Roboty już niedługo zastąpią strażników w więzieniach
28.11.2011 | aktual.: 30.11.2011 16:23
Prototypy już wpuszczono do pierwszych placówek... Co potrafią?
Praca strażnika więziennego to jedno z najbardziej niebezpiecznych i stresujących zajęć świata - bo chociaż śmiertelność w tym zawodzie nie jest może tak wysoka, jak w przypadku np. poławiaczy krabów z Alaski, to jednak idąc na wartę, człowiek nigdy nie wie, czy jakiś więzień nie zdołał przemycić potencjalnie śmiertelnego narzędzia, lub też czy w więzieniu nie wybuchnie bunt. Owszem, naczelnicy wdrażają specjalne procedury, by minimalizować zagrożenie, jednak niebezpieczeństwo pozostanie realne tak długo, jak długo strażnicy i więźniowie pozostają w ciągłym kontakcie.
(fot. zdjęcie producenta)
Na szczęście to, już wkrótce może się zmienić. Za sprawą pewnego robota...
Najnowsze dziecko południowokoreańskich inżynierów może i nie przypomina zabójcy - nie wygląda nawet groźnie, bardziej jak zabawka, albo zmechanizowany lokaj - jednak, jak twierdzą jego twórcy, w nowym miejscu pracy sprawdzi się wprost wyśmienicie. I pozostaje mieć nadzieję, że tak będzie w istocie - w końcu to żółto-białe cudo, wywodzące się z Kraju Robotów (jak coraz częściej określa się Koreę Południową) pochłonęło niemal 900 000 USD. Obecnie, przez miesiąc, maszyny będą testowane w więzieniu w Pohang. Ale do rzeczy - na czym polega wyjątkowość strażnika robota?
"W przeciwieństwie do systemu kamer przemysłowych, które bezmyślnie monitorują cele, roboty są zaprogramowane w taki sposób, by odczytywać bieżącą aktywność więźniów - szukają one zachowań odbiegających od normy", mówi na łamach "The Wall Street Journal", profesor Lee Baik-chul z Kynoggi University. Lee, uważany za ojca robota, twierdzi, że maszyna odciąży strażników - dzięki niej będą oni mogli spędzać więcej czasu w bezpiecznym centrum dowodzenia, podczas gdy roboty wykonają obchód, albo będą sprawować kontrolę na spacerniaku. Dodatkowo, strażnicy XXI-wieku będą działali jako łącznicy między więźniami, a pracownikami zakładów karnych: w momencie, gdy któryś z osadzonych będzie miał problem, np. zdrowotny, wystarczy, że zaalarmuje robota, a ten przekaże wiadomość dalej. Wtenczas, strażnik z krwi i kości pofatyguje się do więźnia osobiście.
Przyznajemy, że na chwilę obecną, roboty z odznakami mogą się wydawać odrobinę zbyt... kruche, infantylne i nieporadne, jednak trzeba przyznać, że do zadań, dla których je stworzono, powinny być aż nader wystarczające. Nie można też zapominać o tym, że podobna inicjatywa stanowi nie lada przełom - nie wykluczone, że już wkrótce strażnicy z całego świata odetchną głębiej i wreszcie polubią swoją pracę. Z kolei, sam robot jest też doskonałą bazą do rozwoju - być może w przyszłości naukowcy wyposażą go w armatki wodne, lub działko na gumową amunicję, a wtedy będzie idealny do rozpędzania buntów na dziedzińcu. Zastanawiająca jest jedynie kwestia oprogramowania i awaryjności - w końcu, gdyby maszyna uległa uszkodzeniu, mogłaby się stać niebezpieczna. Nie tylko dla więźniów... Z zaciekawieniem oczekujemy na wyniki miesięcznych testów praktycznych - dopiero wtedy zobaczymy, ile robo-strażnicy są naprawdę warci.
MW/PFi