FormaRugbiści poza boiskiem to prawdziwi dżentelmeni

Rugbiści poza boiskiem to prawdziwi dżentelmeni

O tym, jak było we Francji i ile razy musiał za granicą użyć polskiej siły. O zespole hip - hopowym i weselnych fotografiach. O tym, ile waży opaska kapitańska i jak formacja młyna pomogła mu w zdobyciu wykształcenia. Rozmowa z Piotrem Zeszutkiem - reprezentantem Polski w rugby i kapitanem Ogniwa Sopot.

Rugbiści poza boiskiem to prawdziwi dżentelmeni
Źródło zdjęć: © Mudin

30.10.2015 | aktual.: 30.10.2015 10:58

Na samym początku chciałem pogratulować świeżo upieczonemu nowożeńcowi. Powiedz jak się czujesz na nowej drodze życia?

Piotr Zeszutek: Dziękuję bardzo, wszystko w porządku. Część kolegów składała mi kondolencje, ale to oczywiście żartobliwie. Nic się w moim życiu nie zmieniło. Miałem dziewczynę od dłuższego czasu, więc to była tylko formalność. Ukochana nie zabrania mi uprawiania sportu. Jestem takim samym człowiekiem.

Jak ze zdrowiem? Co z Twoim kolanem?

PZ:Już od dziewięciu tygodni jestem poza grą. Z kolanem miałem problemy przez cały poprzedni sezon i w końcu naderwane więzadła trzeba było operować. Doskwiera mi brak rugby, bo to sport mojego życia. Robię wiele innych rzeczy, aby zabić nudę. Wypadam z meczów ligowych i listopadowego spotkania kadry narodowej i to boli najbardziej. Jestem jednak z chłopakami bardzo blisko i wierzę, że poradzą sobie beze mnie.

Mimo zaledwie 24 lat jesteś kapitanem Ogniwa Sopot. Jak się z tym czujesz? Opaska Ci służy?

PZ:Zdążyłem się do kapitańskiej opaski przyzwyczaić, bo noszę ją już czwarty sezon. W klubie nastąpiły spore roszady, kilku zawodników odeszło z Ogniwa, więc to ja zostałem liderem w zespole. Kręci mnie to, bo zawsze miałem ochotę decydować o losach drużyny. Tak było, gdy grałem w kosza i tak też jest teraz. Nie wywyższam się, ale reprezentuje interesy zespołu. Z tego co wiem, nikt nie ma nic przeciwko, abym to ja był kapitanem.

Dużo podróżujesz po świecie i widziałeś już rugby w różnych państwach. Porównując to z Polską, co czujesz? Zazdrość?

PZ:Zazdrość jest, bo przecież mógłbym urodzić się gdzie indziej i dojrzewać w innej kulturze rugby. Nie chodzi o sam poziom, bo tu różnica jest ogromna, ale o to, jak ludzie interesują się rugby. W Polsce ludzie mylą rugby z futbolem amerykańskim, mimo że to dwa zupełnie inne sporty. Jakby ludzie poznali zasady to ja byłbym szczęśliwy. Małe dziecko od rodziców dostaje piłkę do grania w nogę, a nie rugby. Tego nie przeskoczymy.

Miałeś okazję przez rok występować we francuskim Saint-Etienne. Jak to wspominasz?

PZ:Francję wspominam bardzo miło. Nie ma rzeczy, którą bym źle pamiętał. Mentalność francuzów, ludzie, kultura rugby. Rok w tym kraju bardzo wiele mi dał. Cieszę się, że wyjechałem i gdzieś na horyzoncie jest plan, aby wyjechać z żoną do Francji i tam się osiedlić. Może nie na stałe, ale poznać trochę innego życia.

Skoro było tak fajnie, to czemu wróciłeś?

PZ:Wróciłem, bo musiałem ogarnąć kilka spraw w Polsce. Kończyłem studia na Politechnice Gdańskiej, chciałem wziąć ślub. Na szczęście moja uczelnia pomaga sportowcom i stwarza możliwość połączenia uprawiania sportu ze zdobywaniem wykształcenia. To mi bardzo pomogło. Wróciłem, bo czułem, że taka droga jest dla mnie najlepsza. Zobaczyłem trochę inny rugbowy świat i to mi wiele dało. Teraz, jestem trochę mądrzejszy. Zobaczyłem rugby, którego w Polsce na pewno bym nie doświadczył.

W wywiadzie, którego udzieliłeś w 2013 roku wspominałeś o tym, że podczas Pucharu Świata w 2015 roku zagra w nim reprezentacja Polski. Finał turnieju w sobotę, a wy całe mistrzostwa obejrzeliście w telewizji.

PZ:Dwa lata temu jeszcze wszyscy marzyli o tym, by zagrać w Pucharze Świata. Z perspektywy czasu jednak stwierdzam, że nie miało prawa się to udać. Byłem na meczu Rumunii z Irlandią w Londynie i widzę, że to dla nas za duży rozmiar kapelusza. Ambicje mamy dużo większe, ale póki co nie stać nas na grę w TOP20.

