Skandal z udziałem córki premiera!
26.08.2013 | aktual.: 27.12.2016 15:20
Zobacz, co ona wyprawia
On od pięciu lat jest najważniejszym politykiem w kraju, szefem centroprawicowej partii, który już dwukrotnie poprowadził swoje ugrupowanie do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, ona - młodą dziewczyną, która za wszelką cenę chce zdobyć sławę i osiągnąć sukces. Znajomy obrazek?
Być może i znajomy, ale tym razem nie piszemy o naszych rodzimych politykach i ich problemach z potomstwem. Rzecz dotyczy bowiem szefa rządu Nowej Zelandii Johna Key'a i jego dwudziestoletniej córki Stephanie, studentki jednej z najbardziej prestiżowych uczelni artystycznych we Francji, która postanowiła popstrykać sobie trochę "sprośnych" fotek i uświetnić nimi Paryski Tydzień Designu.
Problem w tym, że zdjęcia - "artystyczne" autoportrety - są na tyle wyuzdane, że mogą narobić niemałych kłopotów politykowi konserwatywnej partii. Co zatem możemy na nich zobaczyć?
Autoportrety, w założeniu mające kontestować współczesną "plastikową" rzeczywistość, przez najbardziej radykalnych przeciwników premiera już zostały okrzyknięte pornograficznymi.
Na najbardziej kontrowersyjnym z nich widzimy nagą Stephanie jedną ręką zasłaniającą swoją pierś, a drugą łono, do którego wpełza obślizgła ośmiornica oplatająca uda młodej dziewczyny swoim mackami. Z założenia zdjęcie ma chyba potępiać "męską" wizję kobiety jako obiektu seksualnego.
Na kolejnej fotografii obnażona do połowy premierówna z czerwonym pistoletem w dłoni (symbol fallusa?) i wisienką w ustach zdaje się chcieć rozstrzelać całą współczesną kulturę pop. Protestem przeciw tej kulturze ma być też kolejny obraz - widzimy na nim leżącą na ziemi Stephanie z różą w ustach, na jej piersiach spoczywają dwa Big Maki, a łono zakrywa gigantyczne opakowanie frytek z McDonald's.
My ocenę tych "dzieł" pozostawiamy odbiorcom, jednak lewicujący artyści pieją z zachwytu.
Młody nowozelandzki fotograf Chris Sisarich stwierdził, że dziewczyna ma prawdziwy talent. Biorąc pod uwagę jej koligacje rodzinne, takie prace są jeszcze bardziej kontrowersyjne:
- Myślę, że Nowozelandczycy mogą mieć problem z właściwą oceną jej sztuki. A na jej wartość jako artysty będą patrzeć z perspektywy, że ojciec jest premierem - powiedział.
No cóż, to my już chyba wolimy, żeby córka naszego premiera promowała kosmetyki i modowych projektantów. A może najlepszy byłby premier bez córki. Albo córka bez premiera.
PFi
Stephanie Key przesadziła?
On od pięciu lat jest najważniejszym politykiem w swoim kraju, szefem centroprawicowej partii, który już dwukrotnie poprowadził swoje ugrupowanie do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, ona - młodą dziewczyną, która za wszelką cenę chce zdobyć sławę i osiągnąć sukces. Znajomy obrazek?
Być może i znajomy, ale tym razem nie piszemy o naszych rodzimych politykach i ich problemach z potomstwem. Rzecz dotyczy bowiem szefa rządu Nowej Zelandii Johna Key'a i jego dwudziestoletniej córki Stephanie, studentki jednej z najbardziej prestiżowych uczelni artystycznych we Francji, która postanowiła popstrykać sobie trochę "sprośnych" fotek i uświetnić nimi Paryski Tydzień Designu.
Problem w tym, że zdjęcia - "artystyczne" autoportrety - są na tyle wyuzdane, że mogą narobić niemałych kłopotów politykowi konserwatywnej partii. Co zatem możemy na nich zobaczyć?
Autoportrety, w założeniu mające kontestować współczesną "plastikową" rzeczywistość, przez najbardziej radykalnych przeciwników premiera już zostały okrzyknięte pornograficznymi.
Na najbardziej kontrowersyjnym z nich widzimy nagą Stephanie jedną ręką zasłaniającą swoją pierś, a drugą łono, do którego wpełza obślizgła ośmiornica oplatająca uda młodej dziewczyny swoim mackami. Z założenia zdjęcie ma chyba potępiać "męską" wizję kobiety jako obiektu seksualnego.
