Te gazety miały zniszczyć nasz naród
15.03.2013 | aktual.: 27.12.2016 15:09
None
Zdjęcia roznegliżowanych panienek, prymitywne dowcipy, opowiadania niskich lotów i mnóstwo ogłoszeń drobnych - to hitlerowski pomysł na gazetę, która miała zatruwać umysły polskich czytelników. Jak się okazało - całkiem skuteczny.
Nakład gadzinówek sięgał miliona egzemplarzy dziennie, a w pismach wydawanych przez okupantów pisał nawet Alfred Szklarski, późniejszy twórca cyklu o przygodach Tomka.
Niemcy bardzo wcześnie odkryli, że do zniewolenia naszego narodu nie wystarczą czołgi i samoloty. Potrzebne były odpowiednie narzędzia propagandowe. "Nie możemy przecież 16 milionom Polaków zapakować w tył głowy 16 milionów strzałów. Oni muszą mieć wrażenie, że w prasie są traktowani nie jak świnie, ale Europejczycy i ludzie" - przekonywał współpracowników generalny gubernator Hans Frank.
Okupanci bardzo szybko rozpoczęli realizację planu ogłupiania Polaków. Już 11 października 1939 roku ukazał się pierwszy numer "Nowego Kuriera Warszawskiego", który był najpopularniejszą gadzinówką [od gadów, gadzin - przyp. red] - jak nazywano gazety wydawane pod niemieckim nadzorem.
Mimo takiego "patronatu" pismo odniosło ogromny sukces, codziennie sprzedawało się blisko 100 tysięcy egzemplarzy. Zdaniem historyków łączny nakład wszystkich "szmatławców" mógł wynosić nawet milion egzemplarzy!
Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.pl
Gazeta za grosze
Co tak urzekało polskich czytelników? Po pierwsze niska cena - "Kurier" kosztował zaledwie 20 groszy. Poza tym gadzinówki były "lekkie, łatwe i przyjemne". Hitlerowscy opiekunowie skrupulatnie pilnowali odpowiedniego przekazu, sugerującego, że okupowana Polska jest spokojnym krajem, w którym toczy się normalne życie.
"Tak się już ułożyło, że wieczorki odbywają się w nocy, fajfy o siódmej wieczorem, a poranki w południe i w niedzielę. Stało się to już niejako prawem zwyczajowym, że "w niedzielę, po mszy świętej, lud się bawi jak najęty" - można było przeczytać w "Nowym Kurierze Warszawskim", w kwietniu 1943 r. W czerwcu 1943 r. opisywano sielskie obrazki rozgrywające się na nadwiślańskiej plaży.
"Ten raj jest najwięcej zbliżonym do ideału. W urzędowo nakazanych "listkach figowych" ludek warszawski spędza cały dzień. Wśród amatorów wycieczek w nieznane mają kajaki i żaglówki duże powodzenie".
Aryjczyk szuka inteligentnej pani
Pierwsze strony gadzinówek były zwykle zarezerwowane dla krótkich depesz z linii frontu, oczywiście informujących o sukcesach armii niemieckiej. W kwietniu 1943 r. gazety poświęciły dużo miejsca odkryciu grobów polskich oficerów w Katyniu. "Kozia Góra pod Smoleńskiem odsłania krwawą tajemnicę. Potworną zbrodnią kierowali żydzi z NKWD w Smoleńsku" - krzyczały nagłówki "Kuriera".
W głębi gazet temat wojenny praktycznie nie istniał. Nie brakowało natomiast porad, przepisów kulinarnych, rubryk kryminalnych czy satyrycznych oraz licznych ogłoszeń drobnych typu "Młody Aryjczyk, kawaler z wyższym wykształceniem, nawiąże kontakt towarzyski z niezależną inteligentną panią za ofiarowanie odpowiedniej pracy" albo "Posiadam kilkanaście tysięcy zł. Do założenia wspólnego interesu poszukuję młodej ładnej sympatycznej pani. Gotówka 5000".
Bardzo dużą popularnością cieszył się miesięcznik "Fala", w którym publikowano zdjęcia roznegliżowanych kobiet, erotyczne dowcipy i opowiadania przygodowo-sensacyjne. Wywiadowcy Armii Krajowej ze zgrozą donosili o grupkach młodych chłopaków stojących w kolejkach po nowy numer pisma.
Dziennikarskie pseudonimy
Kierownictwo Państwa Podziemnego miało problem z gadzinówkami. Na początku września 1940 r. ogłoszono wprawdzie bojkot gazet wydawanych pod niemieckim patronatem, jednak jego sukces okazał się połowiczny. Sprzedaż "Nowego Kuriera Warszawskiego" spadła, ale po kilku tygodniach gazeta znów sprzedawała się jak "świeże bułeczki".
W gadzinówkach pracowało około 100 dziennikarzy. Prawie wszyscy podpisywali się pseudonimami i zmyślonymi inicjałami, ponieważ obawiali się oskarżeń o kolaborację z okupantem. Jednym z nich był Alfred Szklarski, późniejszy autor kultowych książek podróżniczych o przygodach Tomka Wilmowskiego.
W czasie wojny, pisząc pod pseudonimami Marek Smuga, Alfred Murawski i Alfred Gruda, opublikował blisko 100 tekstów w "Nowym Kurierze Warszawskim". Większość stanowiły powieści sensacyjne w odcinkach - "Żelazny pazur", "Krwawe diamenty", "Tajemnica grobowca" i "Tornado". Szklarski zabawiał także czytelników gadzinówek opowiadaniami erotycznymi, a nawet redagował kącik o modzie - "Coś dla pań". Po wojnie został za to ukarany.
Szklarski w więzieniu
W lipcu 1948 roku kilkunastu dziennikarzy gadzinówek, wśród nich Szklarski, trafiło do aresztu. Kilka miesięcy później odczytano mu akt oskarżenia: "Idąc na rękę państwu niemieckiemu, wziął udział w redagowaniu niemieckiego dziennika w języku polskim, (...) powołanego do realizowania planowej eksterminacji Narodu Polskiego jako środek zmierzający do osłabienia Jego postawy moralnej i ducha oporu wobec okupanta".
Szklarski próbował się bronić, tłumacząc, że zatrudnił się w gazecie na polecenie podziemia, by prowadzić działalność wywiadowczą i przemycać antyniemieckie treści w artykułach.
Jednak nie przekonał sądu. Na początku 1949 r. skazano go na osiem lat więzienia. Najsurowszy wyrok wśród byłych pracowników gadzinówek - 15 lat otrzymał Eugeniusz Riedel, dyrektor administracyjno-kadrowy "Kuriera", któremu zarzucono przy okazji rabunek mienia żydowskiego.
Alfred Szklarski wyszedł z więzienia w 1952 r. Pięć lat później ukazał się pierwszy tom kultowego cyklu - "Tomek w krainie kangurów". W oficjalnych biogramach działalność okupacyjna pisarza była zwykle opisywana krótko: "Debiutował powieściami dla dorosłych drukowanymi w odcinkach podczas wojny".
Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.pl