Król żyje?
Jednak to nie Bruce Lee jest najpopularniejszym bohaterem teorii spiskowych. Ten tytuł od blisko 40 lat dzierży Elvis Presley. Jak wynika z przeprowadzonych kilka lat temu badań prestiżowego Instytutu Gallupa, co dziesiąty Amerykanin wierzy, że "król rock&rolla" wciąż żyje.
Co roku media w Stanach Zjednoczonych publikują relacje osób, które rzekomo widziały słynnego piosenkarza w różnych zakątkach świata, przede wszystkim na Hawajach, ale także w Niemczech. Działają nawet stowarzyszenia zbierające takie relacje. Ich weryfikacja bywa trudna, ponieważ tylko w USA zarejestrowanych jest blisko 40 tys. sobowtórów gwiazdora, który - według oficjalnej wersji - zmarł nagle w łazience swojej posiadłości Memphis, prawdopodobnie na skutek ataku serca.
Jednak do dziś wiele osób w to nie wierzy. Billy Miller, prywatny detektyw pracujący dla Presleya, sugerował, że ciało odnalezione 16 sierpnia 1977 r. w Graceland należało do jednego z licznych sobowtórów zatrudnianych przez samego Elvisa. Sam gwiazdor, który naraził się handlarzom narkotyków współpracując z FBI, został podobno objęty programem ochrony świadków, otrzymał nową tożsamość i zamieszkał w stanie Indiana.
Według innych wersji, w trumnie leżała figura woskowa, a on poleciał do Buenos Aires (według świadków jego współpracownik kupował bilety do Argentyny dzień po rzekomej śmierci gwiazdora). Później zamieszkał na Hawajach.
Wciąż ukazują się książki, których autorzy, prowadząc prywatne śledztwa, przekonują o wielkiej mistyfikacji. Takich jak Bill Beeny, twierdzący, że analiza przeprowadzona na dwóch próbkach DNA (jednej pobranej za życia Presleya, a drugiej po jego śmierci) wykazała znaczące rozbieżności.
Zwolenników teorii spiskowych nie przekonują nawet wypowiedzi lekarzy, którzy przeprowadzali autopsję zwłok piosenkarza. Ich zdaniem 16 sierpnia 1977 r. Presley na pewno był martwy.