Ten żołnierz to największy współczesny zabójca?
W USA wyszła właśnie książka autorstwa weterana z Iraku zatytułowana "Carnivore", co można przetłumaczyć jako "Mięsożerca". Tom autobiograficznych wspomnień sierżanta Dillarda Johnsona reklamowany jest jako pamiętnik "jednego z najbardziej zabójczych amerykańskich żołnierzy wszech czasów" - chodzi o domniemaną liczbę ofiar przypisywanych Johnsonowi. Ponoć podczas służby wojskowej własnoręcznie wyprawił na tamten świat 2 746 osób. Realna perspektywa czy tania reklama?
28.06.2013 | aktual.: 01.07.2013 09:42
Krwawe żniwo blisko 3 000 zabitych okładka książki reklamuje jako informację potwierdzoną przez Pentagon. Podczas kilku pobytów w Iraku, z których pierwszy przypadł na rok 2003, Johnson miał strzelać do wrogów z karabinu maszynowego, zarzynać ich nożem w walce wręcz, a aż 121 zdjąć ze snajperki, co czyni go drugim najlepszym współczesnym snajperem USA - tuż po żołnierzu Navy SEAL Chrisie Kyle'u.
Czy jednak na pewno? Podobne statystyki wywołały burzę w środowisku amerykańskich weteranów, a także współtowarzyszy broni Johnsona, którzy nie umniejszając jego sporego wkładu w wspólne wysiłki i osiągane rezultaty, twierdzą, że przypisanie jemu i tylko jemu tak ogromnej liczby zabitych mija się z prawdą i nie może być w żaden sposób potwierdzone.
Kontrowersje dotyczą również liczby 121 ofiar snajperskich zdolności Johnsona i używanych broni. Sprawa okazuje się mieć niewiele wspólnego z prawdą. Sam zainteresowany utrzymuje, że nigdzie w książce nie napisał, że zabił tyle osób właśnie z karabinu snajperskiego: -Nie używałem snajperki, nie jestem snajperem. I znowu - to jest na okładce, ale w żadnym miejscu książki tego nie napisałem - tłumaczy, wyjaśniając, że używał karabinka M4 i karabinu M14.
Tyle tylko, że to był jeszcze "M14 i mój osobisty M4 i jeszcze kilkanaście granatników M203" - piszą w mailach do Johnsona oburzeni byli towarzysze broni, którzy doskonale pamiętają opisywane akcje. Ostre reakcje weteranów sprawiły, że "prawdopodobnie najbardziej zabójczy amerykański żołnierz w historii" zaczął się wycofywać z rewelacji na swój temat: - Czy jestem najbardziej zabójczym amerykańskim żołnierzem w historii? Pewnie nie - i dodaje - Nie jestem do końca dumny z tych liczb, są one wliczone w koszta bitwy na wyniszczenie, którą toczyliśmy - jak widać, postanowił przejść na pierwszą osobę liczby mnogiej.
Mimo wszystko Johnson - słusznie - podkreśla, że podczas irackich misji zawsze miał spory udział w zniszczeniu przeciwnika: - Czy narobiłem trochę rabanu, a mój pojazd i broń okazały się być w tym decydujące? Jasne, że tak! - komentuje swoje umiejętności, dodając, że sukces oraz przetrwanie na polu bitwy tak naprawdę nie zależą w pełni od samego żołnierza: - Hm, zawsze miałem farta. Być farciarzem jest chyba ważniejsze niż być dobrym...
Wychodzi na to, że kontrowersyjna reklama i chęć zysku wydawców książki przyniosła autorowi (który powinien wykazać się większą ścisłością) więcej szkody niż pożytku. A czy sprzedaż wzrośnie i "Mięsożerca" stanie się bestsellerem? To się okaże.