Rusza kolejna wyprawa w poszukiwaniu wraku ORP "Orzeł"
Czy tym razem uda się odnaleźć wrak okrętu...
23.05.2016 | aktual.: 21.06.2016 07:57
Właśnie rusza kolejna wyprawa polskiej ekipy na Morze Północne w poszukiwaniu wraku okrętu podwodnego ORP "Orzeł" zaginionego w maju 1940 r. Uczestnicy ekspedycji sprawdzą, czy okręt nie został zatopiony u wybrzeży Holandii przez niemiecką jednostkę.
Hipotez dotyczących okoliczności, w jakich zaginął „Orzeł” jest wiele. Jak poinformował szef wyprawy, która ruszy w poniedziałek, Tomasz Stachura, w czasie planowanej ekspedycji postanowiono sprawdzić jedną z nich – zakładającą, że „Orzeł” został zatopiony przez niemiecki okręt na Morzu Północnym w okolicy holenderskiego portu Den Helder.
Stachura wyjaśnił, że poszukiwania będą prowadzone m.in. w oparciu o raporty kapitana wspomnianego niemieckiego okrętu, który – zatopiwszy niedaleko Den Helder późną wiosną 1940 roku obcą jednostkę - zidentyfikował ją jako holenderski okręt podwodny O 21. - Kapitan oparł swoją relację na tym, że po wybuchu spowodowanym atakiem jego okrętu, na powierzchnię wody wypłynęły m.in. fragmenty szalupy z napisem O 21 – powiedział Stachura.
Wyjaśnił, że O 21 to oznaczenie holenderskiego okrętu podwodnego, który w czasie, gdy doszło do zdarzenia opisywanego przez niemieckiego kapitana, znajdował się w szkockim porcie Rosyth. - Gdy zaczęliśmy dokładniej badać sprawę, okazało się, że "Orzeł" i O 21 zostały wyprodukowane w tej samej holenderskiej stoczni i miały bardzo podobną konstrukcję. Kiedy "Orzeł" uciekał z Tallina we wrześniu 1939 roku, stracił swoją szalupę. Czy niedługo potem zdobył nową – nie udało nam się ustalić, ale wiemy, że tydzień przed wyjściem w morze w swój ostatni rejs, stał burta w burtę z O 21 – podkreślił Stachura.
Jego prywatnym zdaniem, mówił, kapitan „Orła” mógł pożyczyć szalupę od kapitana sąsiedniego okrętu, która to jednostka jeszcze dłuższy czas miała spędzić w stoczni. - Gdybym był kapitanem "Orła", tak bym właśnie zrobił: poszedłbym do kapitana O 21 z prośbą o pożyczenie szalupy na dwa tygodnie, bo tyle miała trwać misja polskiego okrętu – zaznaczył Stachura.
Jak dodał ta teoria jest tylko logicznym domniemaniem, a nie „twardym faktem”. - Niemniej na niej właśnie m.in. opieramy naszą ekspedycję – wyjaśnił Stachura. Poinformował, że sprawdzając tę hipotezę nawiązano kontakty z holenderskimi ekspertami od wraków, a w kwietniu br. przeprowadzono wyprawę przygotowawczą w rejonie Den Helder, w czasie której przeprowadzono wstępne – głównie sonarowe - badania dna Morza Północnego w okolicach tego portu.
W efekcie tych działań wytypowano kilkanaście wraków, które – zdaniem ekipy poszukiwawczej - są warte sprawdzenia. Jak zaznaczył Stachura, w okolicy, o której mowa, wraki zalegają na stosunkowo niewielkiej głębokości 30-37 metrów, a co za tym idzie, są mocno zniszczone i porośnięte podwodną roślinnością. Sprawia to, że do ich identyfikacji konieczny jest udział nurków, którzy lepiej poradzą sobie z takim zadaniem, niż tylko podwodny sprzętu monitorujący.
Właśnie takie badania mają zostać wykonane w ramach zaplanowanej na dziesięć dni wyprawy. - Jeśli pogoda pozwoli i nurkowie będą mogli pracować we wszystkie przewidziane w planie dni, to - dzięki stosunkowo niedużej głębokości akwenu w tej okolicy - sprawdzimy większość wytypowanych wraków. Ze względu na duży ruch panujący w tej części akwenu, wiele wraków będziemy mogli sprawdzić tylko za pomocą sonarów – zaznaczył Stachura.
