Szpicbródka - najsłynniejszy kasiarz II RP
20.03.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:19
Kasiarze nieprzypadkowo uchodzili za przestępczą elitę. Znali się na mechanice, inżynierii, a nawet górnictwie. Taki też był Stanisław Cichocki.
"Piękny mężczyzna lat koło czterdziestu, mówił ślicznie po francusku, pięknie po włosku i chyba bardzo dobrze po angielsku, o manierach arystokraty, głosie miłym i bardzo subtelnym sposobie opowiadania" - tak pewien policjant opisywał Stanisława Cichockiego. Choć "króla kasiarzy" często opuszczało szczęście i regularnie lądował w więzieniach, przeszedł do legendy, a jego przestępcza działalność inspirowała pisarzy czy filmowców.
"Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" to bez wątpienia jedna z najbardziej udanych polskich komedii muzycznych. Przenosi nas do Warszawy lat 20. XX wieku. Teatrzyk rewiowy "Czerwony Młyn" przeżywa finansowy i artystyczny kryzys. Na widowni pustki, a właściciel nie ma już pieniędzy na pensje dla pracowników. Gdy do drzwi dyrektora puka komornik, nieoczekiwanie pojawia się elegancki dżentelmen, inżynier Fred Kampinos. Mężczyzna przejmuje placówkę, choć szybko okazuje się, że bardziej interesuje go jedna z tancerek, a przede wszystkim sąsiadujący z teatrem bank...
Pierwowzorem głównego bohatera filmu był prawdziwy Szpicbródka, czyli Stanisław Cichocki, bez wątpienia najsłynniejszy kasiarz II RP. Jego biografia stanowiła też inspirację dla Juliusza Machulskiego, gdy młody reżyser tworzył postać pamiętnego Henryka Kwinto z "Vabanku".
Kasiarze nieprzypadkowo uchodzili za przestępczą elitę. Znali się na mechanice, inżynierii, a nawet górnictwie. "Zawód kasiarski, który jest koroną zawodów złodziejskich, rekrutuje się z przestępców wykwalifikowanych we wszelkich gatunkach roboty włamywacza" - donosił przedwojenny podręcznik służby śledczej.
Stanisław Cichocki, którego znakiem rozpoznawczym była starannie wypielęgnowana bródka, uchodził za prawdziwego mistrza w swoim fachu.
Szkoła kasiarzy
O jego dzieciństwie niewiele wiadomo. Prawdopodobnie urodził się w latach 80. lub początku 90. XIX wieku, gdzieś na terenach carskiej Rosji. Zdaniem znawców tematu, młody Stanisław Cichocki trafił do Odessy, gdzie działała najsłynniejsza szkoła kasiarzy. Jej "absolwenci" byli prawdziwą arystokracją półświatka. "Stanowili wciąż nową, fascynującą kategorię przestępców. Tworzyli ją inteligentni, często dowcipni, brawurowi mężczyźni o silnych nerwach, których chętnie widziano by nawet na salonach. Międzynarodowi specjaliści władali zazwyczaj kilkoma językami, nosili przy sobie czeki American Express Company na kilkanaście tysięcy dolarów i wiele podróżowali" - czytamy w książce Moniki Piątkowskiej "Życie przestępcze w przedwojennej Polsce".
Na zdjęciu: kadr z filmu "Hallo Szpicbródka..."
Zdolny, ale pechowy
Młody Cichocki był szkolony przez prawdziwych mistrzów, m.in. Wincentego Brockiego, który niedługo później, w 1909 roku, zasłynął spektakularnym włamaniem do skarbca klasztoru na Jasnej Górze. Późniejszy Szpicbródka już jako nastolatek uczestniczył w napadzie na jeden z berlińskich banków. Szybko okazało się, że talent i brawura Cichockiego idą w parze z brakiem szczęścia. W 1904 r. młodzieniec wpadł bowiem w ręce policji, gdy przygotowywał podkop pod Bankiem Azjatyckim w Rostowie (niektóre źródła podają, że placówka mieściła się w Moskwie). Podobno, zastraszony wizją zsyłki na Syberię, kasiarz zgodził się na współpracę z carskimi służbami i przez kilka lat włamywał się do wskazywanych przez nie miejsc, m.in. wykradając pieniądze i dokumenty wrogów rosyjskiego imperium.
Na zdjęciu: tunel wykopany przez złodziei, prowadzący do jednego z banków w Berlinie. Napad ten miał miejsce w 2013 r.
