Seks na receptę!
10.06.2010 | aktual.: 27.12.2016 15:17
None
Czas jednak złamać ten przesąd! Przedstawiamy przypadki medyczne, w których jako remedium, doktorzy przepisywali seks...
Seks na receptę
Ale właściwie, na co dobry jest seks? Na grypę, lekkie przeziębienie, nieżyt żołądka, czy może "weltschmerz"? Co musi dolegać człowiekowi, by lekarz jakby nigdy nic, sięgnął po bloczek z receptami i - jak to oni mają w zwyczaju - nieczytelnym pismem wpisał "seks" w jednej z nich?
I najważniejsze, jak wygląda dawkowanie? Całość jawi się nieco abstrakcyjnie, lecz jak się jednak okazuje, nierzadko zastosowanie tego cudownego leku znajduje swe potwierdzenie w logice, a czasem nawet jest po prostu konieczne.
Seks na receptę
Nim jednak przejdziemy do najświeższych przypadków medycznych, warto zagłębić się odrobinę w historię. Już za czasów elżbietańskich (przełom XVI i XVII wieku), ówcześni lekarze zmagali się z licznymi przypadkami pacjentów, których określić można mianem "chorych na miłość".
W tamtych czasach odsetek złamanych serc był rekordowo wysoki - a to z powodu większego zaangażowania emocjonalnego niż obecnie oraz dużej liczby mezaliansów, z góry skazanych na niepowodzenie. "Chorzy na miłość w dużej mierze byli kochankami podzielonymi klasą społeczną - kiedy to osoba bogata zakochiwała się w swoim słudze lub na odwrót", wyjawia dla "Telegraph" dr Lesel Dawson z University of Bristol.
Seks na receptę
Dziś może to budzić uśmiech na twarzy, jednak w XVI wieku złamane serce wiązało się z prawdziwie dramatycznymi stanami chorobowymi. Niemożność okazywania miłości przeradzała się w głęboką frustrację, stany nerwicowe oraz apatie, co z kolei miało dawać również objawy fizyczne.
W znalezionych niedawno zapiskach ówczesnych znachorów, można przeczytać, że medycy w proponowanym przez siebie szerokim portfolio leków mieli m.in. specjalnie przygotowane diety, wywary, ćwiczenia psychiczne, słuchanie relaksacyjnej muzyki, a nawet upuszczanie krwi.
Jednak zdecydowanie najlepszą kuracją był (chętnie wówczas przepisywany) seks. "Według XVI-wiecznych medyków, seks likwidował nadmiar krwi i nasienia, które gromadziły się w organizmie pacjenta, by gnić i wyparowywać - to właśnie te opary powodowały melancholię."
Seks na receptę
Na szczęście, obecne diagnozy lekarzy cechuje większy profesjonalizm, toteż, również sam seks przepisywany jest w sposób bardziej odpowiedzialny.
Choć nie do końca... Jeszcze kilka lat temu głośno było o przypadku śmiertelnie chorego chłopca z Australii, którego największą obawą była śmierć, nim zdoła zasmakować fizycznej miłości z kobietą...
Wywodzący się z bardzo katolickiej rodziny 15-latek, nie mógł powiedzieć o swym największym marzeniu rodzicom, ponieważ był przekonany, że tego nie zrozumieją. Jednak pragnienie było tak wielkie, że postanowił zrobić coś innego - zwierzył się swemu onkologowi. Ten z kolei, poruszony opowieścią chłopca postanowił skontaktować go ze znajomym psychiatrą.
Po kilku wspólnych sesjach, specjalista doszedł do wniosku, że młodzieniec jest nad wyraz jak na swój wiek rozwinięty, co zresztą jest cechą charakterystyczną dla wszystkich dzieci dotkniętych poważnymi chorobami - stają się one szybciej dorosłe. W związku z tym, psychiatra niejako przepisał mu stosunek seksualny, jako ostatnie lekarstwo, mające uśmierzyć ból umierania...
