Tak Polacy niszczyli niemieckie myśliwce!
Messerchmitt Me 262 "Jaskółka" to pierwszy w historii lotnictwa seryjnie produkowany myśliwiec z napędem odrzutowym. Na arenę powietrznych zmagań II wojny światowej wkroczył 18 lipca 1942 roku i docelowo miał stać się niepodzielnym władcą przestworzy, przypieczętowując niemiecką dominację. Stało się jednak inaczej.
12.08.2015 | aktual.: 12.08.2015 11:35
Najszybszy myśliwiec II wojny światowej
Me 262 był na swoje czasy konstrukcją rewolucyjną. Mimo sporych problemów w fazie projektowej, a następnie produkcyjnej (braki odpornych na wysokie temperatury i ciśnienia surowców potrzebnych do konstrukcji silników), niemieccy konstruktorzy ostatecznie stworzyli samolot wojskowy, który dzięki zastosowaniu silników odrzutowych pod względem prędkości nie miał sobie równych - 870 kilometrów na godzinę na pułapie 6 000 metrów. Zdawałoby się, że to idealna maszyna, by znienacka pojawić się na horyzoncie znikąd, zaatakować i niepostrzeżenie zniknąć.
* Jaskółki na łowisku * Łakomym kąskiem dla "Jaskółek" stały się przede wszystkim brytyjskie "Szproty" czyli bombowce Lancaster - ciężkie czterosilnikowe samoloty. "Szprotami" nazywali je polscy piloci z Dywizjonu 309, którzy niejednokrotnie otrzymywali zadanie eskortowania Brytyjczyków i zestrzeliwania "Jaskółek". Maszyny, na których latali Polacy, to amerykańskie Mustangi - legenda II wojny światowej zaprojektowana dla RAF-u. - niestety były dużo wolniejsze od "Jaskółek".
W tych okolicznościach skuteczna obrona i pościg jakichkolwiek myśliwców eskortujących brytyjskie "Szproty" za superszybkimi odrzutowymi Messerchmittami mógł wydawać się bezcelowy. Okazuje się jednak, że był sposób, by i na wolniejszym "koniu" dogonić drapieżne jaskółki.
* Polacy znajdują rozwiązanie - na mustangu za jaskółką * Polscy piloci szybko zauważyli, że do niedoścignionych w locie poziomym Me 262 można zbliżyć się na pożądaną odległość strzału, jeśli wykorzysta się różnicę wysokości i poprowadzi Mustanga w lot nurkowy. Taktyka okazała się skuteczna 9 kwietnia 1945, kiedy "Jaskółki" zaatakowały wyprawę 56 brytyjskich bombowców. Mustangi rzuciły się w ich obronie: "Znurkowałem poprzez szyk Lancasterów i zaatakowałem wrogiego odrzutowca. (...) Siedziałem mu już na ogonie w odległości około 600 metrów, otworzyłem do niego ogień i pogoniłem za nim z wysokości 5000 do 2000 metrów, stale strzelając. Buchnął z niego ciemny dym, pilot przewrócił samolot na plecy i runął do ziemi" - pisał w księdze bojowej kpt. Jerzy Mencel.
* Do granic możliwości * Tego dnia polscy piloci zestrzelili jeszcze 3 niemieckie myśliwce, a jeden uszkodzili. We wszystkich przypadkach taktyka była ta sama - lot nurkowy i wyciskanie z Mustangów ile tylko się da na granicy katastrofy: - Cała akcja była błyskawiczna, odbywała się na maksymalnej prędkości Mustanga. Czułem to na drążku, samolot zadrgał w momencie otwarcia ognia karabinów maszynowych. (...) Obawiałem się urwania skrzydeł.." - relacjonował kpt. Józef Żulikowski, któremu również udało się dogonić i zestrzelić "Jaskółkę".
* "Wył, błagał, by mu dać spokój, bo już sił nie ma!" * Najbardziej emocjonujący opis pościgu i zmagań z niemieckim zakończony zestrzeleniem "Jaskółki" dał kpt. Mieczysław Gorzula, pilot 309 Dywizjonu Ziemi Czerwieńskiej, który doskonale zdawał sobie sprawę z potencjału, jakie dają niemieckiej maszynie odrzutowe silniki. Tak relacjonował męki swojego powietrznego "konia" w pogoni za niemiecką "Jaskółką": - Jeszcze więcej obrotów i jeszcze więcej boosta i już, już dochodzę do niego. Z tyłu i z góry. Wskaźnik licznika szybkości przekroczył już 500 mil, a odległość między nami zmalała do 1000 yardów. Mustang drżał, a silnik wył ostatnimi obrotami. Byle bliżej, myślałem, jeszcze bliżej, ale to tak trudno. Niemiec ma szybkość ponad moc samolotu ze śmigłem i już, już czułem, że odejdzie, że nie dojdę go na odległość skutecznego ognia. Ale jeszcze nieco drążek od siebie i jeszcze boosta! Wszystko wydobyć z Mustanga, który wył, błagał, by mu dać spokój, bo już sił nie ma! Postanowiłem strzelać.
I ten pojedynek zakończył się sukcesem.
Za mało i za późno
Mimo że i na zawrotne na tamten czas prędkości rozwijane przez Me 262 znalazł się sposób, sam samolot miał istotne szanse przechylić szalę zwycięstwa na stronę Niemiec - miał doskonały stosunek udanych ataków do strat własnych. W marcu 1945 roku 37 "Jaskółek" napadło na wyprawę złożoną z 1221 bombowców i 632 eskortujących myśliwców. Udało im się zestrzelić odpowiednio 12 i 1 z nich, odnosząc minimalne straty (3 sztuki). Ostatecznie, stosunkowo znikoma ilość superszybkich Messerchmittów, których III Rzesza nie była już w stanie produkować na bardziej masową skalę, przegrywając na wszystkich frontach, nie zmieniła rezultatu II wojny światowej. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.