"To nie jest areszt, to piekło". Polski dziennikarz opuścił więzienie na Ukrainie
Sprawą obrony praw człowieka i dziennikarstwem śledczym zajmuje się od 1999 roku. Jego niestrudzone dążenie do prawdy w sprawach zabójstw na zlecenie sprawiło, że Aleksander Orłow został niesłusznie oskarżony i osadzony w areszcie w Odessie. Pierwszym zarzutem, jaki postawiono Polakowi, było posiadanie narkotyków. Orłow wspomina, że podrzucono mu gram heroiny. Potem doszło kolejne oskarżenie - o zabójstwo inspektora transportu.
01.06.2016 | aktual.: 01.06.2016 11:35
Kilka dni temu, po blisko pięciu latach odsiadki, dziennikarz opuścił areszt. O tym, jak wyglądał jego pobyt, opowiedział w "Dzień Dobry TVN".
- To nie jest areszt śledczy, tylko piekło. Nie masz jedzenia, leków, kontaktu z rodziną - wspominał.
Dziennikarz jest przekonany, że jego bezprawny pobyt w areszcie to wynik komunizmu, w którym przez lata była pogrążona Ukraina.
- Taka sytuacja nie mogłaby wydarzyć się w Polsce. Polak to człowiek w sercu wolny - zapewnia mężczyzna. - Mam nadzieję, że Ukraina też kiedyś przekona się, co znaczy być w Europie.
Choć Aleksander Orłow cieszy się, że mógł wrócić do żony i dzieci, przypomina, że w Odessie nadal wyroki odsiaduje około setka niesłusznie oskarżonych osób.