Rudolf Probst - AK‑owiec, który został gestapowcem
Z rozkazu podziemia przeniknął w struktury gestapo, przekazał Armii Krajowej spis konfidentów oraz ostrzegał przed planowanymi aresztowaniami czy łapankami
Stał się jednym z "nich"
"Czy można to nazwać bohaterstwem? Raczej obowiązkiem" - twierdził z wrodzoną sobie skromnością Rudolf Probst, którego wojenne dokonania w niczym nie ustępują fikcyjnym przygodom Hansa Klossa. Z rozkazu podziemia przeniknął w struktury gestapo, przekazał Armii Krajowej spis konfidentów oraz ostrzegał przed planowanymi aresztowaniami czy łapankami.
Spotkanie, które odbył pod koniec 1943 roku w siedzibie gestapo w Sanoku przy ul. Bergstrasse (obecnie Króla Kazimierza), zapamiętał do końca życia. 20-letni wówczas Rudolf Probst zgłosił się na wezwanie Obersturmführera Karla Luxa, szefa miejscowego oddziału tajnej policji, poszukującego współpracowników dobrze znających język polski, ale jednocześnie oddanych nazistowskim ideom. "Od razu zaczął mnie przekonywać, że Niemcy są narodem, który wkrótce będzie rządził całym światem. Reszta to są tylko nic nie warci podludzie" - opowiadał Probst.
Kilka tygodni wcześniej młody mężczyzna złożył podanie o zatrudnienie w sanockim gestapo i został dokładnie "prześwietlony". Okazało się, że z punktu widzenia okupacyjnych władz jest świetnym kandydatem do tej służby. Pochodził bowiem z rodziny o niemieckim rodowodzie, która podpisała tzw. volkslistę, i świetnie znał język Goethego.
Niedługo po rozmowie z Luxem Probst został wysłany do Krakowa, gdzie odebrał mundur Unterscharführera, czyli kaprala gestapo, z charakterystycznymi trupimi czaszkami na kołnierzu. Niemcy nie zdawali sobie sprawy z tego, że zatrudnili... żołnierza Armii Krajowej.
Patrioci o niemieckich korzeniach
Rudolf Probst urodził się 23 marca 1923 r. w Jaśliskach, w ówczesnym powiecie sanockim. Dzieciństwo spędził w małej wiosce Zarszyn, gdzie ukończył szkołę podstawową. Następnie uczęszczał do męskiego gimnazjum im. królowej Zofii w Sanoku.
Faktycznie pochodził z rodziny o niemieckich korzeniach, jednak jego ojciec był gorącym polskim patriotą. "Język niemiecki poznałem dopiero w szkole i przyswoiłem go całkiem dobrze, co miało mi się bardzo przydać po wybuchu wojny" - tłumaczył po latach Probst.
Jesienią 1939 r. 16-letni Rudolf rozpoczął pracę w tartaku, gdzie ojciec pełnił stanowisko kierownika zmiany. Już kilka miesięcy później młodzieniec zaangażował się w działalność Związku Walki Zbrojnej, który z czasem przekształcił się w Armię Krajową.
Wykolejenie pociągu
W domu Probstów odbywały się spotkania członków ZWZ, a Rudolf uczestniczył m.in. w zbiórkach pieniędzy na rzecz podziemia, kolportażu prasy konspiracyjnej (przewoził "bibułę" nawet z Rzeszowa) czy transporcie broni (bywało, że kupował ją od Niemców, na przykład w restauracji w Krośnie). Brał także udział w różnych akcjach sabotażowych. Latem 1941 r. podkładał zapalniki do wagonów wyładowanych słomą i sianem - zaopatrzeniem dla niemieckich oddziałów biorących udział w inwazji na Związek Radziecki. Pod Sanokiem Probst z kolegami rozkręcił śruby mocujące szyny kolejowe, w wyniku czego wykoleił się jeden z pociągów transportujących sprzęt wojskowy. Jednak prawdziwe wyzwanie dopiero na niego czekało.
Na początku 1943 r. Niemcy rozbili miejscowe struktury AK, w ręce gestapo wpadł m.in. dotychczasowy komendant obwodu, którego zastąpił major Adam Winogrodzki, pseudonim "Korwin". To on postanowił wówczas wprowadzić swojego człowieka do siedziby tajnej policji w Sanoku.