Seks na receptę
Specjaliści zaaranżowali wizytę prostytutki, co spotkało się z nie lada kontrowersjami, jako że wiek przyzwolenia w Australii to 16 lat. Psychiatra przyznaje, że "owszem, prawo wyraźnie zostało złamane, aczkolwiek ludzie zaangażowani w to przedsięwzięcie w żadnym razie nie żałują swej decyzji. To naturalne, że chłopiec w tym wieku przeżywa ogromne zainteresowanie płcią piękną, za co odpowiada rosnący poziom testosteronu w organizmie. Wiedzieliśmy, że to jego największe marzenie, dlatego postanowiliśmy je urzeczywistnić. Całość zorganizowana była przez jego przyjaciół i była wszystkim, o czym 15-latek marzył." 15-latek zmarł w miesiąc po swoim pierwszym i ostatnim stosunku.
Seks na receptę
Seks bywa również narzędziem stosowanym w ośrodkach leczących zaburzenia seksualne. W publikacji "Seven weeks to better sex", Domeena Renshaw opisuje przypadki leczonych przez siebie pacjentów, ich dolegliwości oraz sposoby ich przewalczenia. Małżeństwo Richarda i Catherene (nazwisko celowo pominięto), było doskonałym przykładem związku oschłego seksualnie.
Problem tkwił w Catherene, która unikała zbliżeń - decydowała się na kontakt jedynie dwa razy w miesiącu, tylko po to by zadowolić swojego męża. Rzecz jasna, dla Richarda to było za mało. Mężczyzna jednak nie chciał naciskać, dlatego też wspólnie postanowili szukać pomocy na terapii.
Seks na receptę
Po zbadaniu sytuacji, lekarz prowadzący przepisał Catherene cotygodniową masturbację, lecz kobieta kategorycznie nie chciała przystać na propozycje specjalisty, twierdząc że na samą myśl o tym procederze, czuje się strasznie, jakby robiła coś bardzo złego. Z czasem jednak, w toku długiej i żmudnej kuracji, terapeutom udało się przełamać opory Catherine i dojść przyczyny jej wycofanej postawy. Na jednej z sesji kobieta wyznała: __"podczas masturbacji, czułam się jak grzesznica.
Seks na receptę
Dużo o tym myślałam, zmuszałam się do tych myśli, aż wreszcie uświadomiłam sobie, że to moje wychowanie wykuło we mnie przeświadczenie, że jestem zła, że jestem grzesznikiem i dlatego nie powinnam zaznawać przyjemności.
Nauczono mnie, że powinnam cierpieć. Stąd, sądzę że moja wstrzemięźliwość seksualna stanowiła formę samodzielnego wymierzania sobie kary...". Terapia przyniosła rezultaty. Catherene zwiększała częstotliwość masturbacji, ożywiając swoje libido i poznając własne ciało, dzięki czemu w wkrótce poprawiły się również jej stosunki z mężem.
Seks na receptę
W przypadku Richarda i Catherene, seks przepisany na receptę był strzałem w dziesiątkę, o czym przekonani są obecnie nawet sami zainteresowani. Inaczej było z zamieszkałą w Dublinie, panną Almą McQuaide, której psychoterapeuta doradził uprawianie miłości jako "alternatywny" lek na bezsenność.
Kobieta słysząc zalecenie lekarza wzburzyła się do tego stopnia, że podała go do sądu.
Seks na receptę
W toku rozprawy, dr Ross Shane Ardill otwarcie przyznał, że owszem wspomniał pacjentce, jakoby ta dość nietypowa metoda mogła przynieść pozytywne rezultaty w leczeniu jej bezsenności.
Co więcej, swój osąd uargumentował na tyle dobrze, że został oczyszczony ze wszelkich zarzutów. Cóż, najwyraźniej nawet prawo doceniło leczniczą moc seksu...