LudzieTony Halik - z miłości do Polski i podróży

Tony Halik - z miłości do Polski i podróży

Tony Halik - z miłości do Polski i podróży
Magdalena Drozdek

23.05.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:24

Uciekł z Ameryki, bo pokochał Polkę

Uciekł z Ameryki, bo pokochał Polkę

Uciekł z Ameryki, bo pokochał Polkę. - Cieszył się życiem w ogóle, nie tylko pracą. Miał takie hasło: "przygoda jest najważniejsza". I całe jego życie było wielką przygodą - mówiła o swoim mężu Elżbieta Dzikowska. Najsłynniejszy z rodzimych podróżników, Tony Halik, był wszędzie.

- Każdy urodził się pod jakąś gwiazdą, złą czy dobrą; gwiazdą przeznaczenia. Podobno ma go ona wieść przez całe życie, ku szczęściu lub niedoli, sławie czy upadkowi. Ja urodziłem się, tak przynajmniej mi się wydaje, pod gwiazdą przygody. Ale powodzenie musiałem sobie sam zdobywać, nie spadło mi ono z nieba. Trzeba było łapać każdą okazję i walczyć, naginać ją do swego życzenia i zmusić, by przygoda się udała - przyznawał.

Był żeglarzem, pilotem, dziennikarzem, pisarzem i filmowcem. Razem z żoną odkrył legendarną stolicę Inków. Fotografował i rozmawiał z głowami państw. Jego największym marzeniem było zobaczyć UFO i polecieć w kosmos. Tony Halik był człowiekiem pełnym paradoksów. Otwierał Polskę na świat, a dla polskich służb bezpieczeństwa wydawał się idealnym "towarzyszem".

1 / 6

Nastolatek w podróży

Obraz
© Wikimedia Commons

Od zawsze ciągnęło go do wielkiego świata. Urodził się jako Mieczysław Sędzimir Halik w 1921 roku w Toruniu. Miał 14 lat, gdy postanowił po raz pierwszy zakosztować przygody. Wbrew woli ojca popłyną na tratwie z Płocka do granicy Gdańska (wtedy jeszcze Wolne Miasto Gdańsk). Bawił się wyśmienicie, dopóki nie trafił na Straż Graniczną, która odstawiła nastolatka do domu.

- Od dzieciństwa żyłka awanturnicza i ciekawość świata zmuszały mnie do szukania własnych ścieżek. Wciąż to samo pragnienie: zobaczyć, co kryje się za ścianą, za górą, za morzem - mówił przed laty.

Niedługo później przyszła wojna. Nie spodziewał się, że właśnie tak zacznie się na dobre jego największa przygoda z podróżowaniem. Najpierw przedostał się przez Rumunię do Francji i wstąpił do Wojska Polskiego. Potem trafił do Wielkiej Brytanii, gdzie służył w Royal Air Force. Tam po raz pierwszy mógł zetknąć się z kamerą. Młody Halik latając w Dywizjonie 201, filmował samoloty. Podczas jednej z operacji został zestrzelony przez Niemców. Wrak wpadł do kanału La Manche, a przemarznięty i półprzytomny Halik czekał na pomoc ponad cztery godziny. Na jakiś czas musiał odsunąć się od służby. Podczas rekonwalescencji wysyłał listy do swojego przyjaciela w Londynie. Jego wojenne losy wciągały jak najlepsza powieść, więc zaczęto je drukować w angielskich czasopismach.

2 / 6

Do dwóch razy sztuka

Obraz
© Wikimedia Commons

Halik szybko wrócił do zdrowia i do służby. Nie minęło wiele czasu, kiedy został ponownie zestrzelony nad Francją. Wylądował na spadochronie na pewnej farmie. Schronienia udzieliła mu Pierrette Andree Courtin. Zawróciła mu w głowie. Jeszcze przez kilka lat działał we francuskim ruchu oporu, ale gdy wojna się skończyła, od razy wrócił do dziewczyny, której dosłownie spadł z nieba.

Wzięli ślub w 1946 roku i zaraz potem wyemigrowali do Argentyny. Nie był tam już Mieczysławem - przyjął imię Antonio. Tam prowadził szkołę lotniczą i pracował jako fotograf dyktatora Juana Perona i jego żony Evity. O podróżowaniu nie potrafił zapomnieć.

Razem z żoną organizował kolejne wyprawy. Tą najważniejszą odbyli z Ziemi Ognistej na Alaskę.

