Rzeźnik z Hanoweru. Przerażająca historia Fritza Haarmanna
To była dziwna rodzina
Nie wiadomo dokładnie, ilu chłopców stało się ofiarami tego gwałciciela, mordercy i kanibala – ponoć ich ciała wykorzystywał jako… farsz do pasztecików. Szacuje się, że z jego ręki zginąć mogło nawet pół setki młodych ludzi. Fritz Haarmann uśmiechał się, gdy 19 grudnia 1924 r. usłyszał wyrok śmierci.
Już w dzieciństwie Friedrich, zwany przez bliskich Fritzem, sprawiał wrażenie trochę dziwnego, ale cała jego rodzina uchodziła za daleką od powszechnie uznanych wzorców normalności. Ojciec, pracujący jako palacz w parowozach, nieprzypadkowo nosił przydomek „posępny Olle”. Był bardzo surowy i porywczy, a twardą rękę mężczyzny nie raz odczuł na sobie zarówno Fritz, jak i pięcioro jego rodzeństwa oraz matka, osoba niepełnosprawna, niezaradna życiowo oraz bardzo zamknięta w sobie.
Najmłodszy syn był jej oczkiem w głowie, rozpieszczanym i chronionym przed światem. Fritz nienawidził ojca, bo ten chciał zrobić z niego twardziela, który kopie z kolegami piłkę, a w razie potrzeby da któremuś w pysk. Tymczasem on wolał spędzać czas w samotności, bawiąc się lalkami dostarczanymi ukradkiem przez matkę. Nic dziwnego, że w szkole śmiano się ze zniewieściałego Haarmanna.