HistoriaŚwięta wojna Hitlera i wielkiego muftiego Jerozolimy

Święta wojna Hitlera i wielkiego muftiego Jerozolimy

Święta wojna Hitlera i wielkiego muftiego Jerozolimy

28.08.2013 | aktual.: 27.12.2016 15:20

Planowali nazistowski dżihad!

Jak potoczyłyby się losy II wojny światowej, gdyby Adolf Hitler posłuchał rad wielkiego muftiego Jerozolimy i zamiast atakować Związek Sowiecki skierował ofensywę na roponośne tereny Półwyspu Arabskiego?

Nigdy się tego nie dowiemy, ale zdaniem historyków taka decyzja mogła zmienić bieg historii. Na szczęście Mohammadowi Amin al-Husajniemu zabrakło daru przekonywania i nie ziścił się jego wielki plan islamsko- nazistowskiego dżihadu.

Przywódca III Rzeszy nie miał najlepszej opinii o Arabach i nazywał ich "kolorowymi małpami, które potrzebują bata". Swoje sądy złagodził dopiero w lipcu 1937 roku, po ujawnieniu raportu Brytyjskiej Komisji Królewskiej, która zaproponowała podział Palestyny na dwie części - żydowską i arabską, mające z czasem stać się odrębnymi państwami.

Dla Hitlera, wcześniej nie sprzeciwiającego się imigracji niemieckich Żydów na Bliski Wschód, wizja utworzenia państwa żydowskiego była spełnieniem najczarniejszych snów. Wówczas fuhrer nabrał zdecydowanie więcej szacunku dla świata arabskiego, który w jego planach miał stać się orężem do walki ze znienawidzonym narodem mojżeszowym.

Już w lecie 1938 r. berlińskie radio zaczęło nadawać audycje w języku arabskim. W niemieckich gazetach pojawiały się pseudonaukowe publikacje, udowadniające, że - wbrew wcześniejszym przekonaniom - Arabowie nie są semitami. Informowano także o przyznawaniu statusu "honorowego Aryjczyka" zasłużonym działaczom arabskim.

Pierwszy dostąpił tego "zaszczytu" wielki mufti Jerozolimy, którego "ruda broda i niebieskie oczy wskazują na przewagę czerkieskiej krwi matki" - jak donosił organ NSDAP "Volkischer Beobachter". W następnych latach Mohammad Amin al-Husajni miał okazać się jednym z najwierniejszych sojuszników Adolfa Hitlera

1 / 6

"Winny jest syjonizm"

Obraz
© AFP

"Winny jest syjonizm" Al-Husajni urodził się pod koniec XIX wieku w Jerozolimie, będącej wówczas częścią Imperium Osmańskiego. Był synem muftiego, czyli najwyższego muzułmańskiego duchownego w mieście, a jego rodzina należała do najzamożniejszych w Palestynie.

Mohhamad studiował w Kairze i Stambule, a po wybuchu I wojny światowej wstąpił do tureckiej armii. Po zakończeniu służby wrócił do rodzinnej Jerozolimy, którą w międzyczasie zajęli Brytyjczycy. Szybko zaczął jednak działać w palestyńskich organizacjach nacjonalistycznych, zostając przewodniczącego Najwyższej Rady Muzułmańskiej. Już wówczas zasłynął z antysemityzmu. W 1929 r. władze brytyjskie uznały go za prowokatora rozruchów i ataków na Żydów w Jerozolimie, Hebronie i Hajfie. W grudniu zwołany przez al-Husajniego Światowy Kongres Islamski uznał, że "Syjonizm jest winny szkodliwej agresji na muzułmańskie dobra, i bezpośrednio lub pośrednio wypiera muzułmanów z muzułmańskiej ziemi i Muzułmańskich Miejsc Świętych".

2 / 6

"Winny jest syjonizm"

Obraz
© AFP

Wpływy wielkiego muftiego Jerozolimy (został nim w 1921r.) w świecie arabskim błyskawicznie rosły, a jego antysemicka retoryka wzbudziła zainteresowanie w Berlinie. Już w 1933 r. al-Husajni po raz pierwszy spotkał się z Heinrichem Wolffem, niemieckim konsulem generalnym w Palestynie. Z raportów dyplomaty wynika, że mufti z entuzjazmem zgodził się szerzyć idee nazistowskie w regionie.

Nic dziwnego, że al-Husajni liczył na pomoc Berlina, gdy przyłączył się do antybrytyjskiego powstania Raszida Alim al-Gailaniego w Iraku. W maju 1941r. rebelianci otoczyli bazę sił powietrznych w Habbanii. Wsparło ich jednak tylko kilka bombowców Luftwaffe, którym... szybko skończyło się paliwo. Rozczarowany al-Husajni musiał uciekać w obawie przed brytyjskim odwetem. Postanowił dotrzeć do Europy i bezpośrednio porozmawiać z Adolfem Hitlerem.

3 / 6

Gość fuhrera

Obraz
© AFP

W październiku 1941 r. mufti pojawił się w Rzymie, gdzie został przyjęty przez Benito Mussoliniego, któremu przedstawił wizję zjednoczonego państwa arabskiego o ustroju faszystowskim, obejmującego Irak, Syrię, Palestynę i Transjordanię.

