Sztuczny biust uratował jej życie!
Wiadomo, że kobiety są wiecznie niezadowolone ze swojego wyglądu i ciągle chciałyby coś sobie poprawiać, nakręcając tym samym istnienie chirurgii plastycznej. Zresztą my też nie jesteśmy inni: który facet jest tak naprawdę zadowolony z rozmiarów swojego przyrodzenia, a gdyby była możliwa faktyczna zmiana wymiarów członka, kliniki plastyczne zapewne przeżyłyby prawdziwe oblężenie męskich klientów.
05.05.2010 | aktual.: 05.05.2010 16:50
Bo wielkość ma znaczenie! Również piersi. Nieważne, że przecież znaczna część z nas lubi "laski z małymi cyckami", jak śpiewał swego czasu były pseudopunkowy bard nijaki Grabaż, one i tak będą sobie powiększać biust. Efekty są... różne, ale widoczne. Czy przypuszczalibyście jednak, że dzięki operacji powiększenia biustu, można dostać drugie życie?
I to dosłownie.
Kiedy 38-letnia Lydia Carranza zdecydowała się na operację powiększenia biustu, większość jej rodziny i przyjaciół pukała się w czoło: "na co ci to?". Faktycznie, kobieta była szczęśliwie zamężna i miała trójkę dzieci. Pracowała jako recepcjonistka w przychodni stomatologicznej, stąd zapewne ból związany z zabiegiem nie był dla niej niczym nadzwyczajnym - ilu to pacjentów, z potężnym bólem zęba musiała widzieć w środku nocy!
Zdeterminowana kobieta nie zraziła się niechęcią rodziny i nie dała za wygraną, uzbierała potrzebną sumę i poddała się zabiegowi. Jak sama mówi, jej życie od tej pory zupełnie się zmieniło - poczuła się dumna ze swojego ciała, podczas gdy wcześniej czuła, że ginie w tłumie. Stała się radośniejsza i bardziej pewna siebie. Dodajmy, że nie przesadziła z ilością wszczepionych implantów i dalej wyglądała naturalnie. Czy jednak mogła przypuszczać, że "nowe życie" po operacji w jej przypadku będzie miało dosłowne znaczenie?
Kiedy jak co dzień (czy raczej co noc) wykonywała swoje obowiązki w recepcji, do budynku wtargnął uzbrojony mężczyzna. Wywołało to u niej szok - w końcu to nie był bank!
Okazało się, że powodem napaści nie były pieniądze - w napastniku kobieta rozpoznała męża swojej koleżanki, która złożyła przeciw niemu pozew rozwodowy, co doprowadziło go do furii i sprawiło, że postanowił osobiście rozprawić się z "winnymi". I to w najbardziej drastyczny sposób.
Zaczął strzelać do zgromadzonych w jednej sali spłoszonych pracowników (w tym również żony). Ze słowami: "Przepraszam. To przez nią". Wystrzelił również do naszej bohaterki, która padła na ziemię, nie tracąc jednak przytomności. By nie prowokować szaleńca, który kilkakrotnie powracał do sali, by upewnić się, że wszyscy są martwi, leżała bez ruchu, tłumiąc oddech.
Wkrótce na miejsce zdarzenia, przybyła policja, która ujęła napastnika i postawiła mu zarzuty morderstwa, bo niestety wśród pracowników były ofiary śmiertelne.
Na tamtym świecie byłaby zapewne i Lydia, ale, jak stwierdzili lekarze, to właśnie implant w prawej piersi wziął na siebie pierwszy impet kuli, dzięki czemu organy wewnętrzne ucierpiały znacznie mniej! Zdaniem lekarzy implant zadziałał niczym poduszka powietrzna w samochodzie.
Po wyleczeniu odniesionych obrażeń, kobieta zapewniła, że podda się operacji wszczepienia implantu do piersi, w której pękł od kuli. Oby już nigdy nie przydał jej się w funkcji kamizelki kuloodpornej...