None
Zresztą gumki, z których składa się lina, nie są takimi sobie zwykłymi gumkami.
Nie dość, że nie są robione ze zwykłej gumy, to jeszcze na dodatek powlekane są czymś w rodzaju silikonu, co nie tylko wydłuża ich żywotność i zwiększa wytrzymałość, ale i zwiększa elastyczność.
Niemniej są one z gumy, więc się po prostu starzeją i bardzo źle znoszą schnięcie oraz zbyt niskie temperatury (K. Mazur z zasady nie organizuje skoków, kiedy temperatura jest poniżej 10◦C). Stąd też – w sezonie "skokowym" – są kilka razy dziennie talkowane, a kiedy zaczynają "mówić", to znak dla ich właściciela, że czas na zmianę liny.
Odcina się więc wtedy jedno z uch, odsyła do producenta na znak, że stara lina nie będzie już używana i zamawia nową.
Petzl przysyła nową (z odpowiednim upustem dla stałego klienta) i zabawa zaczyna się od nowa.
Sprawdź się na bungee
Lecącego w dół zabezpiecza jedynie specjalna uprzęż zakładana na nogi. Jedynie – dobre sobie.
Założyli mi to cudo na nogi (nie, nie skoczyłem – powtarzam – aż takim wariatem nie jestem) o mało ich nie amputując.
Zakładają te dyby nieco powyżej kostki, sięgają one co najmniej do pół łydki i skracają pasy (skracają, bo pasy są całością, nie składają się z dwóch kawałków) – po dwa na każdą nogę.
Skracają tak bardzo, że nie ma absolutnie żadnej możliwości wyślizgnięcia się z nich (nóg się potem nie czuje, jak słowo honoru!).
Skoczka w żaden sposób się nie motywuje i nie zachęca do skoku, wręcz przeciwnie – obsługa raczej stroi sobie z niego żarty. Jasne, że to podpucha psychologiczna, ale przecież nie można wywieźć na górę trzęsącego się ze strachu "pacjenta".
Trudno powiedzieć, jak robi to wrażenie na skoczku, ale obserwowane z boku wygląda na bardzo skuteczne.
Sprawdź się na bungee
Zresztą o tym, że jest to zabawa bezpieczna najlepiej chyba świadczy to, że na bungee skakał już znany strongman Irek Kuraś (144 kilogramy żywej wagi, 183 cm wzrostu) a wszystkie imprezy są bez problemów, a nawet chętnie ubezpieczane.
Zapewne to, że pracownicy jednego z towarzystw ubezpieczeniowych skakali na bungee na swojej imprezie integracyjnej, nie jest tu bez znaczenia. Nie bez znaczenia jest też to, że każdego skoczka się waży i odpowiednio do jego wagi dobiera linę – w ten sposób z tej samej wysokości może skoczyć wspomniany Irek Kuraś i taki kurczak jak ja (65 kilogramy nikczemnej wagi, 170 cm znikomego wzrostu).
Sprawdź się na bungee
Jest to więc mimo wszystko rozrywka bezpieczna. O ile oczywiście skacze się na odpowiednim sprzęcie i pod opieką biegłych w materii.
Trudno bowiem powiedzieć, że nominowany któregoś roku do nagrody Darwina samobójca skoczył na bungee, skoro obwiązał sobie dookoła kostek plecionkę ze zwykłego kabla elektrycznego i skoczył z mostu.
Zdarzyło się co prawda kilka wypadków podczas skoków na profesjonalnym sprzęcie, ale wynikały one z błędu ludzkiego – np. niedokładnego zamocowania uprzęży, złego dobrania wysokości skoku do stopnia elastyczności liny – a nie z wad materiałowych.
Dwa odnotowane do tej pory wypadki śmiertelne spowodowane były atakiem serca (co pewnie mnie by spotkało) i udarem mózgu.
Sprawdź się na bungee
Skąd się jednak skoki na bungee wzięły? Nie jest to wcale wynalazek naszych czasów, bowiem pierwszymi skoczkami byli rdzenni mieszkańcy wysp Pentecost (Nowe Hebrydy) na Pacyfiku.
Jest to do tej pory rytuał, który przechodzą wszyscy młodzieńcy przechodzący w wiek męski. Swą męskość udowadniają, skacząc z bambusowych wież, zabezpieczeni jedynie lianami przywiązanymi do kostek.
Trzeba przyznać, że w porównaniu z bungee ich skoki wyglądają naprawdę samobójczo, bo na bungee nie dociera się do ziemi, a oni po zeskoku ześlizgują się po specjalnie usypanym kopcu, co oznacza, że choć liany wyhamowują pęd, to jednak – lekko, bo lekko – uderzają oni o ziemię.
Sprawdź się na bungee
Sam wyraz "bungee" pojawił się w latach 30tych ubiegłego stulecia jako nazwa gumki do wycierania.
W obecnym znaczeniu użył go po raz pierwszy nowozelandczyk A.J. Hackett – guru skoków na bungee, według którego to wyraz z narzecza Kiwi oznaczający elastyczne ramię.
To jednak nie Hackett wykonał pierwszy skok na bungee – 1 kwietnia 1979 roku David Kirke, Chris Baker, Simon Keeling, Tim Hunt and Alan Weston z Klubu Sportów Niebezpiecznych skoczyli na linie z wysokości 76,2 z mostu w Bristolu. W chwilę po skoku zostali aresztowani.
Sprawdź się na bungee
Co wcale ich nie powstrzymało przed skokami z mostów Golden Gate i Royal Gorge w USA oraz od skoków z dźwigów i balonów na ciepłe powietrze sponsorowanych przez amerykańską telewizję.
Jednak nie oni, ale A.J. Hackett stał się guru tego nowego sportu, zakładając na Nowej Zelandii centrum skoków na bungee.
Zbudował tam specjalne platformy do skoków, z których może skoczyć jednocześnie osiem osób. Wykonał on zresztą wiele spektakularnych skoków z mostów i różnych budowli w rodzaju wieży Eiffla.
Sprawdź się na bungee
Co by się nie powiedziało, skoki na bungee są niezmiernie widowiskowe i choć znam takich, którzy po jednym skoku powiedzieli "nigdy w życiu", to jest coraz więcej skaczących i coraz częściej organizuje się je na formowych imprezach.
Co ciekawe – skaczą wtedy najchętniej biznes woman po 40tce, zaś dyplomy otrzymywane po skoku – choć przeważnie bardzo skromne- wiszą na ścianach gabinetów prezesów wielu wielkich i renomowanych firm.
Można by się więc pokusić o psychologiczną interpretację chęci skoku – można by, ale po co? Skoro dla niektórych jest to aż taka zabawa.