Na kolejnej fotografii obnażona do połowy premierówna z czerwonym pistoletem w dłoni (symbol fallusa?) i wisienką w ustach zdaje się chcieć rozstrzelać całą współczesną kulturę pop. Protestem przeciw tej kulturze ma być też kolejny obraz - widzimy na nim leżącą na ziemi Stephanie z różą w ustach, na jej piersiach spoczywają dwa Big Maki, a łono zakrywa gigantyczne opakowanie frytek z McDonald's.
My ocenę tych "dzieł" pozostawiamy odbiorcom, jednak lewicujący artyści pieją z zachwytu.
Młody nowozelandzki fotograf Chris Sisarich stwierdził, że dziewczyna ma prawdziwy talent. Biorąc pod uwagę jej koligacje rodzinne, takie prace są jeszcze bardziej kontrowersyjne:
- Myślę, że Nowozelandczycy mogą mieć problem z właściwą oceną jej sztuki. A na jej wartość jako artysty będą patrzeć z perspektywy, że ojciec jest premierem - powiedział.
No cóż, to my już chyba wolimy, żeby córka naszego premiera promowała kosmetyki i modowych projektantów. A może najlepszy byłby premier bez córki. Albo córka bez premiera.
Stephanie Key przesadziła?
On od pięciu lat jest najważniejszym politykiem w swoim kraju, szefem centroprawicowej partii, który już dwukrotnie poprowadził swoje ugrupowanie do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, ona - młodą dziewczyną, która za wszelką cenę chce zdobyć sławę i osiągnąć sukces. Znajomy obrazek?
Być może i znajomy, ale tym razem nie piszemy o naszych rodzimych politykach i ich problemach z potomstwem. Rzecz dotyczy bowiem szefa rządu Nowej Zelandii Johna Key'a i jego dwudziestoletniej córki Stephanie, studentki jednej z najbardziej prestiżowych uczelni artystycznych we Francji, która postanowiła popstrykać sobie trochę "sprośnych" fotek i uświetnić nimi Paryski Tydzień Designu.
Problem w tym, że zdjęcia - "artystyczne" autoportrety - są na tyle wyuzdane, że mogą narobić niemałych kłopotów politykowi konserwatywnej partii. Co zatem możemy na nich zobaczyć?
Autoportrety, w założeniu mające kontestować współczesną "plastikową" rzeczywistość, przez najbardziej radykalnych przeciwników premiera już zostały okrzyknięte pornograficznymi.
Na najbardziej kontrowersyjnym z nich widzimy nagą Stephanie jedną ręką zasłaniającą swoją pierś, a drugą łono, do którego wpełza obślizgła ośmiornica oplatająca uda młodej dziewczyny swoim mackami. Z założenia zdjęcie ma chyba potępiać "męską" wizję kobiety jako obiektu seksualnego.
Na kolejnej fotografii obnażona do połowy premierówna z czerwonym pistoletem w dłoni (symbol fallusa?) i wisienką w ustach zdaje się chcieć rozstrzelać całą współczesną kulturę pop. Protestem przeciw tej kulturze ma być też kolejny obraz - widzimy na nim leżącą na ziemi Stephanie z różą w ustach, na jej piersiach spoczywają dwa Big Maki, a łono zakrywa gigantyczne opakowanie frytek z McDonald's.
My ocenę tych "dzieł" pozostawiamy odbiorcom, jednak lewicujący artyści pieją z zachwytu.
Młody nowozelandzki fotograf Chris Sisarich stwierdził, że dziewczyna ma prawdziwy talent. Biorąc pod uwagę jej koligacje rodzinne, takie prace są jeszcze bardziej kontrowersyjne:
- Myślę, że Nowozelandczycy mogą mieć problem z właściwą oceną jej sztuki. A na jej wartość jako artysty będą patrzeć z perspektywy, że ojciec jest premierem - powiedział.
No cóż, to my już chyba wolimy, żeby córka naszego premiera promowała kosmetyki i modowych projektantów. A może najlepszy byłby premier bez córki. Albo córka bez premiera.
Stephanie Key przesadziła?
On od pięciu lat jest najważniejszym politykiem w swoim kraju, szefem centroprawicowej partii, który już dwukrotnie poprowadził swoje ugrupowanie do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, ona - młodą dziewczyną, która za wszelką cenę chce zdobyć sławę i osiągnąć sukces. Znajomy obrazek?
Być może i znajomy, ale tym razem nie piszemy o naszych rodzimych politykach i ich problemach z potomstwem. Rzecz dotyczy bowiem szefa rządu Nowej Zelandii Johna Key'a i jego dwudziestoletniej córki Stephanie, studentki jednej z najbardziej prestiżowych uczelni artystycznych we Francji, która postanowiła popstrykać sobie trochę "sprośnych" fotek i uświetnić nimi Paryski Tydzień Designu.
