Złodziej w podkopie
Wydawało się, że tym razem "król złodziei" nie ucieknie sprawiedliwości. A jednak... 5 lutego 1985 r. Najmrodzki przyjechał na kolejne przesłuchanie w Pałacu Mostowskich. Na biurku oficera wydziału dochodzeniowo-śledczego dostrzegł masywny dziurkacz i nie namyślając się długo, chwycił przyrząd i zdzielił nim milicjanta, który stracił przytomność. Przestępca założył jego marynarkę i jak gdyby nigdy nic wyszedł z komendy, demonstrując oficerowi dyżurnemu służbową legitymację swojej ofiary.
Takiej zniewagi milicja nie mogła darować. Do poszukiwania Najmrodzkiego zmobilizowano ogromne siły, ale słynnego złodzieja udało się złapać dopiero w kwietniu 1986 r. 19 października 1987 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał go na 15 lat pozbawienia wolności. Karę zaczął odsiadywać w Gliwicach, skąd znów czmychnął, o czym pisaliśmy na wstępie.
W ucieczce pomagał mu kumpel z dawnych lat, Kazimierz Ożóg. - Wedle planu i wskazówek matki Najmrodzkiego miałem wykopać 8-metrowy podkop z piwnicy szkoły sąsiadującej z aresztem śledczym do tzw. spacerniaka, czyli podwórza aresztu, na którym więźniowie odbywali regulaminowe spacery - zeznawał później Ożóg.
20 listopada 1989 r. razem z Najmrodzkim uczestniczył w wypadku drogowym w Krakowie. Fiat 132p prowadzony przez słynnego przestępcę uderzył w słup latarni, a Ożóg odniósł ciężkie obrażenia. Najmrodzki próbował uciec, jednak został schwytany po krótkiej bójce z funkcjonariuszami. Miał we krwi 2,1 promila alkoholu.