CiekawostkiŚciany mają uszy...

Ściany mają uszy...

Kiedy Adam Michnik nagrał niemoralną propozycję Lwa Rywina, nikt jakoś nie zwrócił uwagi na to, że de facto zastosował podsłuch – stało się tak być może dlatego, że nagrania sławetnej rozmowy dokonał przy pomocy ogólnie dostępnego dyktafonu. Który notabene musiał się najpierw nauczyć obsługiwać, ale to już szczegół.

Ściany mają uszy...
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

19.01.2009 | aktual.: 19.01.2009 15:38

Kiedy Renata Beger nagrała słynne „taśmy prawdy”, rozpętała się burza wokół dziennikarskiej prowokacji, której jakoby mieli się dopuścić Andrzej Morozowski i Tomasz Sekielski z „teraz my”, a przecie oni tylko użyczyli sprzętu, zaś prowokacji dopuściła się sama zainteresowana.

I w tym jednak przypadku nikogo nie zainteresował fakt, że tak naprawdę doszło do zastosowania podsłuchu – przy wykorzystaniu stosowanych coraz powszechniej przez dziennikarzy ukrytych kamer i minimikrofonów. Niemniej jednak – jak wieść niesie – na Wiejską padł blady strach i przez ładnych kilka miesięcy wszyscy lokatorzy ławek sejmowych paranoicznie sprawdzali, czy przypadkiem ktoś ich nie nagrywa.

Kiedy wyciekła w cudowny sposób treść rozmowy Aleksandra Gudzowatego z Józefem Oleksym, zaczął się szum na temat „kto nagrał” i „kto w świat wypuścił”, nikogo jednak znowu nie zainteresowało to, że i w tym przypadku zastosowano podsłuch – bez względu na to, jakiego akurat urządzenia do nagrania rozmowy użyto. Choć, nawet w przypadku bardzo prywatnych spotkań w bardzo zaufanych gronach, zaczęto powoli unikać pewnych tematów; nie porusza się ich nawet w cztery najbardziej zaufane oczy.

Kiedy Aleksander Kwaśniewski alarmistycznie stwierdził, że czuje się inwigilowany – że bliżej nieokreślony ktoś podsłuchuje jego rozmowy telefoniczne, zaczęto się zastanawiać nie tylko nad tym czy przypadkiem nie uległ powszechnej paranoi, ale i nad tym, czy upoważnione do tego prawem służby nie mają na podsłuchowym celowniku eksponowanych postaci ze świata polityki, biznesu i mediów. Że zaś służby te dysponują odpowiednio zaawansowanym sprzętem, nikogo chyba przekonywać nie trzeba.

Czy jednak tylko służby specjalne stać na to, żeby założyć komuś podsłuch? Nie popadając w przesadną paranoję należy jednoznacznie stwierdzić, że niestety tak – tak naprawdę podsłuchiwać może każdy, kto tylko jest wystarczająco do tego zdeterminowany, dysponuje odpowiednim zapasem gotówki i ma do tego jakikolwiek powód. Albo i go nie ma. Wpisanie do wyszukiwarki hasła „urządzenia podsłuchowe” daje około trzynastu i pół tysiąca odpowiedzi, „tapping devices” około 17 tysięcy, co sugerowałoby, że sprzęt do podsłuchu jest masowo produkowany, sprzedawany i... wykorzystywany.

Uświadomienie sobie tego faktu sprawia że jeży się włos na głowie, a choćby tylko pobieżny rzut oka na gamę oferowanego sprzętu przyprawia o dreszcz zgrozy – jest tego tyle, że nie można być absolutnie pewnym, że nie jest się na podsłuchowym celowniku zazdrosnego męża czy żony. Ewentualnie dociekliwego szefa, który lubi wiedzieć, co mówią o nim jego pracownicy.

Przesada? A no właśnie!

Wszak wymieniony już Adam Michnik zastosował zwykły dyktafon, Renata Beger sprzęt wykorzystywany przez dziennikarzy... Dokładniejsze przejrzenie oferty tłumaczy ad hoc obawy Aleksandra Kwaśniewskiego – wystarczy tylko nabyć ustrojstwo, które nazywa się digital phone recorder (jedyne 249 USD; jeśli za drogo, to taniej też można, tyle że czas nagrywania będzie krótszy), umieścić gdzieś, gdzie najczęściej prowadzone są rozmowy telefoniczne, by mieć pewność, że nagra się 140 godzin tych rozmów – o ile oczywiście na tyle wystarczy baterii.

Urządzenie uruchamia się samo, pracuje bezszmerowo, bo przecie nie ma w nim żadnych ruchomych części, notuje datę i czas każdej rozmowy, jest na tyle czułe, że wychwytuje treść prowadzonych nawet najbardziej ściszonym głosem rozmów i nie trzeba go do niczego podpinać. Ot, taka tam sobie podsłuchowa automatyczna sekretarka. I stosunkowo niewielka: 70mm x 25 mm x 12mm.

