Osoby mieszkające na wsi mają większą szansę na znalezienie prawdziwej miłości, niż te mieszkające w dużych metropoliach - sugerują naukowcy. Co więcej, związki osób mieszkających poza miastem są z reguły dwa razy dłuższe. A rodzące się z tych związków dzieci to okazy zdrowia!
Według najnowszych badań 77 proc. osób mieszkających na wsi znalazło swoją prawdziwą miłość. Dla porównania - prawie połowa "mieszczuchów" odnalazło w miejskiej dżungli swoją drugą połówkę.
Ze statystyk wynika też, że 61 proc. osób mieszkających poza miastem pozostaje w stałym związku ponad 10 lat. Na taki staż ma szansę jedynie 21 proc. mieszkańców dużych metropolii.
Wieś sprzyja również miłosnym wyznaniom. 51 proc. mieszkańców wsi pozostających w związkach słyszy: "kocham cię" przynajmniej raz dziennie. Dla porównania - jedynie 23 proc. mieszkańców miast decyduje się na taką czułość.
Specjaliści wyjaśniają, że to lojalność i ilość wspólnie spędzonego czasu korzystnie wpływa na związki osób zamieszkujących wieś. - Mieszkanie na wsi sprawia, że jesteśmy bardziej zrelaksowani i w zdecydowanie lepszej kondycji psychicznej, co ma bardzo pozytywny wpływ na związek - tłumaczą eksperci. Dodajmy do tego romantyczny wieczór na werandzie.
To nie koniec zalet wiejskiej miłości. Już parę lat temu udowodniono, że dzieci, których matki całą ciążę spędziły na wsi, rzadziej chorują na astmę, alergie skórne i katar sienny.
Uczeni z Massey University w Nowej Zelandii badali wpływ życia "na farmie" na zdrowie dzieci. Jak ustalili, najzdrowsze były te dzieci wiejskie, których matki mieszkały na farmach także gdy były ciąży. U tych dzieci o 50 proc. rzadziej niż u ich miastowych rówieśników pojawiała się astma, alergie skórne i katar sienny.
Może to potwierdzać teorię, że te przypadłości to "choroby czystych rąk". Specjaliści przypuszczają, że mieszczuchom brakuje kontaktu z substancjami, na których mógłby się hartować ich układ odpornościowy: pyłkami roślin czy bakteriami przenoszonymi przez zwierzęta.
Natomiast dzieci ze wsi z potencjalnym alergenami mają styczność od urodzenia, a nawet - jak pokazują najnowsze badania - jeszcze wcześniej.
To wciąż nie wszystko! Co prawda podczas badań przewagi mieszkania na wsi i w mieście, mózgi osób z miast wykazywały większą aktywność obszarów odpowiedzialnych za przetwarzanie emocji i radzenie sobie ze stresem. Jednak badacze odkryli natomiast zależność pomiędzy miejscem zamieszkania, a zaburzeniami psychicznymi. Mieszczanie mają aż 21 proc. wyższe ryzyko wystąpienia zaburzeń lękowych, o 39 proc. większe prawdopodobieństwo zachorowania na depresję i aż dwukrotnie wyższe ryzyko wystąpienia schizofrenii. Badacze nie wiedzą do końca, dlaczego tak się dzieje. Przyczyną może być zanieczyszczenie, hałas albo zatłoczenie. Prawdopodobnie nie jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do życia wśród tysięcy obcych ludzi.
Mieszkając w mieście nie jesteśmy jednak skazani na porażkę. Wcześniejsze badania pokazały, że wystarczy 5 minut dziennie w naturalnym otoczeniu, aby znacznie złagodzić wpływ stresu.
(PAP), mow/ PFi