W wyprawie rozpoczynającej się w poniedziałek weźmie udział 11-osobowa ekipa. Ekspedycja będzie już trzecią wyprawą organizowaną w ramach projektu „Santi odnaleźć Orła” (Santi to nazwa firmy, której szefem jest Stachura, a która jest sponsorem tytularnym projektu). Wśród partnerów przedsięwzięcia jest też m.in. Instytut Morski w Gdańsku, Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni oraz kilka prywatnych firm, które zdecydowały się wesprzeć finansowo wyprawę.
- Wsparcie, jakie pozyskaliśmy, pozwoli nam opłacić dużą część kosztów czarteru holenderskiego statku przystosowanego do obsługi nurków. Zresztą Holendrzy, którzy także od wielu lat poszukują wraku swojego okrętu, który zatonął dwa czy trzy tygodnie po "Orle", wynajęli nam tę jednostkę po minimalnych kosztach – dodał Stachura.
Dwie pierwsze ekspedycje „Santi odnaleźć Orła” – zorganizowane w 2014 i 2015 roku, koncentrowały się wokół innej hipotezy dotyczącej zniknięcia legendarnego polskiego okrętu – omyłkowego zestrzelenia go przez angielski samolot. W czasie tych ekspedycji – bez rezultatów, przeczesywano za pomocą sonarów wytypowany wcześniej obszar dna Morza Północnego w pobliżu wybrzeży Anglii.
Wcześniej odbyło się kilka innych ekspedycji mających na celu odnalezienie wraku „Orła”. Część z nich prowadziła choćby Marynarka Wojenna działająca wspólnie z kilkoma innymi instytucjami, w tym Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku. Ostatnia z takich misji miała miejsce w 2014 r. Podobnie, jak wcześniejsze wyprawy zakończyła się ona fiaskiem.
ORP "Orzeł" został zbudowany w okresie międzywojennym, głównie dzięki składkom polskiego społeczeństwa, w jednej z holenderskich stoczni. Kosztował 8,2 mln zł. Wodowano go 15 stycznia 1938 roku. Wyposażony m.in. w 12 wyrzutni torpedowych i jedno podwójne działko przeciwlotnicze ORP "Orzeł" zawinął do portu w Gdyni 10 lutego 1939 roku.
Na powierzchni wody jednostka mogła osiągnąć prędkość 20 węzłów na godzinę, pod wodą - 9 węzłów. Bez uzupełniania zbiorników paliwa mogła przepłynąć 7 tys. mil morskich (pod wodą - 100 mil). Maksymalnie okręt mógł zejść na 80 metrów pod powierzchnię wody.
Rano 1 września 1939 roku "Orzeł" wypłynął na Bałtyk, by zabezpieczać polskie wybrzeże przed ewentualnym desantem niemieckim od strony morza. 15 września okręt zawinął do Tallina, by wysadzić chorego kapitana. Jednostka została internowana, zabrano z niej dziennik pokładowy, mapy i część uzbrojenia.
W nocy polscy marynarze porwali okręt z estońskiego portu i kierując się mapami narysowanymi z pamięci popłynęli w kierunku Anglii. Po czterdziestodniowym rejsie, ściganemu przez niemiecką flotę i bombardowanemu przez niemieckie samoloty okrętowi udało się wejść do bazy Rosyth na wybrzeżu Wielkiej Brytanii.
"Orzeł" został przydzielony do Drugiej Flotylli Okrętów Podwodnych w Rosyth. Zimą okręt wychodził wielokrotnie na patrole i służbę konwojową. 8 kwietnia 1940 roku zatopił niemiecki transportowiec wojskowy "Rio de Janeiro", przewożący żołnierzy i sprzęt wojskowy, czym przyczynił się do zdemaskowania przygotowywanej przez Hitlera inwazji na Norwegię.
Wieczorem 23 maja 1940 roku załoga ORP "Orzeł" wypłynęła w swój kolejny patrol na Morze Północne. Z tej misji jednostka już nie wróciła. Koncepcji na temat tego, co stało się z okrętem, jest kilkadziesiąt. Najbardziej prawdopodobne hipotezy mówią, że okręt mógł zostać zniszczony po wpłynięciu na któreś z pól minowych, został zatopiony w wyniku omyłkowego ostrzału z pokładu angielskiego samolotu lub zatopił go jakiś niemiecki okręt.