HistoriaTen latający gigant jest z... drewna!

Ten latający gigant jest z... drewna!

To jeszcze samolot czy już nie? A może po prostu latająca łódź powietrzna? Jakkolwiek byśmy nie nazwali amerykańskiej maszyny o nazwie Hughes H-4 Hercules, warto przypomnieć oryginalność i innowacyjność tej konstrukcji - zwłaszcza, że mija właśnie 65 lat od jej oblotu.

Ten latający gigant jest z... drewna!
Źródło zdjęć: © PD

Przywykliśmy do tego, że maszyny śmigające po naszym niebie, to zazwyczaj metalowe konstrukcje - liczy się przecież wytrzymałość i bezpieczeństwo. Kto mógłby wpaść na pomysł, żeby zbudować samolot z łatwopalnego materiału, jakim jest drewno? A jednak! Hughes H-4 Hercules to maszyna, której głównym budulcem było właśnie ono.

Dość kuriozalny pomysł wykorzystania laminowanego drewna brzozowego nie wynikał jednak tylko z oryginalnych zapędów głównego konstruktora, Howarda Hughesa. W latach, kiedy prowadzono pracę nad samolotem (okres II wojny światowej)
metal był na wagę złota i to właśnie ten czynnik przesądził o wyborze budulca. Bezpośrednią przyczyną prac nad projektem było zapotrzebowanie na superpojemne transportowce, które umożliwiłyby transport drogą powietrzną amerykańskich żołnierzy i sprzętu wojskowego na arenę działań wojennych w Europie. Rozwiązaniem miał być właśnie drewniany gigant.

Samolot mierzył ponad 60 metrów długości, a jego rozpiętość skrzydeł dochodziła do około 97 metrów - to więcej niż popularny boeing 747 "Jumbo Jet". Drewnianą maszynę przystosowano do przewozu około 700 osób lub dwóch (!) czołgów typu M4 Sherman.

Mimo że firma Hughesa uzyskała rządowy kontrakt na produkcję 3 egzemplarzy statku, projekt od samego początku wzbudzał kontrowersje. Sceptycy określili go pogardliwym mianem "Świerkowej gęsi" lub "Latającego tartaku". To pierwsze było zresztą, jak okazało się podczas oblotu pierwszego egzemplarza, w pełni uzasadnione. Z prędkością 320-408 kilometrów na godzinę i topornym wyglądem ciężko pretendować do miana choćby "świerkowego sokoła".

"Gęś" odbyła tylko jeden lot i wzniosła się zaledwie na wysokość 21 metrów, pokonując niecałe 2 kilometry nad wodą. Sceptycy od razu podnieśli kwestię, że konstrukcja w ogóle pokonała dystans, lecąc, jedynie dzięki tzw. efektowi przypowierzchniowemu - wznoszącym siłom aerodynamicznym wykorzystywanym m. in. w konstrukcjach ekranoplanów.

Koniec wojny i słabe osiągi przyczyniły się ostatecznie do rozwiązania kontraktu i zarzucenia projektu. Przyszłość należała do metalu.

KP/PFi, facet.wp.pl

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (51)