Przeżyli swoją egzekucję
23.09.2010 | aktual.: 27.12.2016 14:57
None
Prezentujemy sylwetki garstki ludzi, którym udało się przeżyć egzekucję – tym samym oszukali oni przeznaczenie. Ale czy taki wyczyn może człowiekowi ujść na sucho?
Kara śmierci od zawsze budziła wiele dyskusji – zastanawiano się, czy człowiek ma prawo pozbawiać życia drugą osobę, nawet gdy ta dopuściła się czegoś niewybaczalnego. Niemniej jednak, niezależnie od argumentów, w różnych miejscach globu egzekucje po dziś dzień są propagowane, natomiast skazani na śmierć niechybnie kończą swe żywoty: na krzesłach elektrycznych, szubienicy, czy za sprawą śmiertelnego zastrzyku lub ukamienowania. Jednak nie wszyscy, których ziemskie prawo posłało na stryczek, faktycznie umierają. Niektórym udaje się oszukać przeznaczenie.
Oto historie tych, którym udało się przeżyć swoją egzekucję…
Zoleykhah Kadkhoda
11 sierpnia 1997 roku Zoleykhah Kadkhoda została ukamienowana.
20-latkę, pochodzącą z miasta Bukan (Iran), przyłapano na zdradzie, co w tamtejszych stronach jest przestępstwem karanym śmiercią. Więcej, niewierność jest jednym z niewielu występków, w odniesieniu do których stosuje się tak archaiczną, niezwykle brutalną i bodaj najbardziej niehumanitarną formę egzekucji, jaką jest ukamienowanie.
Wkrótce po aresztowaniu, dziewczynę szybko osądzono i wydano wyrok oraz datę jego wykonania – 11 sierpnia 1997.
Ukamienowanie przebiega w następujący sposób: najpierw wykopuje się dół, wystarczająco głęboki, aby przykryć skazańca do wysokości pasa (mężczyznę) lub klatki piersiowej (kobietę). Następnie przysypuje się go ziemią, uniemożliwiając ucieczkę. Później przystępuje się do kamienowania.
Z Zoleykhah Kadkhodą postąpiono dokładnie według tej procedury. Kobieta doznała dotkliwych urazów ciała oraz twarzy, z jej ran sączyła się krew. Widząc to, grupa mieszkańców nie wytrzymała i rzuciła się jej z pomocą. Niestety, kiedy przerwano egzekucję, wydawało się że jest już za późno – funkcje życiowe nie były wyczuwalne. Dopiero po przeniesieniu do kostnicy, Zoleykhah Kadkhoda ożyła.
Sprawa obiegła cały świat, zwracając jednocześnie uwagę Amnesty International. To właśnie silne naciski zewnętrzne, sprawiły że decydenci ugięli się i znieśli wyrok śmierci. Zoleykhah Kadkhoda została wypuszczona na wolność jeszcze w tym samym roku.
Willie Francis
”The Washington Post” przytacza przykład innego człowieka, który wymknął się przeznaczeniu – w maju 1947 17-letni Willie Francis został skazany na śmierć za morderstwo aptekarza. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że miał zasiąść na krześle elektrycznym… po raz drugi.
Rok wcześniej, dokładnie 3 maja, strażnicy więzienni wprowadzili czarnoskórego Williego Francisa do celi śmierci po raz pierwszy. Usadzili go na krześle, a następnie podłączyli niezbędną aparaturę. Co ciekawe, przysięgłym wystarczało piętnaście minut narady i zero dowodów (poza zeznaniem pisemnym, sporządzonym bez obecności adwokata) by posłać chłopaka na śmierć. Kiedy już wszystko było gotowe, kapelan wygłosił modlitwę, a strażnik puścił prąd.
Przez kilkanaście sekund ciało Williego Francisa targane było konwulsjami, lecz chłopak wciąż żył. Gazeta przytacza wypowiedź jednego ze świadków tamtego wydarzenia, który wspominał jakoby Francis krzyczał: ”Przestańcie! Ja nie umieram!”. Wreszcie wyłączono prąd i odesłano nastolatka do celi.
Dopiero po jakimś czasie okazało się, że pijani pracownicy więzienia źle podłączyli okablowanie. Po tym wydarzeniu, Willie Francis składał jeszcze apelacje, jednak bez skutku. Ostatecznie stracono go w maju 1947. Francis niejako wykradł dla siebie cały rok życia.
Jesse Joseph Tafero
Jesse Joseph Tafero nie miał tyle ‘szczęścia’, co Willie Francis.