Problem w tym, że zdjęcia - "artystyczne" autoportrety - są na tyle wyuzdane, że mogą narobić niemałych kłopotów politykowi konserwatywnej partii. Co zatem możemy na nich zobaczyć?
Autoportrety, w założeniu mające kontestować współczesną "plastikową" rzeczywistość, przez najbardziej radykalnych przeciwników premiera już zostały okrzyknięte pornograficznymi.
Na najbardziej kontrowersyjnym z nich widzimy nagą Stephanie jedną ręką zasłaniającą swoją pierś, a drugą łono, do którego wpełza obślizgła ośmiornica oplatająca uda młodej dziewczyny swoim mackami. Z założenia zdjęcie ma chyba potępiać "męską" wizję kobiety jako obiektu seksualnego.
Na kolejnej fotografii obnażona do połowy premierówna z czerwonym pistoletem w dłoni (symbol fallusa?) i wisienką w ustach zdaje się chcieć rozstrzelać całą współczesną kulturę pop. Protestem przeciw tej kulturze ma być też kolejny obraz - widzimy na nim leżącą na ziemi Stephanie z różą w ustach, na jej piersiach spoczywają dwa Big Maki, a łono zakrywa gigantyczne opakowanie frytek z McDonald's.
My ocenę tych "dzieł" pozostawiamy odbiorcom, jednak lewicujący artyści pieją z zachwytu.
Młody nowozelandzki fotograf Chris Sisarich stwierdził, że dziewczyna ma prawdziwy talent. Biorąc pod uwagę jej koligacje rodzinne, takie prace są jeszcze bardziej kontrowersyjne:
- Myślę, że Nowozelandczycy mogą mieć problem z właściwą oceną jej sztuki. A na jej wartość jako artysty będą patrzeć z perspektywy, że ojciec jest premierem - powiedział.
No cóż, to my już chyba wolimy, żeby córka naszego premiera promowała kosmetyki i modowych projektantów. A może najlepszy byłby premier bez córki. Albo córka bez premiera.
Stephanie Key przesadziła?
On od pięciu lat jest najważniejszym politykiem w swoim kraju, szefem centroprawicowej partii, który już dwukrotnie poprowadził swoje ugrupowanie do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, ona - młodą dziewczyną, która za wszelką cenę chce zdobyć sławę i osiągnąć sukces. Znajomy obrazek?
Być może i znajomy, ale tym razem nie piszemy o naszych rodzimych politykach i ich problemach z potomstwem. Rzecz dotyczy bowiem szefa rządu Nowej Zelandii Johna Key'a i jego dwudziestoletniej córki Stephanie, studentki jednej z najbardziej prestiżowych uczelni artystycznych we Francji, która postanowiła popstrykać sobie trochę "sprośnych" fotek i uświetnić nimi Paryski Tydzień Designu.
Problem w tym, że zdjęcia - "artystyczne" autoportrety - są na tyle wyuzdane, że mogą narobić niemałych kłopotów politykowi konserwatywnej partii. Co zatem możemy na nich zobaczyć?
Autoportrety, w założeniu mające kontestować współczesną "plastikową" rzeczywistość, przez najbardziej radykalnych przeciwników premiera już zostały okrzyknięte pornograficznymi.
Na najbardziej kontrowersyjnym z nich widzimy nagą Stephanie jedną ręką zasłaniającą swoją pierś, a drugą łono, do którego wpełza obślizgła ośmiornica oplatająca uda młodej dziewczyny swoim mackami. Z założenia zdjęcie ma chyba potępiać "męską" wizję kobiety jako obiektu seksualnego.
Na kolejnej fotografii obnażona do połowy premierówna z czerwonym pistoletem w dłoni (symbol fallusa?) i wisienką w ustach zdaje się chcieć rozstrzelać całą współczesną kulturę pop. Protestem przeciw tej kulturze ma być też kolejny obraz - widzimy na nim leżącą na ziemi Stephanie z różą w ustach, na jej piersiach spoczywają dwa Big Maki, a łono zakrywa gigantyczne opakowanie frytek z McDonald's.
My ocenę tych "dzieł" pozostawiamy odbiorcom, jednak lewicujący artyści pieją z zachwytu.
Młody nowozelandzki fotograf Chris Sisarich stwierdził, że dziewczyna ma prawdziwy talent. Biorąc pod uwagę jej koligacje rodzinne, takie prace są jeszcze bardziej kontrowersyjne:
- Myślę, że Nowozelandczycy mogą mieć problem z właściwą oceną jej sztuki. A na jej wartość jako artysty będą patrzeć z perspektywy, że ojciec jest premierem - powiedział.
No cóż, to my już chyba wolimy, żeby córka naszego premiera promowała kosmetyki i modowych projektantów. A może najlepszy byłby premier bez córki. Albo córka bez premiera.