Skąd wiadomo, że to już "kochanie"?
16.05.2012 | aktual.: 16.05.2012 15:15
Odnaleźć miłość na całe życie nie jest łatwo. Często angażujemy się w związki bez szans, przegapiamy miłość myśląc o byłych, a po 30. robimy się coraz mniej ufni. Są jednak szczęśliwcy, którzy tracą rozum dla drugiej osoby cztery, a nawet więcej razy w życiu.
Według badań przeprowadzonych przez Opera North, przeciętny człowiek zakochuje się cztery razy w życiu. I choć nie brakuje wrażliwców, których strzała Amora trafia przynajmniej raz na kwartał, to ponad 4 na 10 osób przyznaje, że prawdziwą, wielką miłość przeżyli tylko raz. Tyle samo badanych deklaruje, że weszli w kolejne poważne i szczęśliwe związki, a mimo to, nadal ubolewali nad utraconą, pierwszą miłością.
Wyniki badań sugerują także, że większość z nas postanawia się ustatkować w wieku 27 lat. Po raz kolejny okazuje się, że miłosny debiut jest najsilniejszy, bo w 33 procentach decydujemy się spędzić resztę życia właśnie z pierwszym poważnym partnerem.
Wydaje się natomiast, że wiek dwudziestu i dwudziestu kilku lat jest najlepszym czasem na odnalezienie drugiej połowy. Jak informuje Opera North, 8 na 10 osób traci głowę dla wybranka serca właśnie w tym wieku, kiedy są jeszcze bardziej otwarci i nieobciążeni bagażem złych doświadczeń. Z kolei po 30. zakochuje się 4 na 10 osób, a po 40. miłość znajduje tylko jedna trzecia.
Im jesteśmy starsi, tym trudniej jest nam zaufać drugiej osobie, boimy się porażki, odrzucenia oraz powielenia błędów z wcześniejszych związków. Z czasem wydaje się być również coraz mniej okazji do tego, by poznać kogoś nowego, spoza kręgu najbliższych znajomych. Jest to także przyczyną tego, że lokujemy nasze uczucia w nieodpowiednich osobach np. w przyjacielu lub koledze z pracy. Przyznało się do tego 41 osób z 200 badanych.
Pomimo świadomości konsekwencji "zakazanych" związków i mimo, że głos rozsądku ostrzega nas przed niepowodzeniem, mamy tendencję do angażowania się w związki bez przyszłości. Statystyki mówią same za siebie, bo aż 77 procent ludzi uważa, że nie mamy wpływu na to, w kim się zakochujemy i oddaje swoje serce w ręce losu.
Coś z tą "czwórką" i uczuciem musi być jednak na rzeczy. Już jakiś czas temu, meksykańscy naukowcy obliczyli, że miłość trwa najwyżej cztery lata i cechuje ją "stan czasowej niepoczytalności".
Miłość należy odróżnić od przywiązania i pociągu seksualnego, ponieważ uaktywnia ona w mózgu substancje chemiczne, które angażują wszystkie neurony i sprawiają, że myśli się tylko o ukochanej osobie.
Jak podkreślają naukowcy, stan ten "trwa zwykle najwyżej cztery lata lub do momentu, gdy pojawi się kolejna osoba, która wywoła romantyczny poryw, a potem pozostaje tylko przywiązanie lub sympatia".
Ponieważ zakochany wciąż myśli o tej samej osobie, jego stan psychiczny można porównać do "stanu kompulsywnej obsesji". Z tego powodu - jak uważają naukowcy - w danej osobie można się zakochać tylko raz.
Początkowo miłość staje się taką obsesją, że "człowiek zakochany przestaje być produktywny(...) i rzeczywiście - wielkie dzieła sztuki nigdy nie powstały w okresie, gdy ich autorzy byli zakochani, tylko później, podczas procesu odkochiwania się".
Meksykańska uczona podkreśla, że stan zakochania musi się skończyć, ponieważ mózg nie jest w stanie bezustannie pracować na najwyższych obrotach.
Ostrzegła przy tym, że zakochanie "rodzi potrzebę równie silną co impuls spożywania jedzenia czy picia i choć można zapanować nad jego powstaniem, to kiedy już zostanie uruchomione, nie da się go powstrzymać".
(PAP), mow /PFi