Gwoli wprowadzenia, procedura pozbawiania człowieka życia na krześle elektrycznym wygląda następująco: osoba zajmuje miejsce w siedzisku, a jej nogi i ręce zostają przymocowane do krzesła metalowymi obręczami. Jedna elektroda zostaje przytwierdzona do wygolonej nogi, druga w postaci metalowego kasku trafia na wygoloną głowę skazańca. Pomiędzy ciało a metal trafia namoczona gąbka, która stanowi przewodnik prądu, natomiast na twarz zakłada się gumową maskę. Następnie strażnik włącza zasilanie, przepuszczając przez ciało przestępcy ok. 2000 Volt.
Opisany w ”CapitalPunishment” przypadek Jesse Joseph Tafero ukazuje, co się dzieje, gdy sprawy przybierają niewłaściwy obrót.
Egzekucja Amerykanina miała miejsce 4 maja 1990 roku. Według relacji świadków, po uruchomieniu maszyny, z głowy Tafero zaczął unosić się dym, w powietrzu rozniósł się zapach palonej skóry, natomiast ze szczelin w gumowej masce na twarzy mężczyzny buchały piętnastocentymetrowe płomienie ognia. Frank Kilgo, medyk więzienny, wspomina ten widok jako ”bardzo nieatrakcyjny”. Ten eufemizm dobitnie pobudza wyobraźnię.
Kiedy wyłączono prąd, Jesse Joseph Tafero zachłysnął się powietrzem i wykonał kilka głębokich wdechów, tylko po to by za chwilę przeżyć to samo. Strażnicy ponownie uruchomili zasilanie. I ponownie, a potem znowu, lecz Jesse przeżył. Kontynuowano więc procedurę jeszcze kilka razy, co ostatecznie zaowocowało śmiercią w niewyobrażalnych męczarniach.
Okazało się, że w toku egzekucji użyto niewłaściwej gąbki – zamiast syntetycznej, wykorzystano naturalną, która gorzej przewodziła prąd.
Joseph Samuel
Joseph Samuel był Anglikiem, który zawędrował do Australii. Tam rozpoczął swoją działalność przestępczą, która zakończyła się ujęciem, osądzeniem i skazaniem na karę śmierci.
Na egzekucji zjawiły się setki osób, dla których to wydarzenie stanowiło znakomitą rozrywkę – był to początek XIX wieku. Na placu wisiały dwie pętle – jedna dla Josepha, druga dla innego nieszczęśnika. Kat przygotował mężczyzn do powieszenia, sprawdził jeszcze czy pętle są należycie zaciśnięte i gdy tłum zaczął wiwatować, wybił oparcie spod nóg skazańców. Jeden z nich zmarł, drugi nie.
Ku zaskoczeniu wszystkich, lina która była w stanie utrzymać przeszło 400 kg wagi, pękła pod ciężarem Josepha Samuela. Kiedy ponowiono próbę, okazało się że tym razem pętla zsunęła się z szyi Josepha – choć kat był przekonany, że idealnie ją zacisnął. Widzowie całego zdarzenia zareagowali okrzykami o uwolnienie Josepha – w końcu za drugim razem to nie mógł być kolejny przypadek, a znak z Niebios.
W efekcie gubernator faktycznie anulował karę śmierci dla Josepha – jednak dopiero po trzeciej(!) nieudanej próbie egzekucji. I tym razem, lina pękła. Tym razem, wszyscy zgodnie odczytali tą serię wydarzeń jako znak od Boga, że Joseph Samuel musi żyć – mężczyzna dożył swych dni w więzieniu.
John Henry George Lee
Podobna historia rozegrała się w 1885 roku, w Anglii. John Henry George Lee został oskarżony o brutalne zamordowanie swojej pracodawczyni (mężczyzna był lokajem) oraz podpalenie jej domu. Sąd zadecydował o jego winie.
Gdy nadszedł dzień egzekucji, w więzieniu Exeter, Lee stanął na szubienicy (w tym czasie stosowano już mechanizm zapadkowy), lecz traf chciał że zapadka nie chciała opaść. Kat próbował również – podobnie jak w przypadku Josepha Samuela – trzykrotnie przeprowadzić egzekucję, jednak bezskutecznie.
I tym razem, niesamowite zrządzenie losu potraktowano jako ingerencję siły wyższej i przemianowano mężczyźnie karę śmierci na dożywocie. Szczęśliwie, pan Lee odsiedział tylko 23 lata z nowego wyroku – po licznych apelacjach, został wypuszczony na wolność w 1907 roku.
Wenseslao Moguel
Wenseslao Moguel został pojmały przez wojsko 18 marca 1915 i skazany na śmierć – bez procesu – za udział w rewolucji meksykańskiej.
Mężczyzna stanął przed plutonem egzekucyjnym, a gdy padł rozkaz, jego ciało przeszyło dziewięć pocisków. Następnie oficer podszedł do konającego Wenseslao Moguela i strzelił ostatni raz w głowę.
