Ten nowoczesny myśliwiec ma trafić do polskiej armii. Eksperci uważają go za bubel!
Miał być amerykańską chlubą i dumą, ale wiele wskazuje na to, że stać się może jedną z największych katastrof w historii amerykańskich zbrojeń. Mowa o supernowoczesnym myśliwcu F-35, który miał zaspokoić oczekiwania wszystkich, tymczasem kolejni specjaliści nie pozostawiają jednak na nim suchej nitki. Niedawno do grona krytyków dołączył Pierre Sprey, który brał udział przy tworzeniu słynnego samolotu wielozadaniowego F-16.
30.06.2014 | aktual.: 30.06.2014 14:55
Pierre Sprey jest zasłużonym dla amerykańskiej armii ekspertem. Zdobył uznanie jako analityk zajmujący się sprawami obronności oraz projektowaniem samolotów. Doświadczony inżynier, który miał znaczący udział przy powstaniu legendarnego F-16, teraz wyrasta na naczelnego krytyka najnowszego militarnego dzieła Amerykanów. Urodzony we Francji specjalista nie pozostawia złudzeń, jeśli chodzi o ocenę projektu wyprodukowanego przez koncern Lockheed Martin myśliwca F-35 Lightning II.
Współtwórca F-16 nie owija w bawełnę, zabierając głos w sprawie maszyny, która miała stanowić krok milowy w rozwoju lotnictwa wojskowego. Według niego, podczas prac nad F-35 zawiodło wszystko - od strony technologicznej po design. W efekcie - jak tłumaczy Sprey - otrzymaliśmy coś na kształt przerośniętego indyka. W związku z tym, że jest on przeznaczony do wszystkiego, nie nadaje się tak naprawdę do niczego.
"To wyjątkowo głupi kawałek PR-owej spirali rozkręconej przez Siły Zbrojne" - powiedział Sprey o całej inicjatywie związanej ze stworzeniem maszyny F-35. Ekspert dodał, że powstał samolot, który "jest okropny z natury".
Podczas udzielonego niedawno wywiadu inżynier wysunął wiele zarzutów. Określił głupotą stworzenie trzech wersji samolotu w oparciu o tę samą konstrukcję (wersja A, B i C mają służyć innym celom i dedykowane są pracy w innych warunkach). Sprey zwraca też uwagę na wysokie koszty utrzymania samolotu i jego duże zapotrzebowanie na paliwo, co czyni go niezdatnym w innej roli - niesienia wsparcia wojskom lądowym. Wiele do życzenia pozostawiać ma jego zwrotność, a zastosowana w nim technologia "stealth" (rozwiązania, które mają ograniczyć możliwość wykrycia samolotu) jest wg niego nieporozumieniem i w rzeczywistości nie działa.
Co ciekawe, inżynier stwierdził, że to nowe, amerykańskie cudo pozostałoby bez szans, gdyby doszło do jego konfrontacji z myśliwcem MiG-21 czy francuskim Mirage. Prace nad myśliwcem piątej generacji, jak określana jest maszyna F-35, pochłonęły do tej pory kwotę 400 miliardów dolarów. Oprócz Amerykanów swój udział w tworzeniu samolotu miała też Wielka Brytania. Do gigantycznych kosztów dołożyły się też m.in.: Australia, Norwegia, Włochy, Holandia, Kanada i Izrael. Dziś samolot zmaga się z wieloma "chorobami wieku dziecięcego", jak nazywają notoryczne kłopoty z jego użytkowaniem niektórzy specjaliści, a wykrywane wciąż nowe usterki uniemożliwiają jego normalną eksploatację.
Czy głosy krytyczne, które najdonośniej wybrzmiały ostatnio właśnie za sprawą Pierre'a Spreya są uzasadnione? Czy amerykański inżynier francuskiego pochodzenia, wyrażając skrajnie negatywny pogląd na temat najnowszych myśliwców, był obiektywny w swoim osądzie? Jeden z redaktorów specjalistycznego serwisu Foxtrot Alpha nazywa zarzuty Spreya w połowie znakomitymi, a w połowie bzdurnymi. Współtwórca F-16 w niektórych kwestiach ma rozmijać się z prawdą.
Dziś wielu komentatorów zastanawia się, czy na finalny produkt, na który ostatnio spadła fala krytyki, znajdą się chętni. Wśród zainteresowanych zakupem maszyny F-35 są się dziś kraje, które partycypowały w astronomicznych kosztach jego projektowania, ale nawet niektóre z nich z rezerwą podchodzą do tego pomysłu - wiele państw zwleka z podpisaniem umów. Wolę zakupu tych samolotów wyraził natomiast polski MON. Myśliwce F-35 mogłyby w polskiej armii zastąpić radzieckie Su-22. Na ostateczną decyzję, czy wybór padnie na ten amerykański samolot, który ma coraz więcej wrogów niż zwolenników, przyjdzie nam jeszcze zaczekać.
(rc/ac/facet.wp.pl)