Poruszyłeś w jednym z wywiadów bardzo powszechny problem w polskim rugby, czyli frekwencję na trybunach. Odejmując rodziny oraz znajomych, zostaje tylko garstka kibiców. Na rozgrywki piłkarskie na każdym szczeblu przychodzą tłumy.

PZ:Nic z tym nie zrobimy. Piłka nożna to sport narodowy, więc ludzie oglądają futbol. Ja mam nadzieję, że coraz większa popularność rugby w naszym kraju pozwoli zapełniać trybuny nawet podczas meczów ligowych. Derby w Trójmieście cieszą się coraz większym zainteresowaniem i to cieszy, jednak porównywanie nas z Wielką Brytanią czy Francją jest absolutnie bez sensu.

Udało Ci się połączyć uprawianie sportu ze zdobywaniem wykształcenia. Po zakończeniu sportowej kariery na pewno sobie poradzisz.

PZ:Ja zawsze powtarzałem, że w życiu sobie poradzę. Nie wiem czy będę pracował w zawodzie, ale wykształcenie już mam i to zawsze jest jakaś alternatywa. Poza szkołą i rugby działam na wielu różnych płaszczyznach i wiem, że dla chcącego nie ma nic trudnego. Niektórzy tego nie rozumieją, kończą karierę i nagle budzą się z ręką w nocniku. Na szczęście się to zmienia i sportowcy stają się coraz bardziej świadomi, że życie nie polega tylko na sporcie.

Mało kto wie, że masz swój własny zespół hip - hopowy.

PZ: Mam i to od dłuższego czasu. Razem z moim przyjacielem wydajemy na dniach swój krążek o nazwie eku2. Na początku sto egzemplarzy i płyta będzie poruszała różne ciekawe tematy. Ponadto nagrałem swój własny utwór z raperami z całej Polski. Piosenka będzie nosiła tytuł "Trzecia połowa" i będzie wchodził w skład albumu "Skazani na rugby". Wszystko jest już gotowe i już niedługo będzie można ją nabyć w sklepach muzycznych. Jeden z teledysków nakręcaliśmy w Pretorii, podczas zgrupowania kadry narodowej. Hip- hop to dla mnie niesamowita rozrywka i cieszę się, gdy takiego amatora jak ja może ktoś posłuchać i jeszcze sprawia mu to przyjemność. Nie wiem czy na świecie, ale w Polsce na pewno będziemy pierwszymi, którzy nagrają płytę o rugby. Do tego będzie specjalna książka, a w zasadzie album ze zdjęciami z meczów, zgrupowań oraz sylwetki reprezentantów Polski. Kawał historii polskiego rugby.

Twoją pasją od niemalże ośmiu lat jest również fotografia.

PZ:Fotografie ostatnio trochę zaniedbuje, ale to moja pierwsza pasja. Zaczęło się od ślubu mojego brata, gdy miałem zrobić kilka zdjęć podczas wesela. Mój dziadek zaraził mnie pasją to fotografii, dawał cenne wskazówki, udzielał rad. Początkowo robiłem zdjęcia wszystkiemu i wszystkim. Czasami udawało mi się na tym nawet zarabiać. To jednak ciężki kawałek chleba. Jest to dla mnie pewna alternatywa, ale raczej nie wiąże z tym przyszłości.

Dwa lata temu, podczas trójmiejskiej gali sportu, poza wyróżnieniem za osiągnięcia sportowe otrzymałeś również nagrodę za organizowanie turniejów koszykarskich. Jak to się stało?

PZ:Kiedyś zadzwonił do mnie kolega, który opowiadał, że śniło mu się jak organizujemy turniej w koszykówkę dla dzieciaków. Trochę na wariata, ale zorganizowaliśmy turniej na molo w Sopocie. Udało się, a Urząd Miasta zaproponował, abyśmy częściej organizowali takie akcje. Na jednym z naszych turniejów było aż trzydzieści pięć zespołów. Organizowaliśmy to dla własnej frajdy i tak naprawdę w ogóle na tym nie zarabialiśmy. To była przyjemność zobaczyć dzieci, które są uśmiechnięte realizując swoją pasję. Bardzo pomogły nam władze miasta, które propagują takie akcje. Na jeden z turniejów udało nam się ściągnąć amerykańskiego koszykarza – Michael’a Ansley’a i reprezentację Polski w koszykówce z Marcinem Gortatem na czele. Uważam, że wyglądało to naprawdę bardzo profesjonalnie.

Kiedy zadzwoniłem do Ciebie, żeby umówić się na wywiad, właśnie prowadziłeś trening z dziećmi. Chciałbyś w przyszłości zostać trenerem?

