Trwa ładowanie...
03-02-2015 14:21

Takie walki z bykiem usatysfakcjonują obrońców praw zwierząt

Takie walki z bykiem usatysfakcjonują obrońców praw zwierzątŹródło: AFP
d3w81ii
d3w81ii

Walki byków to dość kontrowersyjna rozrywka - przez niektórych uznawana za sztukę - która spopularyzowała się w niektórych kulturach. Osobom o wysokim poziomie wrażliwości trudno jest biernie przyglądać się zwierzętom, które giną w męczarniach. Są jednak na świecie walki byków, które wcale nie spotykają się z aż taką dezaprobatą obrońców praw zwierząt. Obowiązuje w nich jedna nadrzędna zasada - w czasie batalii nie wolno wyrządzić krzywdy bykowi. Tymczasem zwierzęciu wolno wszystko - może nawet zabić swojego oponenta w ludzkiej skórze.

Starcia ludzi z bykami kojarzą się przede wszystkim z popularną w Hiszpanii korridą. W tym kraju z góry można stwierdzić, kto będzie zwycięzcą, a kto pokonanym. Nieco inaczej jest w Kostaryce. Tam wiadomo, kto z pewnością nie poniesie ostatecznej klęski. Podczas organizowanych starć ludzi z bykami na arenie często można oglądać krew. Ale jeśli już pojawi się posoka, to wiadomo, że na pewno nie jest to krew zwierzęcia. Zgodnie z przyjętą zasadą, w czasie konfrontacji pomiędzy przedstawicielami naszego gatunku Homo sapiens a rozjuszonymi bykami, tylko samce bydła mogą zadawać ciosy. Byk nie może zostać raniony ani zabity.

Takie walki, przebiegające według zupełnie innego scenariusza niż w Hiszpanii czy Meksyku, rozsławiły Kostarykę i stały się już tradycją (organizowane są każdego roku). Jeśli jednak komuś wydaje się, że ten oryginalny koncept, który zakłada, że role zostają odwrócone, został wymyślony tylko po to, aby wzbudzić zainteresowanie turystów, to jest w błędzie. Głównym celem, który przyświecał pomysłodawcom, wcale nie była też troska o dobro zwierząt. Zdecydowały względy ekonomiczne. Byki są źródłem utrzymania dla tysięcy rodzin w całej Kostaryce. Ich uśmiercanie w celach rozrywkowych byłoby po prostu niepraktyczne i stanowiłoby strzał w stopę dla wielu tamtejszych familii, które zajmują się rolnictwem. To jest główny powód, dla którego zwierzęta opuszczają arenę bez najmniejszego szwanku.

Festiwal Corridas de toros odbywa się pod koniec każdego roku w dystrykcie Zapote, ale przygotowania do imprezy trwają przez cały rok. Na kilkudniowy show wypełniony "walkami z bykami" (każdego dnia odbywają się dwie sesje - popołudniowa i wieczorna) zjeżdżają farmerzy z całego kraju. Są spokojni. Wiedzą, że podczas imprezy ich inwentarz nie zubożeje i po jej zakończeniu spokojnie będą mogli powrócić ze swoimi zwierzętami do domów. Jak to się dzieje, że żadnemu bykowi podczas "starć" nie dzieje się krzywda? Ludziom biorącym udział w batalii nie wolno stosować przemocy względem zwierząt. Nie mogą też korzystać z narzędzi. Jedyne rzeczy, na które można sobie pozwolić podczas spotkania z rozjuszonym bykiem to uciekanie się do trików oraz uników.

d3w81ii

W przypadku rozsławionych w ramach kostarykańskiego festiwalu walk byków obowiązuje inne nazewnictwo niż w przypadku popularnej w Hiszpanii korridy. Ci, którzy wychodzą na arenę, to nie toreadorzy. Każdy z uczestników walk - niezależnie od tego czy jest profesjonalistą, czy amatorem (takim też wolno pojawiać się na scenie) - to po prostu improwizator. Śmiałkowie, którzy nie boją się spotkania "oko w oko" z bykiem, przyrównywani są często do klownów. Zauważa się też, że całe starcie przypomina w niektórych swoich elementach amerykańskie rodeo. Niezależnie od tego, czy tym, którzy wychodzą na arenę, towarzyszy uśmiech błazna, czy mają na twarzach poważne miny, muszą pamiętać o jednym: byk może każdemu zrobić krzywdę, ale im nie wolno w żadnym razie zranić zwierzęcia.

Ci, którzy uczestniczą w batalii, mają szansę nie tylko na uznanie widzów obserwujących wydarzenia na arenie. Mogą liczyć też na profity. Dla najlepszych wojowników, którzy biorą udział w zawodach, przewidziane są nagrody pieniężne. Oceniane jest zachowanie poszczególnych bojowników, ich technika, ale przede wszystkim to, jak na ich popisy reaguje zgromadzony tłum.

Obowiązujące zasady nie pozostają bez wpływu na liczbę osób, które każdego roku zostają poszkodowane przez zwierzęta. Po każdej imprezie do szpitali trafiają setki wojowników. Niektórzy z drobnymi kontuzjami, inni z poważnymi obrażeniami, zagrażającymi ich życiu. Większość z nich i tak nie żałuje okupionej własną krwią zabawy.

- Nienawidzę footballu amerykańskiego, nienawidzę sztuk walki. Dla mnie właśnie to jest jak Super Bowl - powiedział cytowany przez "The Tico Times" Adrián Bindas, który od lat występuje na arenie i niejedno już przeszedł. Po jednym z występów na jego twarzy można było zobaczyć 26 szwów, a w jego uzębieniu pojawiły się braki. Nie wyobraża sobie jednak życia bez tej specyficznej odmiany korridy. Tak samo, jak jego dziewczyna, która też regularnie pojawia się na arenie.

d3w81ii
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3w81ii