Praca w gestapo
Wybór padł na Probsta z uwagi na pochodzenie, znajomość języka niemieckiego oraz fakt, że jego ojciec podpisał volkslistę (prawdopodobnie zrobił to na życzenie AK). W maju 1943 r. w majątku Oskara Schmidta Rudolf spotkał się z Winogrodzikim, który przedstawił mu szczegóły niebezpiecznego planu. Młody człowiek nie wahał się nawet przez chwilę. Niedługo później złożył w sanockim Gestapo podanie o pracę, a pod koniec roku, po wspomnianej już rozmowie z Obersturmführerem Karlem Luxem, został tłumaczem w siedzibie tajnej policji.
Czym zajmował się Probst? Obsługiwał telefony i odbierał informacje z dalekopisów (sanocka placówka, ze względu na strategiczne położenie, miała bezpośrednie połączenie z Berlinem), ale przede wszystkim tłumaczył kierowaną do Gestapo korespondencję, zarówno oficjalne pisma, jak i liczne donosy.
Donosili inni, "donosił" i on
"Życzliwi" informowali Niemców m.in. o tym, że w mieszkaniach sąsiadów często schodzą się różni ludzie, prawdopodobnie konspiratorzy. "Wtedy ostrzegałem zainteresowanych, kiedy planowana jest obława, dzięki czemu Niemcom nie udawało się nikogo aresztować" - relacjonował Probst.
Zdobywane przez niego informacje pozwoliły uchronić przed więzieniem wielu żołnierzy podziemia, ale także zwykłych ludzi, ponieważ przekazywał AK harmonogram łapanek ulicznych.
W tego typu akcjach musiał osobiście brać udział, ale nawet wtedy wykazywał się heroiczną postawą. Gdy jego oddział przyjechał do Rymanowa-Zdroju, by zebrać z ulicy mężczyzn, którzy później mieli trafić na roboty w Niemczech, Probst spotkał szkolnego kolegę i dyskretnie poinformował go o zbliżającej się obławie. Ten ostrzegł innych przechodniów zmierzających na rymanowski rynek, w efekcie czego ciężarówki wróciły do Sanoka puste.
Sadysta Humeniuk
Probst musiał bezwzględnie przestrzegać zasad konspiracji. Jego prawdziwą rolę znała tylko garstka żołnierzy AK. Zaszyfrowane informacje zostawiał w wyznaczonych skrytkach, zwykle mieszczących się w publicznych miejscach. "Wypijałem piwo w barze, a później wychodziłem do ubikacji, gdzie umieszczałem meldunek. Często był to plan działań gestapo na cały tydzień. Niemcy zawsze przygotowywali wszystko przynajmniej z tygodniowym wyprzedzeniem" - wyjaśniał.
Jako tłumacz Probst musiał też uczestniczyć w przesłuchaniach więźniów. Często był świadkiem ich torturowania. W okrutnym traktowaniu aresztowanych szczególnie wyróżniał się Leo Humeniuk, urodzony pod Stanisławowem Ukrainiec, który kilka lat przed wojną uciekł do Niemiec, ponieważ nie chciał służyć w polskim wojsku. Jego ulubionym narzędziem był bykowiec, czyli rzemienny pejcz - okładał nim zarówno mężczyzn, jak i kobiety. "Do dziś przechodzą mnie dreszcze, gdy wspomnę widok sinego ciała młodego chłopaka pobitego przez Humeniuka" - opowiadał Probst w filmie dokumentalnym "Byłem w gestapo".
Niemcy zaczynają podejrzewać
Brutalnie przesłuchiwani więźniowie często "pękali" i ujawniali nazwiska innych konspiratorów. Tłumaczący ich słowa, Probst często jednak zmieniał dane, by utrudnić Niemcom dotarcie do właściwych osób. Jego największym sukcesem było jednak przekazanie AK listy konfidentów gestapo w okręgu sanockim oraz osób rozpracowujących polski ruch oporu.
21 czerwca 1944 r. Probst przypadkowo odebrał telefon z więzienia, w którym przesłuchiwano schwytanych AK-owców. Rozmówca poinformował go, że według jednego z aresztowanych w sanockiej siedzibie gestapo polskie podziemie umieściło "wtyczkę". Dla Rudolfa stało się jasne, że pozostaje mu tylko ucieczka.