Śmierć gwiazdy - najlepsza pożywka dla teorii spiskowej
Bruce Lee zamordowany "ciosem wibrującej pięści", Michael Jackson zlikwidowany na polecenie prezydenta Iranu
Zemsta mnichów
Bruce Lee zamordowany "ciosem wibrującej pięści", Michael Jackson zlikwidowany na polecenie prezydenta Iranu, Jim Morrison żyjący spokojnie na Seszelach albo Elvis Presley spędzający emeryturę w bunkrze pod Memphis - kariera wielu gwiazd show-biznesu nie kończy się wraz z ich śmiercią. Wręcz przeciwnie...
Trudno chyba znaleźć przedstawiciela pokolenia dzisiejszych 40-latków, który nie słyszałby w czasach młodości historii o tajemniczej śmierci jednego z największych gwiazdorów kina akcji lat 70., czyli Bruce'a Lee.
Dla fanów "Wejścia smoka" czy "Wściekłych pięści" było oczywiste, że 33- letni aktor zginął od "ciosu wibrującej pięści", zadanego przez wysłannika mnichów z klasztoru Shaolin, którzy postanowili w ten sposób ukarać mistrza sztuk walki za ujawnienie tajemnic kung-fu. Według innych teorii gwiazdor musiał zginąć, ponieważ zadarł z azjatyckimi mafiami: Yakuzą albo Triadą. Nie brakowało też pogłosek o klątwie rzuconej na męskich potomków rodziny Lee, czego potwierdzeniem miała być tragiczna śmierć syna Bruce'a - Brandona, zastrzelonego w 1993 r. na planie filmu "Kruk".
Do dziś wiele osób nie wierzy, że u twórcy "Wejścia smoka" już maju 1973 r. zdiagnozowano obrzęk mózgu. Bruce Lee wrócił jednak do pracy, ale po kilku miesiącach znów poczuł się gorzej. Podano mu lek przeciwbólowy, który jednak wszedł w interakcję z zażywanymi przez aktora środkami odurzającymi (marihuaną i haszyszem) oraz alkoholem. Gwiazdor zasnął i już się nie obudził. Przynajmniej według oficjalnej wersji...
Król żyje?
Jednak to nie Bruce Lee jest najpopularniejszym bohaterem teorii spiskowych. Ten tytuł od blisko 40 lat dzierży Elvis Presley. Jak wynika z przeprowadzonych kilka lat temu badań prestiżowego Instytutu Gallupa, co dziesiąty Amerykanin wierzy, że "król rock&rolla" wciąż żyje.
Co roku media w Stanach Zjednoczonych publikują relacje osób, które rzekomo widziały słynnego piosenkarza w różnych zakątkach świata, przede wszystkim na Hawajach, ale także w Niemczech. Działają nawet stowarzyszenia zbierające takie relacje. Ich weryfikacja bywa trudna, ponieważ tylko w USA zarejestrowanych jest blisko 40 tys. sobowtórów gwiazdora, który - według oficjalnej wersji - zmarł nagle w łazience swojej posiadłości Memphis, prawdopodobnie na skutek ataku serca.
Jednak do dziś wiele osób w to nie wierzy. Billy Miller, prywatny detektyw pracujący dla Presleya, sugerował, że ciało odnalezione 16 sierpnia 1977 r. w Graceland należało do jednego z licznych sobowtórów zatrudnianych przez samego Elvisa. Sam gwiazdor, który naraził się handlarzom narkotyków współpracując z FBI, został podobno objęty programem ochrony świadków, otrzymał nową tożsamość i zamieszkał w stanie Indiana.
Według innych wersji, w trumnie leżała figura woskowa, a on poleciał do Buenos Aires (według świadków jego współpracownik kupował bilety do Argentyny dzień po rzekomej śmierci gwiazdora). Później zamieszkał na Hawajach.
Wciąż ukazują się książki, których autorzy, prowadząc prywatne śledztwa, przekonują o wielkiej mistyfikacji. Takich jak Bill Beeny, twierdzący, że analiza przeprowadzona na dwóch próbkach DNA (jednej pobranej za życia Presleya, a drugiej po jego śmierci) wykazała znaczące rozbieżności.
Zwolenników teorii spiskowych nie przekonują nawet wypowiedzi lekarzy, którzy przeprowadzali autopsję zwłok piosenkarza. Ich zdaniem 16 sierpnia 1977 r. Presley na pewno był martwy.