Właściciel kabaretu
Prawdopodobnie około 1920 r. Stanisław Cichocki, uciekając przed bolszewicką zawieruchą w Rosji, pojawił się w Polsce. Już kilka miesięcy później trafił przed oblicze sądu, oskarżony o ograbienie kasy Banku Przemysłowców w Warszawie. Z braku dowodów szybko wyszedł jednak na wolność i na kilka lat porzucił przestępczą działalność.
Przystojny, elokwentny i władający językami obcymi Szpicbródka zaczął za to brylować na warszawskich salonach. Prowadził bardzo bogate życie towarzyskie, został też właścicielem stołecznego kabaretu "Czarny kot", który okazał się jednak niezbyt udaną inwestycją.
Nic dziwnego, że Cichocki szybko wrócił do ulubionej profesji.
Na zdjęciu: spektakl "Bal Gałganiarzy" w kabarecie "Femina" w Warszawie. Rok 1933
Napad doskonały
To Cichockiemu policja przypisywała głośny napad na Bank Dyskontowy w 1926 r., choć wymiarowi sprawiedliwości nie udało się udowodnić Szpicbródce udziału w brawurowej akcji.
"Przez otwór w podłodze można było wejść do jamy, znajdującej się pod betonową, jednometrowej grubości podłogą skarbca. W jamie leżał metrowy blok cementu, wycięty z podłogi, obok cztery lewary samochodowe do podnoszenia ciężarów oraz sześć rurek metalowych, służących do przebijania muru. Podłogę betonową skarbca podstemplowano podkładami kolejowymi, jak widać w tym celu, żeby nie zapadła się wskutek wybicia tak dużego otworu. W jednej ze ścian piwnicy natrafiliśmy na wejście do tunelu o wymiarach 75 na 75 cm. Tunel był oszalowany deskami jak korytarz kopalni" - opisywał znany warszawski policjant, komisarz Henryk Lange, pierwowzór komisarza Przygody z "Vabanku".
Na zdjęciu: Bank Dyskontowy Warszawski przy ulicy Fredry 8
Skok życia
Rok później w podobny sposób gang Cichockiego próbował włamać się także do skarbca Państwowych Zakładów Graficznych w Warszawie. Policja odkryła, że przestępcy wynajęli pobliski budynek i rozpoczęli wykonywanie kilkudziesięciometrowego podkopu. Gdy funkcjonariusze wkroczyli do akcji, doszło do strzelaniny, a jeden z podwładnych Szpicbródki poniósł śmierć.
Cichocki znów trafił do więzienia, ale wyszedł z braku silnych dowodów. Kasiarz przekonał sąd, że znalazł się w miejscu napadu... przypadkowo.
Po opuszczeniu aresztu rozpoczął przygotowania do skoku życia. Z Banku Polskiego w Częstochowie planował wynieść fortunę - blisko 6 milionów złotych. Napad był przygotowany perfekcyjnie, ale jego realizacja wymagała dużych nakładów finansowych. Pieniądze miały pochodzić z rabunku znanego stołecznego zakładu jubilerskiego. Jednak jego sprawcy wpadli w ręce policji, a u jednego z nich odkryto projekt neutralizacji nowoczesnego bankowego systemu alarmowego (m.in. blokującą go blaszkę, która pojawia się "Vabanku"). Dochodzenie doprowadziło śledczych także do Cichockiego, który znów trafił do więzienia.
Na zdjęciu: Państwowe Zakłady Graficzne w Warszawie - jeden z pracowników przy maszynie do ornamentacji banknotów
Tajemnicę zabrał ze sobą do grobu
Proces słynnego kasiarza rozpoczął się 5 września 1932 roku. Szpicbródka przekonywał, że nie był mózgiem operacji, a gdy dowiedział się, że chodzi o Bank Polski, postanowił zrezygnować z udziału w napadzie. Jednak nie przekonał sądu. Skazano go na sześć lat więzienia.
Po apelacji wyszedł na wolność w kwietniu 1936 r. Rok później włamał się do skarbca Banku Kredytowego w Warszawie. Został ponownie aresztowany i usłyszał wyrok czterech lat więzienia. Opuścił je niedługo przed wybuchem wojny. Co działo się z nim później? Nie wiadomo. Podobno Cichocki trafił do ZSRR, a później przedarł się do armii generała Andersa i przeszedł cały jej szlak bojowy. Po wojnie, gdzieś na Wybrzeżu, dokonano włamania tak genialnego, że milicja podejrzewała udział w nim Szpicbródki. Jednak ślad szybko się urwał...
Na zdjęciu: kadr z filmu "Hallo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy"