„Aby wstąpić do wojska trzeba być zdrowym psychicznie oraz fizycznie. Każdy kandydat staje przed komisją lekarską, a ta wydaje szczegółową opinię na temat jego przydatności.” Jasne? Jednak nie tym razem i nie w Rosji.
Państwo, które ma 142,0 mln mieszkańców zamierza wcielić do wojska 305 tys. rekrutów, którym daleko do ideału żołnierza Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Tak naprawdę daleko im do jakiegokolwiek ideału…
Od 1 kwietnia rozpoczyna się wiosenny nabór do wojska. Tym razem będzie inaczej niż dotychczas. Dlaczego? Ostatni tak duży pobór miał miejsce jeszcze w Związku Sowieckim! Już dzisiaj wiemy, że komisje wojskowe sięgną po uczniów, osoby chore, oraz kryminalistów. Myślicie, że to primaaprilisowy żart? Nic z tych rzeczy panowie.
Na pierwszy ogień mogą iść uczniowie, studiujący w systemie bolońskim. Po obronionym licencjacie drzwi do armii stoją otworem. Problem mogą mieć też ci, którzy uczą się w zawodowych uczelniach technicznych, ponieważ nie obowiązuje ich tymczasowe zwolnienie ze służby. Pewnego dnia mogą otrzymać wezwanie i istnieją nikłe szanse, żeby się od tego wymigać.
Wszystko po to, żeby sprostać wymogom, jakie narzucił im rosyjski rząd, dla którego ważne są liczby. (Swoją drogą jak widać, mimo upadku Związku Radzieckiego mentalność _ wierchuszki_ wcale nie uległa widocznej zmianie).
Od kilku lat Rosja ma ujemny przyrost naturalny, a liczba ludności ciągle spada. Wedle organizacji broniącej praw człowieka taki pobór nie może się odbyć bez złamania prawa.
Zgodnie z prawem, w rosyjskiej armii mogą służyć osoby w wieku 18-27 lat spełniający ściśle określone wymagania.
Ten plan trochę nijak się ma do słów Dymitra Miedwiediewa, który zapowiadał reformę armii. Trudno bowiem „chwalić” się siłami zbrojnymi skoro wśród nich jest mnóstwo osób, zwyczajnie niezdolnych do służby.
Zatem jak tłumaczyć to posunięcie?
Mało oryginalnie. Kryzys dotarł do Federacji. Blisko 360 tysięcy osób to zwykli szeregowi i sierżanci. Jeszcze niedawno połowa z nich pochodziła z poboru. Pozostałe 50% to żołnierze kontraktowi. Kiedy kryzys zapukał do drzwi, Ministerstwo Obrony grubą kreską odcięło zawodowców, a na ich miejsca dokooptowano poborowych. Niezależni rosyjscy specjaliści nie pozostawiają złudzeń. Wadim Sołowiow – ekspert ds. wojskowości z _ Niezawisimej Gazjety_ w wywiadzie dla Dziennika odpowiada jasno:
„Kryzys. Na żołnierzy kontraktowych nie ma pieniędzy. Stąd do armii będą wcielać wszystkich po kolei. Bez względu na to czy potencjalni rekruci się do tego nadają, czy nie”.
Czy w świat pójdzie plotka, że w armii rosyjskiej służą amatorzy? Czas pokaże, ale pewne jest to, że groźniejszy amator uzbrojony po zęby, niż profesjonalista z finką w dłoni.