Sowieckie linie lotnicze
Szary obywatel raczej nie mógł sobie pozwolić na lot
Tak latali obywatele ZSRR
Panuje przekonanie, że procedury są zbyt często łamane, piloci bywają "niedysponowani", sprzęt wadliwy, a w konsekwencji loty są średnio bezpieczne. Krążące na temat rosyjskich operatorów pogłoski, najlepiej chyba charakteryzuje następujący dowcip: "Pierwszy oficer rosyjskiego samolotu lecącego z Moskwy do Irkucka miał nie lada problem. Mógł albo pozostawić na pokładzie awanturującego się podróżnego, albo lecieć bez kapitana". Niestety, rosyjscy piloci zapracowali sobie na taką opinię.
W raportach komisji badającej przyczyny wypadków lotniczych często pojawia się informacja o odurzeniu alkoholowym członków załogi. Wystarczy przypomnieć głośną przed trzema laty sprawę katastrofy, do jakiej doszło na Kamczatce. Zginęło 10 osób. Obaj piloci byli ponoć pijani - kapitan miał mieć we krwi promil, a drugi pilot nawet dwa promile alkoholu.
Powietrzna walka klas
Ta zła fama ciągnie się za rosyjskim liniami lotniczymi od czasów sowieckich, choć trzeba przyznać, że w epoce osławionego Związku Radzieckiego, Aerofłot - główny i jedyny wówczas przewoźnik (powołany do życia w 1923 roku, czyli sześć lat przed naszym Lotem) dwoił się i troił, by w propagandowej wojnie nie okazać się gorszym od kapitalistycznych konkurentów. Ostatnio rosyjskojęzyczny portal bigpicture.ru opublikował zdjęcia klasy biznes dostępnej w radzieckich liniach lotniczych.
Już samo funkcjonowanie takiej klasy stanowiło swoiste kuriozum w środkach transportu socjalistycznego państwa. Ideologia komunistyczna zakładała wszak, że wszyscy ludzie są równi - nie powinno być biednych i bogatych, wszyscy powinni chodzić w ubraniach o podobnym standardzie, jeść podobne posiłki i mieszkać w zbliżonych warunkach. Tyle, jeśli chodzi o teorię.
Propaganda w przestworzach
W praktyce jedni gnieździli się w tzw. komunałkach, inni "mieszkali sami na dziewięciu pokojach". Jedni stali w kolejkach i czekali, aż "przyjadą i rzucą towar", inni zamawiali żonom sukienki z katalogów paryskich projektantów. Podobnie rzecz wyglądała, jeśli chodzi o samoloty. Szary obywatel raczej nie mógł sobie pozwolić na lot, a jeżeli już leciał, to raczej nie myślał o dodatkowym komforcie.
Klasa o podwyższonym standardzie pojawiła się w sowieckich samolotach w latach 50., czyli 20 lat przed wprowadzeniem klasy biznes przez pierwszego zachodniego przewoźnika - KLM. Początkowo "first class" (czy raczej "pierwyj kłass") był adresowany wyłącznie do bogatych turystów z Zachodu i dostępny jedynie dla lotów międzynarodowych.
Tu luksus - Tu-104 A
Jednak w krótkim czasie zaczął funkcjonować także na rejsach krajowych, a z jej dobrodziejstw mogli korzystać zwykli obywatele - oczywiście pod warunkiem, że mieli na to pieniądze.
Pierwszym samolotem, który posiadał klasę biznes, był odrzutowy Tu-104A. W samolocie była dostępna prowizoryczna kuchnia, co pozwalało na przygotowywanie dość świeżych posiłków.
Co może dziwić, to fakt, że w pierwszych latach na pokładzie nie można było nabyć napojów alkoholowych. Więc jeśli chodzi o rozrywkę, podróżni musieli zadowolić się lekturą teoretyków marksizmu-leninizmu. Z pewnością po wylądowaniu miało im to pomóc zachować ideologiczny kręgosłup przy zderzeniu z wszelkimi pokusami, które stawiały przed sowieckim obywatelem pełne półki zachodnich sklepów.
Pudelek i pościel
Co ciekawe, pasażerowie pierwszej klasy mogli przewozić ze sobą zwierzęta. Jeszcze więcej udogodnień posiadały niektóre modele młodszego brata 104-ki - Tu 114, obsługującego prestiżową linię Moskwa-Tokio, a później także Moskwa-Nowy York. Bogaci pasażerowie mogli nie tylko zjeść świeże posiłki, ale także smacznie się wyspać.
Na pokładzie znajdowały się sypialnie i czysta pościel. Ale za luksus trzeba było sporo zapłacić - bilet w pierwszej klasie na trasie Moskwa-Nowy York, kosztował 525 rubli i 60 kopiejek (583 dolary i 90 centów), a w klasie ekonomicznej 345 rubli i 80 kopiejek (384 dolary i 20 centów). Na taki wydatek stać było tylko najbogatszych.
Stalin Dzong Il
Oddzielną grupę podróżnych stanowili dygnitarze. Mieli do dyspozycji specjalne salonki gwarantujące komfort, o którym zwykli podróżni mogli jedynie pomarzyć. Barek zawsze wyposażony był w najwyższej jakości trunki, a jedzenie na pokładzie mogło równać się jedynie temu serwowanemu przez najlepsze moskiewskie restauracje. Prekursorem zmian był miłośnik luksusu, pierwszy sekretarz KC - Nikita Chruszczow.
To on wyniósł "Partię" w przestworza. Jego poprzednik - Stalin - chronicznie bał się latać, a najdalsze nawet podróże wolał odbywać pociągiem (na podobną przypadłość cierpiał inny tyran Kim Dzong Il). Nawet na konferencję do Poczdamu udał się z Moskwy po torach. Ciekawe co myślał, kiedy przejeżdżał przez zrujnowaną, także przez jego żołnierzy, Polskę. Zapewne i tutaj nie czuł się w pełni bezpiecznie, skoro trasę jego przejazdu zabezpieczało ponad 17 tysięcy czekistów.