CiekawostkiTo miejsce miało być rajem na ziemi. Po utopii zostały ruiny

To miejsce miało być rajem na ziemi. Po utopii zostały ruiny

To była największa porażka Henry'ego Forda. Genialny przemysłowiec został pokonany przez amazońską dżunglę, w sercu której planował stworzenie idealnej społeczności oraz podręcznikowego, amerykańskiego miasta z uroczymi domkami, przystrzyżonymi trawnikami i parkującymi na podjazdach, wypolerowanymi samochodami. Twórcę tego niezwykłego projektu zgubiła jednak pycha i arogancja.

To miejsce miało być rajem na ziemi. Po utopii zostały ruiny
Źródło zdjęć: © CC 3.0/ meduse

Na początku lat 20. XX wieku Henry Ford miał w Stanach Zjednoczonych status bohatera narodowego. Co drugim samochodem jeżdżącym po amerykańskich drogach był wówczas legendarny model T z fabryki w Detroit, należącej do Ford Motor Company. O pracy w tym zakładzie marzyły tysiące robotników, którym właściciel motoryzacyjnego imperium płacił znacznie więcej niż inni przedsiębiorcy.

Projekt osiedla w sercu amazońskiej dżungli zrodził się z potrzeby... kauczuku. Ford wytwarzał coraz więcej samochodów i musiał zapewnić firmie regularny dostęp do surowca, niezbędnego w produkcji opon. Początkowo planował zakup plantacji kauczuku w Liberii, ale jego sekretarz - Ernest Liebolda, po powrocie z Afryki odwiódł go od tego zamiaru. Wtedy koncern zwrócił się w kierunku Ameryki Południowej. W 1928 r. rząd brazylijski przekazał utworzonej przez Forda spółce Companhia Industrial do Brasil teren o powierzchni 10 tysięcy km kw., położony nad rzeką Tapajós, piątym największym dopływem Amazonki.

Amerykanie mogli w pełni korzystać z miejscowych bogactw naturalnych, w zamian za co władze Brazylii zagwarantowały sobie 9-procentowy udział w przyszłych zyskach. Tak narodziła się Fordlandia.

Indianie jak mieszczanie

Henry Ford miał 60 lat, kiedy wpadł na pomysł założenia osiedla w amazońskiej dżungli. Plantacja kauczuku okazała się bowiem tylko pretekstem do realizacji znacznie ambitniejszej wizji genialnego przedsiębiorcy, który nie ukrywał wówczas rozczarowania Ameryką, a szczególnie jej wielkimi aglomeracjami miejskimi, uznawanymi przez Forda za "siedliska zła". Jego marzeniem stała się budowa od podstaw "idealnego, amerykańskiego miasta", gdzie pielęgnowane są cnoty i tradycje dzielnego narodu.

Obraz

(fot. PD)

Fordlandia miała być wyjątkowym eksperymentem cywilizacyjnym. Rozkład i charakter osiedla w dżungli wpisywały się w fordowski wzorzec urbanistyczny, będący odwzorowaniem krajobrazu amerykańskiego Środkowego Zachodu, skąd pochodził twórca motoryzacyjnego koncernu. Planowano budowę dróg, szkół, szpitali, centrów kulturowych i rekreacyjnych. Pracujący dla Forda ludzie mieli z brudnych, niedożywionych Indian przeistoczyć się w wykształconych, dobrze ubranych, zdrowych, posiadających ogładę i wysoką kulturę osobistą mieszczan.

Obraz nędzy...

Projekt od początku napotykał przeszkody. W pierwszych latach budowy osiedle tonęło w odpadach. Ludzie masowo chorowali na malarię i żółtą febrę. Drwale wyrąbujący dżunglę, umierali od ukąszeń jadowitych węży. Osoby wracające z Brazylii opowiadały o bójkach nożowników, buntach i strajkach. Zarządzający plantacją nie mieli pojęcia o uprawie kauczuku i bezsensownie wypalali ogromne połacie lasu tropikalnego, co w konsekwencji spowodowało największy pożar amazońskiej dżungli w historii - w powietrzu unosił się popiół, a chmury deszczowe zmieniły się wówczas w krwistopomarańczowe opary.