W zamian za wsparcie tych działań, Włosi mieli przejąć kontrolę nad świętymi miejscami chrześcijaństwa, Libanem, Kanałem Sueskim i Akabą. Duce wyraził zainteresowanie tym projektem, jednak al-Husajni wiedział, że ostateczne decyzje zapadają nie w Rzymie, ale Berlinie.

W listopadzie 1941 r. mufti doczekał się wreszcie spotkania z Hitlerem. Fuhrer podjął go jak ważnego przywódcę. Al-Husajni przyjechał wielkim mercedesem. Witało go dwustu ubranych na czarno wartowników z elitarnej jednostki SS i wojskowa orkiestra.

4 / 6

Gość fuhrera

Obraz
© AFP

Rozmówcy zgodzili się, że najważniejszym zadaniem jest "bezkompromisowa walka z Żydami", jednak fuhrer nie złożył muftiemu żadnych konkretnych obietnic. Zasugerował natomiast, że liczy na arabską pomoc w działaniach wojennych.

Al-Husajni z entuzjazmem się na nią zgodził. W Berlinie utworzył biuro, w którym zajął się rekrutacją muzułmańskich żołnierzy, mających walczyć u boku armii niemieckiej.

To dzięki zaangażowaniu muftiego w Grecji powstał Legion Niemiecko- Arabski, a w Bośni i Hercegowinie - dywizja górska Waffen SS. Pomagał werbować żołnierzy spośród sowieckich jeńców. Mieszkańcy Krymu, Kaukazu i Azji Środkowej stworzyli później cieszące się złą sławą oddziały Kałmuków.

5 / 6

Eichmann? Uprzejmy i szlachetny

Obraz
© AFP

Al-Husajni doceniał również rolę propagandy. Chętnie korzystał z gościnności berlińskiego radia, na falach którego nawoływał do walki z Żydami. "Światowe Żydostwo prowadzi dziś armie alianckie w kierunku otchłani demoralizacji i zniszczenia, tak jak to robiło w czasach Proroka" - grzmiał wielki mufti i wzywał do wielkiego powstania na Bliskim Wschodzie, mającego być pierwszym krokiem do utworzenia państwa arabskiego.

Podczas procesu w Norymberdze Dieter Wisliceny, zastępca Adolfa Eichmanna oskarżył Mohammada Amin al-Husajniego o udział w Holocauście. Mufti przyjaźnił się podobno z autorem planu "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" i w jego towarzystwie podziwiał komory gazowe w Auschwitz. Eichmanna określał jako "uprzejmego i szlachetnego człowieka". Po wojnie al-Husajni wypierał się uczestnictwa w eksterminacji Żydów, tłumacząc, że starał się tylko zapobiec ich emigracji do Palestyny.

W jaki sposób? W maju1943 r. skutecznie interweniował w niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych, by zablokować przewiezienie na Bliski Wschód 4 tys. żydowskich dzieci z Bułgarii, Węgier i Rumunii. Kilka miesięcy później w ten sam sposób uniemożliwił transport pół tysiąca maluchów z Chorwacji. Wiele z nich trafiło ostatecznie do obozów koncentracyjnych. W marcu 1944 r. mufti apelował w radiu: "Arabowie powstańcie jak jeden mąż i walczcie o swoje prawa. Zabijajcie Żydów, gdziekolwiek ich znajdziecie. To podoba się Bogu, historii i religii".

6 / 6

Więzień polityczny

Obraz
© AFP

Pod koniec wojny al-Husjani wyjechał z Niemiec. Był rozczarowany, że Hitler nie posłuchał jego rad i zaatakował Związek Sowiecki, a nie roponośne tereny Półwyspu Arabskiego i Palestyny. Nie tylko on był przekonany, że taki ruch mógłby odwrócić losy II wojny światowej.

"Wehrmacht mógł z łatwością rozbić osłabione, kiepsko wyposażone siły brytyjskie stacjonujące w Egipcie i Palestynie. Grupy operacyjne Heydricha siałyby zniszczenie w Tel Awiwie i w Palestynie. Luftwaffe dokonywałaby nalotów na garnizony brytyjskie i zmiotłaby je z powierzchni ziemi aż do granicy z Indiami Brytyjskimi" - pisze Chritopher Hale w książce "Kaci Hitlera. Brudny sekret Europy".

Koniec wojny zastał muftiego w Paryżu. W maju 1946 r. Wielka Brytania złożyła wniosek o jego ekstradycję, twierdząc, że jest brytyjskim obywatelem Palestyny, który kolaborował z nazistami. Francja uznała go jednak za więźnia politycznego. W 1947 r. al-Husajni, posługując się fałszywym paszportem, wylądował w Egipcie.

Mimo apeli społeczności żydowskiej o jego aresztowanie, mufti spokojnie dożył sędziwego wieku, do końca życia będąc wielkim autorytetem w świecie arabskim i odgrywając ważną rolę polityczną. Zmarł w 1974 r. w Bejrucie. Wolnej Palestyny doczekał dopiero jego siostrzeniec - Jaser Arafat.

Rafał Natorski

Korzystałem z tekstu Macieja Rybińskiego, który ukazał się w tygodniku "Wprost" (nr 6/2003)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)