Gdy wojskowi się rozeszli, wciąż żywy Moguel zdołał jakimś cudem przeczołgać się w bezpieczne miejsce. Najprawdopodobniej szybko uzyskał pomoc i tylko dzięki temu – co i tak wydaje się niepojęte – udało mu się przeżyć.
Elizabeth Proctor
W 1692 roku, w mieście Lynn (hrabstwo Essex, Massachusetts, USA), Elizabeth Proctor oraz jej mąż John, zostali posądzeni o posługiwanie się czarną magią. Naturalnie, w tamtym okresie, tego typu oskarżenia często kończyły się karą śmierci. Podobnie było i w tym przypadku…
Dla władz jedynym problemem był fakt, iż Elizabeth pozostawała w stanie błogosławionym. Wobec tego, zasądzono odroczenie w czasie jej egzekucji, do momentu kiedy urodzi się dziecko. Niestety jej mąż John nie miał tyle szczęścia i nie dane mu było zobaczyć potomka – jak podaje portal ”SalemWitch Trias”, mężczyzna został stracony 19 sierpnia 1692.
Podczas tzw. ”Salem Witch Trials”, które miały miejsce na przełomie 1692 i 1693, w stanie Massachusetts oskarżono około 150 osób o uprawianie magii – 19 z nich zostało straconych. Ludzie zgłaszali wiedźmy i czarnoksiężników na podstawie przeczuć i opinii, że parają się oni czarną magią. W praktyce, choć obecnie wydaje się to irracjonalne, wówczas wystarczała zmowa kilku świadków, by niewinnego człowieka skazać na śmierć – co zakrawa na morderstwo idealne, zbrodnie doskonałą.
Szczęśliwie dla Elizabeth Proctor, na krótko po urodzeniu dziecka, grupa kobiet okrzyknęła wiedźmą żonę gubernatora Massachusetts. Ten, nie mógł dopuścić do stracenie własnej ukochanej, dlatego wydał obwieszczenie że czas skończyć z ”Salem Witch Trials”, ponieważ ludzie giną bez udowodnienia im winy. Tym samym, Elizabeth Proctor została uratowana w ostatniej chwili – przez swoje dziecko i żonę gubernatora.
William Duel
William Duel został skazany na powieszenie w 1740 roku. 16-latek miał zostać stracony wraz z czterema innymi więźniami w Londynie.
Egzekucja przebiegła zgodnie z planem. Więźniów zdjęto z szubienicy i przewieziono do akademii, gdzie miały one posłużyć za materiał badawczy w lekcjach anatomii. Kiedy całą piątkę denatów rozebrano i położono na ławach, jeden z co bardziej spostrzegawczych studentów zauważył, iż najmłodszy z nieboszczyków delikatnie oddycha.
W kilka godzin później, 16-letni William Duel, już ubrany i z czerwonymi wypiekami na twarzy, wysłuchiwał relacji z własnej egzekucji. Zmartwychwstały nastolatek uzyskał złagodzenie wyroku.
Romell Broom
”Dayton Daily News” przybliża historię Amerykanina, Romella Brooma, który w 1984 roku zgwałcił i zabił 14-letnią dziewczynkę. Za tę zbrodnię, sąd skazał Brooma na karę śmierci. Wydarzenia, które miały miejsce piętnaście lat później, stały się ogniskiem dyskusji na temat, czy więzień który przeżył egzekucję, powinien zostać poddany kolejnej.
W amerykańskim sądownictwie zaistniały tylko dwa tego typu przypadki – pierwszy to opisywana wcześniej historia czarnoskórego Williego Francisa, natomiast druga, bardziej aktualna dotyczy właśnie Romella Brooma.
15 września 1999 roku w celi Brooma znaleźli się kapłan, naczelnik, trójka strażników oraz pielęgniarka i pielęgniarz. Romell Broom miał zostać zabity, przy pomocy zastrzyku ze śmiertelną trucizną.
W oświadczeniu, dostępnym na portalu ”Momento 24”, Broom opisał przebieg tej nieudanej egzekucji – w ciągu trzech godzin pielęgniarz kłuł go igłą osiemnaście razy. Problemów nastręczało zlokalizowanie żył skazańca – były one widoczne, jednak rzeczą graniczącą z niemożliwością było wbicie się w którąś z nich. W ciągu tych najdłuższych trzech godzin w życiu Brooma, pielęgniarz m.in. kilkukrotnie trafił igłą w mięsień, spowodował obfity krwotok i silny ból fizyczny. Wreszcie egzekucję przerwano.
W tym roku ma ona zostać ponowiona, jednak w mediach wciąż trwa ożywiona debata - czy jest to dobra decyzja gubernatora, czy też może człowiek jednak nie powinien ginąć dwa razy? Sam Broom chyba bardziej niż śmierci boi się powtórki zeszłorocznego scenariusza…