sarkali na przesadny i zbyt "ludowy", ich zdaniem, kult Matki Bożej, a komuniści widzieli w peregrynacji zagrożenie swoich wpływów w masach pracujących.
W końcu władza zdecydowała się na "aresztowanie" obrazu. Po Polsce jeździły więc puste ramy, co było jeszcze bardziej wymowne.
Sekretarz przegrywa z prymasem
Władysław Gomułka, który objął władze w październiku 1956 roku, nienawidził prymasa. Uważał, że gdyby nie on, komunizm w Polsce zostałby przyjęty bez większych sprzeciwów.
Walcząc z Wyszyńskim, który cały czas wykazywał dobrą wolę i chęć do rozmów, Gomułka ograniczał pole działań Kościoła. W 1961 roku komuniści usunęli ze szkół naukę religii, krępowali także swobodę działania stowarzyszeń i prasy katolickiej.
W 1965 roku władza bardzo ostro zareagowała też na słynne orędzie Episkopatu Polski do biskupów niemieckich, zawierające znamienne słowa: "Udzielamy przebaczenia i prosimy o przebaczenie". Gomułka uznał orędzie za akt zdrady narodowej i rozpętał ostrą nagonkę na prymasa w mediach partyjnych.
Wyszyński zachował spokój, ale nie ustąpił. Podobnie było trzy lata później, w 1968 roku, gdy po "zajściach marcowych", wziął w obronę pałowanych przez milicję studentów, i w 1970 roku, gdy ostro zareagował na wydarzenia grudniowe.
Chcieli skłócić Wyszyńskiego z Wojtyłą
Edward Gierek, który zastąpił Gomułkę na stanowisku I sekretarza PZPR, wybrał odmienną od swego poprzednika linię. Choć nie zrezygnował z marksistowskiego "naukowego światopoglądu" wedle którego religia jest "opium dla mas", postanowił zwalczać to opium bardziej subtelnymi metodami.
Już nie procesy, tylko szykany stały się wyznacznikiem nowej polityki wyznaniowej. Ludzi domagających się budowania nowych kościołów nie polewano już (przynajmniej nie tak często) wodą z milicyjnych działek, tylko "uprzejmie" zawiadamiano, że pozwolenia na budowę świątyni władza nie wyda.
Komuniści starali się także skłócić prymasa Wyszyńskiego (teraz uważanego już przez nich za patriotę) z kardynałem Wojtyłą, którego ogłosili wręcz patronem antypartyjnej opozycji.
Te zabiegi na nic się jednak zdały. W 1976 roku, po zajściach w Radomiu i Ursusie, władza nie miała już zresztą siły na kontynuowanie tych krecich zabiegów. Miała inne kłopoty.
Prymas Tysiąclecia
W 1978 roku do problemów wewnętrznych (rosnąca w siłę opozycja antykomunistyczna) dołączyły też problemy o szerszym, można nawet powiedzieć pozaświatowym wymiarze. Wybór Karola Wojtyły na papieża, choć oficjalnie przyjęty z aprobatą, skonfundował mocno partyjnych działaczy (słynny w owych czasach partyjny pisarz-grafoman Władysław Machejek pytał z obawą: "To co, będziemy teraz katolików w d... całować?").
Wizyta Ojca Świętego w Polsce w 1979 roku pokazała naocznie siłę polskiego Kościoła. Była też wielkim triumfem prymasa. Jego ostatnim ziemskim triumfem.
Prymas Stefan Wyszyński zmarł dwa lata później, 28 maja 1981 roku. W jego pogrzebie wzięły udział nieprzebrane rzesze wiernych. Wielką ich część stanowili członkowie NSZZ "Solidarność" - organizacji, z którą zmarły hierarcha wiązał wielkie nadzieje.
Dziś Polacy czekają na wyniesienie na ołtarze swego wielkiego rodaka. Proces beatyfikacyjny Prymasa Tysiąclecia rozpoczął się w roku 1989.
Witold Chrzanowski