LudzieŚliwowica - polski trunek podbija Europę

Śliwowica - polski trunek podbija Europę

Tajemnice śliwowicy "Daje krzepę, krasi lica nasza łącka śliwowica" - przekonują producenci jednego z najsłynniejszych polskich trunków regionalnych, za którego wytwarzanie jeszcze całkiem niedawno... groziło dwa lata więzienia. Choć przepisy zostały ostatnio zliberalizowane, kupno oryginalnego alkoholu ze śliwek jest wciąż bardzo trudnym zadaniem. Nie brakuje natomiast jego rozmaitych podróbek.

Śliwowica - polski trunek podbija Europę
Źródło zdjęć: © East News

21.09.2015 | aktual.: 13.01.2016 10:41

Turyści spacerujący po Krupówkach uwielbiają robić zakupy na straganach oferujących rozmaite produkty regionalne. W ubiegłym sezonie ogromnym zainteresowaniem cieszył się kram Tomasza S., który sprzedawał słynną łącką śliwowicę i to w bardzo atrakcyjnej cenie, ok. 20-30 zł za butelkę. Jednak działalność 32-latka została przerwana przez policję. Mężczyznę zatrzymano i oskarżono o handel alkoholem nieznanego pochodzenia. Dzień później zakopiańscy funkcjonariusze wkroczyli na posesję, gdzie rozlewano "śliwowicę". Zarekwirowali tam ok. 120 litrów najprawdopodobniej skażonego spirytusu oraz środki chemiczne, barwniki i aromaty smakowe, z których można było przygotować kolejnych pół tysiąca butelek z miksturą nie mającą nic wspólnego ze szlachetnym trunkiem. Policja ostrzega przed kupowaniem wszelkich wyrobów alkoholowych pochodzących z nieznanych źródeł. Jednak w przypadku śliwowicy przestrzeganie tej zasady jest szczególnie trudne...

Butelka dla urzędnika

70-procentowa wódka o charakterystycznym zapachu i smaku produkowana jest przede wszystkim w gminie Łącko, położonej w kotlinie otulonej Beskidem Wyspowym i Beskidem Sądeckim. Miejscowi rolnicy pędzili śliwowicę już w XVII wieku, a na przełomie XIX i XX w. w gorzelni żydowskiej rodziny Grossbardów opracowano optymalną recepturę trunku. Jego wytwarzanie było sankcjonowane przez władze monarchii austro-węgierskiej, a później także II RP. Przed wybuchem II wojny światowej zakład Grossbardów wytwarzał 20 tys. litrów śliwowicy rocznie. W czasie okupacji gorzelnia została zniszczona, ale tradycja pędzenia trunku przetrwała w okolicznych gospodarstwach. Nie wykorzeniła jej nawet opresyjna działalność władz PRL-u, które walczyły z indywidulaną działalnością gorzelniczą. W Łącku i okolicach wciąż wytwarzano śliwowicę, która cieszyła się niesłabnącą popularnością. W latach 70. i 80. za butelkę tego alkoholu można było załatwić niemal każdą biurokratyczną sprawę w urzędzie.

Patent na śliwowicę

Gdy w 1989 r. Polska wchodziła w erę wolnego rynku wydawało się, że dla lokalnych producentów śliwowicy nadeszły wreszcie lepsze czasy. Niestety, przez ponad 20 lat nie udawało się usankcjonować działalności przydomowych wytwórni alkoholu. Choć w 1992 r. wojewódzki konserwator zabytków z Nowego Sącza wpisał łącką śliwowicę do rejestru zabytków, uznając ją za niematerialne dobro kultury, za pędzenie trunku nadal groziła kara do dwóch lat więzienia. W efekcie wytwarzanie jednego z najbardziej cenionych produktów regionalnych pozostawało nielegalne, a trunek sprzedawano spod lady. Dochodziło do takich absurdów, że gmina Łącko musiała zmienić nazwę święta śliwowicy na święto owocobrania. Sytuacja poprawiła się trzy lata temu - od 2012 r. znak "łącka śliwowica" jest chroniony przez urząd patentowy. Nie można się nim posługiwać bez zgody kapituły składającej się z przedstawicieli stowarzyszenia Łącka Droga Owocowa, reprezentantów Rady Gminy Łącko, ekspertów wybieranych wspólnie przez zarząd stowarzyszenia oraz
wójta gminy. Kłopot w tym, że wspomniana kapituła wciąż faktycznie nie działa. Dlatego Krzysztof Mauer, który jako pierwszy producent z gminy Łącko uzyskał akcyzę na legalne wytwarzanie trunku, nie może posługiwać się nazwą „łącka śliwowica”. Na jego napojach wyskokowych pojawia się napis: „śliwowica – okowita z łąckich śliwek”.

A popyt na wyroby z Łącka jest ogromny, także w Europie. Turyści ze wschodu i z zachodu pokochali "górski bimberek". Dziś można go kupić np, w niektórych koncesjonowanych sklepach na na Podhalu i na lokalnych festynach.

O jeden kusztyczek za dużo...

Władze Łącka tłumaczą, że wciąż toczą walkę o prawa lokalnych producentów. Chcą, by mogli ono wytwarzać określoną ilość śliwowicy, na zasadach takich jak odbywa się to np. w Austrii. Na razie jednak wokół produkcji i sprzedaży tego szlachetnego trunku panuje chaos. Nic dziwnego, że korzystają z tego oszuści sprzedający "śliwowicopodobne" wyroby z... porzeczek czy jabłek. W ich składzie często znajdziemy sztuczne barwniki i spirytus przemysłowy. Produkowane są też wódki będące najczęściej mieszanką naturalnej śliwowicy ze spirytusem zbożowym lub ziemniaczanym. Tymczasem oryginalna śliwowica powinna być destylowana wyłącznie dzięki alkoholowi powstałemu z cukru zawartego w odpowiednio dobranych, dojrzałych i słodkich węgierkach. By wyhodować takie owoce niezbędna jest duża dawka słońca - takie warunki panują właśnie w okolicach Łącka. Do wyprodukowana litra trunku potrzeba przynajmniej 15 kilogramów śliwek. Tylko taki trunek spełnia kryteria wódki, która - jak mawiają górale: "Łagodnie przechodzi przez gardło,
mocy się jej absolutnie nie czuje, zostawia w ustach cudowny smak i zapach, a jeśli się o jeden kusztyczek za dużo wychyli, zwala z nóg jak snopek owsa".

Rafał Natorski

Źródło artykułu:WP Facet
alkoholbimberwódeczka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (44)