Te samoloty miały zmienić oblicze wojny
07.02.2014 | aktual.: 27.12.2016 15:05
Niektóre projekty Niemców, były wręcz fantastyczne
Mówi się, że tonący brzytwy się chwyta. Za dowód na prawdziwość tego stwierdzenia mogą posłużyć niemieckie projekty wojskowe z końcowych lat II wojny światowej, gdy Fortuna odwróciła się od "głupiego malarza" i jego szajki.
Z drugiej strony nie można odmówić im swego rodzaju wizjonerstwa, śmiałości i specyficznego polotu - to ostatnie słowo jest akurat mało fortunne, biorąc pod uwagę, że większość niemieckich konstrukcji nie zdążyła wyjść poza fazę projektową lub skończyła jako rozbity prototyp. Czy gdyby II wojna światowa potrwała dłużej, Niemcom udałoby się odwrócić jej losy z pomocą podniebnych wynalazków? Sprawdźmy.
Nurek z pilotem na brzuchu
Henschel HS 132 miał być innowacyjnym bombowcem nurkującym, czyli samolotem przystosowanym do bombardowania celów naziemnych i wodnych podczas lotu nurkowego. Konstrukcja zwracała uwagę przede wszystkim nietypowym umiejscowieniem silnika, który został umieszczony na górnej powierzchni kadłuba.
Oryginalnością cechował się również kokpit: pilot miał sterować samolotem nie z pozycji siedzącej, ale... leżąc na brzuchu. Konstruktorzy uważali, że właśnie ta pozycja pozwoli pilotom lepiej znosić przeciążenia związane z lotem nurkowym. Śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że niemieccy lotnicy powinni dziękować Opatrzności za to, że samolot nie wyszedł z fazy projektowej - stworzono tylko 3 prototypy, których zresztą nie ukończono.
Srebrny Ptak nad Waszyngtonem
Sanger Amerika Bomber "Silbervogel" ("Srebrny Ptak") - jeśli wierzyć tej i innym nazwom danym projektowi z końca lat 30., ten bombowiec międzykontynentalny miał być postrachem Ameryki (Amerikan Bomber), Rosji (Ural Bomber) i... krańców świata (Antipodan Bomber). Śmiałe plany zakładały, że samolot będzie zdolny bombardować Nowy Jork i Waszyngton (na dystans 6500 kilometrów był w stanie przenieść 6 ton bomb, na mniejsze - nawet 30 ton).
By to osiągnąć, konstrukcja wymagała specjalnych procedur startowych - konieczne było zastosowanie wyrzutni. Samolot miał załączać własne silniki dopiero na wysokości 1500 metrów po osiągnięciu prędkości 1850 km/h i wracać do bazy lotem szybowcowym (to najmniej kuriozalna wersja lotu).
Do projektu powrócono pod koniec wojny - "Srebrny Ptak" miał zbombardować Nowy Jork i wylądować w okolicach Japonii. Ostatecznie nie zbudowano ani jednego egzemplarza, a powojenne analizy wykazały, że samolot mógłby zapalić się podczas wykonywania nawrotu.
Myśliwiec rakietowy... z drewna?
Największą ciekawostką konstrukcji Bachem Ba 349 "Natter" ("Żmija") o napędzie rakietowym był... drewniany kadłub. Samolot został zaprojektowany jako myśliwiec przechwytujący, który po zniszczeniu celu miał "rozpadać się" na dwie części: drewniany kadłub w niekontrolowanym locie musiał spadać na ziemię, a pilot i silnik rakietowy lądować na osobnych spadochronach.
Teoria przełożyła się na dramatyczne wydarzenia w praktyce - podczas załogowego lotu próbnego, który odbył się 1 marca 1945 roku, pilot eksperymentalny zgłosił, że jeden z silników rakietowych nie może oddzielić się od konstrukcji. Mimo że lotnik chciał ewakuować się z coraz bardziej niesterowalnej maszyny, otrzymał rozkaz dalszych prób odłączenia silnika. W efekcie "Żmija" roztrzaskała się o ziemię razem z pilotem.
Volkswagen wśród myśliwców
Heinkel He 162 miał być małym i tanim, ale jednocześnie nowoczesnym myśliwcem zdolnym obronić niemieckie miasta przed amerykańskimi bombowcami, które od 1944 roku coraz częściej pojawiały się nad Rzeszą. Projekt maszyny ochrzczono mianem "Volksjager" - "ludowy myśliwiec" (analogicznie do marki Volkswagen - samochodu dla mas).
Od zatwierdzenia projektu do pierwszego lotu minęły niespełna 3 miesiące, co zaowocowałoto tym, że "Salamandra" (opcjonalna nazwa myśliwca) była awaryjna, potrzebowała ciągłych poprawek i ulepszeń, a piloci skarżyli się na słabą sterowność i niestabilność samolotu przy jednoczesnej ogromnej prędkości (do He 162 należy rekord prędkości wśród myśliwców odrzutowych pierwszej generacji).
Mimo to, głównie ze względu na naciski władz III Rzeszy, samolot wszedł do masowej produkcji. Nie zdążył jednak sprawdzić się w walce, za to potwierdził swoją awaryjność - podczas niespełna 3 tygodni wojny 1. eskadrylla 1. eskadry He 162 straciła 13 samolotów (tylko 3 z nich zostały unieszkodliwione przez przeciwnika, do awarii dochodziło średnio co drugi dzień).
Śmigłowiec czy samolot?
Wiropłat w funkcji samolotu przechwytującego? To możliwe - przynajmniej w fazie projektowej. Focke-Wulf Fw Triebflugel przypomina pokracznego pająka. Projekt zakładał, że silniki zostaną umieszczone na końcach jego "odnóży", które podczas pionowego startu miały wirować na podobieństwo śmigłowca. Tą samą właściwość planowano wykorzystać podczas pionowego lądowania. Konstrukcję przetestowano jedynie w formie modelu w tunelu aerodynamicznym. W ukończeniu jedynego prototypu przeszkodziły wojska alianckie, które zajęły fabrykę Focke-Wulf. Tym samym Triebflugel stał się jeszcze jedną niemiecką "superbronią" II wojny światowej, która nie doczekała się ostatecznej realizacji, ale... weszła do popkultury ("Captain America").