Morrison na Seszelach
Życie po śmierci to ulubiony motyw autorów teorii spiskowych. Wiele osób święcie wierzy w to, że frontman kultowego zespołu The Doors, Jim Morisson (oficjalnie zmarł 3 lipca 1971 r. na atak serca wywołany przedawkowaniem heroiny) tak naprawdę spędza czas na rajskich wyspach, prawdopodobnie Seszelach.
Taką lokalizację zasugerował Ray Manzarek, klawiszowiec kapeli, który wspomniał, że Morrison pokazał mu kiedyś broszurkę o Seszelach i spytał: "czyż to nie byłoby wspaniałe - uciec w takie miejsce, gdy wszyscy myśleliby, że nie żyjesz?".
Inne miejsce do "życia po śmierci" miał wybrać Kurt Cobain, który 5 kwietnia 1994 r. - zgodnie z powszechnie przyjętą wersją - zastrzelił się w swoim domu w Seattle. Wiele osób jest jednak przekonanych, że lider Nirvany przeniósł się do Europy (prawdopodobnie Amsterdamu) i do dziś prowadzi mały cofee-shop. Widziano go również w sklepie muzycznym w Puerto Rico.
Nawet fani akceptujący fakt zgonu idola dopatrują się w całej sprawie drugiego dna, nie wierząc w teorię o samobójstwie. Wątpliwości podsycają media - kilka miesięcy temu zaprezentowano film "Soaked in Bleach", wskazujący, że za śmiercią Cobaina stała jego żona Courtney Love. Wątpliwości budzi bowiem fakt, że w liście pożegnalnym gwiazdor nic nie wspomniał o targnięciu się na swoje życie, a na broni, którą się zastrzelił, nie znaleziono ponoć odcisków jego palców. Poza tym muzyk zamierzał rozwieść się z Love, co odcięłoby ją od dopływu pieniędzy.
Dlatego wiele osób wierzy, że to tajemniczy zabójca wstrzyknął Cobainowi śmiertelną dawkę heroiny, a potem go zastrzelił.
Zemsta Kennedych
Teorie spiskowe lubią łączyć śmierć gwiazd z polityką. Choć z protokołu sekcji zwłok Marilyn Monroe wynikało, że słynna sex-bomba przedawkowała środki nasenne, zdaniem wielu osób aktorka tak naprawdę zginęła z powodu romansu z braćmi Kennedy.
Zdaniem amerykańskich dziennikarzy śledczych: Jaya Margolisa i Richarda Buskina za morderstwem stał sprawujący wtedy urząd prokuratora generalnego Robert Kennedy, młodszy brat prezydenta Stanów Zjednoczonych Johna F. Kennedy'ego. To on miał zmusić lekarza Monroe, Ralpha Greensona, do wstrzyknięcia śmiertelnej dawki pentobarbitalu prosto w serce aktorki. Obawiał się bowiem, że gwiazda ujawni kompromitujące informacje dotyczące rodziny.
Polityczny wątek pojawia się również w teoriach dotyczących śmierci Michaela Jacksona. Piosenkarz miał zostać bowiem zamordowany na zlecenie ówczesnego prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada, który w ten sposób chciał... odwrócić uwagę światowej opinii publicznej od odbywających się wówczas wyborów prezydenckich w jego kraju.
Według innych wersji Jackson wcale nie umarł, ale sfingował własną śmierć, by zamieszkać w ogromnym podziemnym bunkrze wybudowanym niedaleko Memphis, gdzie do dziś żyje m.in. w towarzystwie Elvisa Presleya. Oczywiście nie brakuje świadków zapewniających, że widzieli gwiazdora wychodzącego chyłkiem w przebraniu zakonnicy przez tylne drzwi szpitala w Los Angeles. Śmierć wielu innych gwiazd także staje się pożywką dla teorii spiskowych. Na przykład Whitney Houston została podobno zamordowana przez mafię narkotykową, natomiast Amy Winehouse ponoć zabili iluminaci, czyli przedstawiciele tajnego stowarzyszenia dążącego do przejęcia kontroli nad światem. Za zgonem Boba Marleya stała CIA, dostarczając piosenkarzowi buty z ukrytym drucikiem nasączonym trującą substancją.
Rafał Natorski