Może jest za duża? I może podsłuchiwana ma być tylko jedna konkretna linia? Do której na dodatek dość trudno się dostać? A proszę bardzo – za jedyne 169 USD można mieć urządzenie, które nagra 34 godziny rozmów telefonicznych bez konieczności wymiany w nim baterii. Minimalne rozmiary - 35mm x 14mm x 90mm, zatem można je wszędzie wetknąć, prawda?

Pomieszczenia, które chcemy mieć na podsłuchu są regularnie przetrząsane w poszukiwaniu niepożądanego wyposażenia? A nic prostszego niż przemycić do niego pluskwy poukrywane w wyposażeniu biurowym codziennego użytku – długopisach, kalkulatorach itp. Długopisy są przecież tak często rozdawanym gadżetem, że bez problemów można uzasadnić dostawę ich w postaci „prezentu” – koszt, choć wysoki, też nie jest szokujący: 600 zł.

„Obiekt” podsłuchiwany ma tendencje do przemieszczania się? Wędrówek po całej firmie czy domu i wojaży po całym mieście? Też nie problem – wystarczy drobna podmiana jego komórki. Ta, która mu się podrzuci będzie nie tylko podsłuchiwać rozmowy, ale i uruchomi się w sposób absolutnie niewidoczny na odpowiedni sygnał i zacznie pracować jak typowa pluskwa, przekazując treść toczonych przez „obiekt” rozmów.

Cena – jedyne 550 USD. Niczym, nawet najdrobniejszym szczegółem nie różni się od „normalnego” telefonu i można go na przykład dać w prezencie partnerowi, którego podejrzewa się o skoki w bok. Dzięki niej wszystko będzie wiadomo. A może zachodzi konieczność podsłuchiwania on-line? A to też nic trudnego – na rynku dostępna jest cała gama „pluskiew”, wyposażonych w super czułe mikrofony, dzięki którym z kilku metrów słychać wyraźnie nawet szept.

Oczywiście taka pluskwa jest w maksymalnym stopniu zminiutaryzowana: np. 14mm x 36mm x 51mm – wetkać to można wszędzie, gdzie się tylko da, zasięg też jest niewąski – 400-700 metrów, koszt – bagatela! – 400 złotych. Tak! złotych, bo i my nie pozostajemy w tyle z produkcją urządzeń podsłuchowych – wystarczy tylko zajrzeć na pierwszy lepszy internetowy portal aukcyjny, aby się przekonać ile jest ofert sprzedaży sprzętu pozwalającego z kilkunastu lub kilkudziesięciu metrów podsłuchiwać interesujących nas rozmówców.

Wygląda toto jak walkman, drogie nie jest – z tym, że daleko mu do profesjonalnego sprzętu. Ale działać działa i daje oczekiwane efekty. Nie da rady zbliżyć się do podsłuchiwanej osoby na odległość tych kilku/kilkunastu metrów? To też nie jest problemem, bo wystarczy zaopatrzyć się w mikrofon kierunkowy i z półkilometrowej odległości można spokojnie słuchać, o czym też gawędzi ten przystojny pan z tą wystrzałową blondynką.

Z tym, że to już jest dość droga impreza, bo naprawdę wysokiej klasy sprzęt może kosztować i 12 tysięcy złotych, ale i za tysiąc mniej wyrafinowany też można dostać.

Trzeba do kompletu mieć na wszystko podgląd? Wystarczy spojrzeć na rozmiary współczesnych kamer internetowych, żeby sobie uświadomić, do jakiego stopnia można zminiaturyzować urządzenia do transmisji obrazu. Minikamerę mieszczącą się na czubku palca można przecież ukryć dosłownie wszędzie.

To, co można zobaczyć na filmach sensacyjnych nie jest więc aż tak naciągane – jasne, że trzeba wziąć poprawkę na rzeczywiste możliwości techniki, ale jeśli tak dalej pójdzie, to może się okazać, że wyobraźnia scenarzystów nie jest w stanie nadążyć za coraz doskonalszymi technikami podglądania i podsłuchiwania ludzi.

Jak więc jasno widać bez najmniejszych problemów można sobie podsłuchiwać, a nawet i podglądać niewygodnych sąsiadów czy ukochaną/ukochanego, pomysły konkurencji, życie ludzi z pierwszych stron gazet – warunkiem koniecznym jest tylko zdobycie i umieszczenie odpowiedniego sprzętu w odpowiednim miejscu.

Można, ale pamiętać należy, że jedynie uprawnione do tego służby teoretycznie mają do tego prawo, natomiast przeciętny obywatel stosując podsłuch dopuszcza się przestępstwa – sprzęt można produkować, sprzedawać, ale z wykorzystywaniem to już może lepiej uważać. Mimo to ja osobiście na wszelkie wypadek zaczynam zbierać fundusze (880 USD) na porządny sprzęt do wykrywania podsłuchów – ostatecznie licho nie śpi...

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)