PZ: Prowadzę treningi z dziećmi, bo bardzo to lubię. W przyszłości widzę siebie, jako szkoleniowca, jednak na pewno nie z tą wiedzą, co mam teraz. We Francji wygląda to tak, że masz trenera od każdej formacji. Ja chciałbym być specjalistą od formacji młyna. Może nikt w to nie uwierzy, ale piszę o tym swoją pracę magisterską. To skomplikowane, ale pewne systemy w informatyce działają podobnie do młyna w rugby. Może dzięki temu nauczę się czegoś więcej o rugby i lepiej je poznam. Praca z młodzieżą to bardzo przyjemne zajęcie, a do prowadzenia dorosłej drużyny potrzeba ogromnego doświadczenia. Ja po roku we Francji już podpatrzyłem pewnych rozwiązań na boisku, które zwiększają moją optykę na niektóre rzeczy.

W szatni rugbistów jest wielu twardych facetów o silnych charakterach. Często dochodzi to różnicy zdań lub rękoczynów?

PZ:Ja akurat jestem osobą spokojną i staram się czyichś błędów nie wytykać na boisku. W Rugby, tak jak w życiu, często najlepszym sposobem na rozwiązanie pewnych problemów jest szczera rozmowa. Różne osoby są w szatni i odmiennie reagują na stres i problemy. Do gardeł sobie nie skaczemy, bo to źle wpływa na atmosferę w drużynie, jednak męska rozmowa jest na porządku dziennym. Zawodnicy rugby tworzą kolektyw i się wspierają. To duża zaleta tego sportu.

Niejednokrotnie byłem na spotkaniu rugby, na którym to po pierwszym gwizdku sędziego od razu rozpoczęła się ustawka 15 na 15. Często tak jest?

PZ:Powiem szczerze, że we Francji mało który mecz nie zaczynał się od ostrej rąbanki. Dwa pierwsze młyny najczęściej kończyły się ostrą bijatyką. Ja wolę nie zaczynać, ale gdy ktoś uderzy mojego kolegę to idę bez zastanowienia. We Francji to jednak głównie starsi zawodnicy zaczynali. Francuzi bali się Polaków. Mieli do nas respekt. Wiedzieli, że w bezpośrednim starciu jesteśmy faworytami. Raz, gdy kolega z mojego zespołu dostał od któregoś z francuzów to ruszyłem na niego i skończyło się tak, że połamałem dwie szczęki. Dostałem za to czerwoną kartkę i siedem meczów musiałem pauzować. Takie jest jednak rugby i tu zawsze słabsza kość pęka.

Po meczu wychodziłeś z szatni, a tam czekali na was, bo chcieli rewanżu? PZ:Nic z tych rzeczy. Po meczu dziękujemy sobie za grę i możemy iść razem na piwo. Nie zdarzyło mi się jeszcze doświadczyć zadymy po meczu. To nie ten sport. Trzecia połowa rugby to piwko i stek, a nie szarpanina. Poza boiskiem każdy z nas jest gentelmanem.

Podczas gdy Lewandowski strzelał Wolfsburgowi pięć bramek i mówił o tym cały piłkarski świat, Ty na Facebook'a wrzuciłeś wpis o zbliżającym się Pucharze Świata w rugby. Nie lubisz piłkarzy i wcale tego nie kryjesz.

PZ: Nie lubię piłkarzy, bo mają w naszym kraju za dobrze. Mało który z nich reprezentuje wartości, na których młody człowiek mógłby się wzorować. Ja zawsze kochałem Michaela Jordana. Dobry facet, który dla koszykówki zrobił bardzo wiele, a poza tym zawsze miał klasę i dystans do siebie. Może Lewandowski ma dużo pokory i robi to, co do niego należy, ale pozostała reszta nie zachowuje się tak, jak przystało na sportowca. W dodatku zarabiają za dużo pieniędzy. Jak to możliwe, że piłkarze Lechii zarabiają po trzydzieści tysięcy złotych i narzekają? Ja mam z rugby 1500 złotych na miesiąc i jestem szczęśliwym człowiekiem. To ta różnica.

Ostatnie dwa pytania. Czy podczas następnego Pucharu Świata w Japonii zobaczymy Polską reprezentację?

PZ: Moim zdaniem nie ma na to szans. Zrobimy wszystko, że zagrać w Japonii, ale to misja prawie niemożliwa. Szacuje, że dopiero w Pucharze Świata w 2027 roku możemy zagrać w najlepszej dwudziestce na świecie. To nie zmienia się z roku na rok. Rugby to nie sport, w którym możesz być słabszy i wygrać turniej czy mecz. Tu trzeba udowodnić swoją wartość na boisku. Nikt nikomu nic nie da za darmo.

Kto zostanie mistrzem świata? No i kto zdobędzie brąz?

PZ:Nowa Zelandia. Mają nieprawdopodobną serię zwycięstw i wierze, że wygrają. To mecz, na który czekałem wiele lat. Brąz? Faworytem jest RPA, ale ja kibicuje Argentynie. Czuje, że mogą wstrząsnąć światem rugby i zdobyć swój drugi brąz w historii Pucharu Świata.

Rozmawiał Jakub Borowicz

POLSKA - MOŁDAWIA już 14 listopada na stadionie Polonii Warszawa. Podopieczni Marka Płonki stawią czoła bardzo silnej drużynie, która swoją kadrę buduje na zawodnikach grających na co dzień we Francji czy Anglii. Bilety dostępne tutaj.

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)