CiekawostkiSamobieżny pałac - Maybach 62 S

Samobieżny pałac - Maybach 62 S

Samobieżny pałac - Maybach 62 S

28.02.2008 15:06, aktual.: 03.03.2008 15:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Bogactwo to w ostatniej kampanii wyborczej modny temat. Piotr Frankowski relacjonuje, jak oligarcha może się czuć przemierzając ulice Stolicy.

Patrzyłem na mieszkańców Warszawy przez grube szyby czarnego Maybacha i zastanawiałem się, co sobie myślą. Czy zakładają, że autem podróżuje jakiś właściciel połowy Polski? Zły człowiek? Plutokrata? Wyzyskiwacz? W Szwajcarii od pasażerów takiej limuzyny żąda się na stacjach benzynowych opłaty za toaletę – czy u nas jacyś agresywni populiści rzucą mi się pod koła?

Nic z tego. Parogodzinna jazda po centrum miasta stołecznego, rozkopanego i brudnego, i jedyna reakcja to życzliwe zainteresowanie. Czyżbyśmy byli bardziej tolerancyjni niż sami sądzimy? Sporo ludzi wyciągało z kieszeni komórki z aparatami fotograficznymi, niektórzy (turyści? tajni agenci?) mieli przy sobie prawdziwy sprzęt fotograficzny i korzystali z niego do woli. Czarny potwór pozował chętnie.

62 S to optymalny model Maybacha – łączy kosmiczny komfort pracy zawieszenia (kosmiczny na poziomie Starship Enterprise, a nie statku Sojuz) z osiągami, które pozornie zaprzeczają prawom fizyki.

Przyspieszenie ze startu stojącego jest takie, że wrażliwsi pasażerowie mają przejściowe wrażenie, że ich narządy wewnętrzne nie podążyły za resztą ciała, tylko zostały gdzieś z tyłu. Przy hamowaniu z kolei, jeśli następuje niedługo po rozpędzaniu, owe narządy doganiają ciało i to też (podobno) robi, echem, duże wrażenie. Powinno robić, bo mówimy o kosztującym 2,5 miliona złotych lotniskowcu o wyjątkowo wygodnej kabinie załogi, ważącym... tony i napędzanym czymś w rodzaju malutkiego reaktora jądrowego.

Można się czepiać, że mniej stylowy od Phantoma (rzecz gustu – Art Deco czy neoklasycyzm), że ma śrubowo-kulkowy układ kierowniczy (jak terenowy Mercedes G), że nie wszyscy wiedzą, co oznacza logo złożone z trzech liter M. Można się czepiać, ale po co. Wolność polega na tym, że nie trzeba kupować tego samego, co sąsiad.

Nie trzeba mieć koniecznie pseudoszlacheckiego dworku z kolumnadą z rur kanalizacyjnych, ani zaszpachlowanego Audi z instalacją LPG, ani podjazdu z takiej samej kostki, jak przed McDonaldem. Nieoczywistość i nietypowość Maybacha podoba mi się bardzo. I czas skończyć z plotkami o właścicielu w koloratce...

A teraz poważniej. To prawda, że układ kierowniczy we wszystkich modelach Maybacha działa tak, jakby kierowca porozumiewał się ze sternikiem za pośrednictwem tuby, przez którą wykrzykuje mu komendy. Jak na starym parowcu. Sęk w tym, że ten typ steru w samochodzie o dużym, ciężkim silniku dobrze się sprawdza, a podczas jazdy po Autobahnie z prędkością ponad 200 km/h pozwala kierowcy kichnąć i nie zginąć.

Kiedyś inżynierowie Mercedesa wierzyli, że istnieje obiektywna przewaga takiej przekładni nad zębatkową – dziennikarze motoryzacyjni zmusili ich do zmiany poglądów. Ale tak naprawdę fakt, że coś jest stare, nie oznacza, że od razu musi być gorsze – kiedyś do jedzenia nikt nie sypał ton glutaminianu sodu i naród nie kupował namiętnie specyfików na wzdęcia, zaparcia i biegunki.

Gdy Maybach powstawał, kierownictwo Daimlera nie wiedziało jeszcze, że zdecyduje się na reaktywację marki – miał to być po prostu Mercedes Maybach, o oczko wyżej od klasy S, stąd może banalny wystrój tablicy przyrządów czy wygląd niektórych detali.

Dla mnie te niedostatki są bardziej niż skompensowane odwołaniami do epoki Zeppelinów, detalami rodem z przedwojennej limuzyny, zegarami pod sufitem kabiny. Oferowany od niedawna kompas (GPS, nie magnetyczny) wygląda rzeczywiście tandetnie – ale wymyślono go głównie dla bogatych Arabów, którym może stale pokazywać kierunek do Mekki. Mnie jest tak potrzebny, jak rybie potrzebny jest rower.

Myślałem, że będzie wzbudzać silniejsze emocje u ludzi na ulicy, a tu tylko uśmiechy i fotki. Wygląda na to, że można się czymś takim bez przesadnego stresu poruszać po ulicach naszej stolicy.

Przydaje się wtedy parapsychologiczne działanie tego samochodu: uspokaja mnie w sposób niemożliwy do uzyskania inną drogą. Nawet największy drogowy kretyn wywołuje u mnie tylko uśmieszek politowania. Kto wie, może to powód, dla którego ten samobieżny pałac warto kupić...

Tekst: Piotr R. Frankowski Zdjęcia: Bartłomiej Szyperski

Źródło artykułu:WP Facet
Komentarze (0)