Osiedle szybko się jednak zaludniało, ponieważ szturmowały je tysiące ubogich Brazylijczyków, zwabionych pogłoskami, że Ford będzie płacił pracownikom krocie - 5 dolarów dziennie. Zabierali ze sobą całe rodziny, które później wegetowały w prowizorycznych szałasach. Zamiast idealnego, amerykańskiego miasta, w pierwszych latach przedsięwzięcia nad rzeką Tapajós funkcjonowało osiedle z barami, nielegalnymi kasynami i domami publicznymi. Menedżerom Forda udało się jednak w końcu zapanować nad ludzkim żywiołem i powoli zaczęli realizować wizje swego szefa.

Obraz

(fot. PD)

Luksus dla tubylców

"Człowiek, który ciężko pracuje, powinien móc odpoczywać w wygodnym fotelu, rozkoszować się ciepłem kominka, cieszyć się miłym otoczeniem" - twierdził Ford. Nieprzypadkowo kazał zbudować dla brazylijskich pracowników domy w stylu amerykańskiego Środkowego Zachodu oraz nalegał, aby hodowali kwiaty, uprawiali warzywa i jedli pszenny chleb.

W Fordlandii była elektryczność i sieć telefoniczna, a jej mieszkańcy korzystali z automatycznych pralek oraz lodówek. Amerykańscy menadżerowie propagowali purytański styl życia, m.in. wprowadzając prohibicję. W żłobkach usiłowano karmić dzieci mlekiem sojowym, ponieważ Ford nie cierpiał krów. W weekendy odbywały się potańcówki i wieczorki literackie, podczas których czytano Indianom dzieła amerykańskich twórców. Organizowano dla nich także seanse filmowe, np. pokazywano klipy reklamujące wycieczki turystyczne do Parku Narodowego w Yellowstone.

Obraz

(fot. PD)

"Henry Ford przeszczepił spory kawałek dwudziestowiecznej cywilizacji do Amazonii i stworzył dobrobyt, jakiego tubylcy w tym kraju nigdy nie zaznali" - zachwycał się wychodzący w stanie Michigan dziennik "Iron Mountain Daily News".

Bunt przeciw hamburgerom

Sielanka szybko się jednak skończyła. Indianom coraz mniej podobała się amerykanizacja życia. W 1930 r. Ford po raz kolejny postanowił zmienić nawyki żywieniowe pracowników i nakazał kucharkom zastąpić tradycyjne, brazylijskie potrawy hamburgerami, ryżem i pełnoziarnistym chlebem. Reakcja mieszkańców osiedla była gwałtowana. Doszło do buntu, a rozwścieczony tłum doszczętnie zdemolował stołówkę, a następnie resztę osady. Zarządzający przedsięwzięciem zbiegli do lasu, z opresji wybawiła ich dopiero interwencja brazylijskiej armii.

Problemem okazała się również uprawa kauczuku. Zasadzone drzewa nie radziły sobie w amazońskim klimacie. Zbiory surowca niezbędnego do produkcji opon były bardzo marne. "Gwoździem do trumny" fordowskiego projektu stało się wynalezienie gumy syntetycznej.

Koncern postanowił sprzedać pechową działkę. Udało się to dopiero wnukowi założyciela, Henry'emu Fordowi II, który w 1945 r. za bezcen oddał ziemię rządowi Brazylii. Szacuje się, że motoryzacyjne imperium straciło na tym przedsięwzięciu około 20 milionów dolarów (według dzisiejszych przeliczników - 200 mln).

Henry Ford nigdy nie odwiedził zakątka, w którym próbowano zrealizować jego utopijny projekt. Do końca życia nie skomentował też porażki Fordlandii.

Rafał Natorski / PFi, facet.wp.pl

Przygotowując artykuł korzystałem z książki Grega Grandina "Fordlandia. Henry Ford i jego miasto-państwo w amazońskiej dżungli"

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (118)