Ich podróż trwała cztery lata. Zwiedzili 21 krajów, wydali blisko 80 tys. dolarów i zmienili osiem kompletów opon. Podróżowali we trójkę, bo razem z psem. Potem zorientowali się, że jedzie z nimi jeszcze jeden pasażer na gapę. Pierrette była w ciąży. Ani na moment nie przerwali wyprawy. Ich syn Ozan (imię dostał na cześć Indianina, który uratował Halikowi życie podczas walk skłóconych plemion) przyszedł na świat 5 stycznia 1959 roku.

3 / 6

Jak pieprz i wanilia

Obraz
© PAP

Związek z Pierrett nie przetrwał jednak długo. Halik w latach 70. poznał w Meksyku Elżbietę Dzikowską. To właśnie wtedy coś między nimi "zaiskrzyło", choć jak wspomina, wydawał jej się "małym śmiesznym człowieczkiem". Elżbieta była wcześniej z Andrzejem Dzikowskim. Opuściła go dla Tony’ego, który spełnił jej podróżnicze marzenia.

- Dzikowskiemu powiedziałam uczciwie: zakochałam się w Tonym. Urządził kolację, żeby poznać swojego następcę. Były polskie dania: czerwony barszcz, pierogi z mięsem, kapustą i grzybami, sernik, wino. Obaj panowie byli nieco spięci, ale zachowywali się wobec siebie elegancko. Mnie było najtrudniej - powiedziała podróżniczka w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów".

W trakcie wspólnych wypraw, których owoce można było zobaczyć w ponad 300 odcinkach "Pieprzu i wanilii", role małżonków były sprawiedliwie podzielone. - Ja wymyślałam filmy, on robił operatorkę. A potem ja je realizowałam, montowałam, pisałam komentarze, dorabiałam muzykę. Tony miał charyzmę, więc wszyscy bardzo go lubili i pięknie do dzisiaj go wspominają - mówiła dla WP.

4 / 6

Tony ryzykant

Obraz
© Wikimedia Commons

Tony chciał poślubić Dzikowską. Ona jednak zaznaczyła, że zrobi to tylko wtedy, gdy wróci na stałe do Polski. W PRL-u nie łatwo było się zaaklimatyzować. Potrzebował dokumentów i mieszkania. Stał się więc idealnym kandydatem na współpracownika SB. Długo próbowali go namówić do współpracy. Wreszcie zgodził się podsuwać informacje polityczno-ekonomiczne pod pseudonimem Sędzimir. W notatkach funkcjonariusze pisali, że był tchórzliwy, więc zrobi wszystko. On jednak przyznawał się, że robi to z pobudek patriotycznych, a kwestie finansowe nie wchodzą w grę.

Niedługo później ubecja przekonała się, że pomoc Sędzimira jest zaledwie deklaracją. Po nic im był podróżnik, więcej pożytku mieli z niego zwykli obywatele, których otwierał na świat. Pokazywał zakątki, które były dla nich niemożliwe do zdobycia. Jego reportaże były oknem na inną rzeczywistość, były jak wszystkie dzisiejsze kanały podróżnicze razem wzięte.

- Trzeba umieć podjąć ryzyko, nie przekraczając jednak bariery zdrowego rozsądku, za którą mogłoby się zacząć bezsensowne narażanie życia. Szczęście stało się moim przyjacielem, wspomagając mnie w wielu sytuacjach, zdawałoby się bez wyjścia, zawsze bowiem wierzyłem, że nigdy mnie nie opuści. Całe życie grałem o najwyższą stawkę. I wygrywałem, bo przegrać można tylko raz. Dziś, gdy spoglądam w przeszłość, jak w kalejdoskopie pojawiają się obrazy wspomnień, niecodzienni ludzie, przygody, miejsca, do których dotarłem, niebezpieczne sytuacje i radosne chwile, które przeżyłem, bo miałem ze sobą szczęście, mojego przyjaciela - mówił.

5 / 6

Umarł kilka razy

Obraz
© Wikimedia Commons

Halik ryzykował nie tylko swoimi decyzjami zawodowymi. Miał niezwykły talent do wymykania się śmierci. Fascynowało go niebezpieczeństwo. Już wtedy, gdy był w związku z Dzikowską, kilkukrotnie podawano informacje o jego śmierci. Raz, gdy podróżował po Boliwii. Jeden z poszukiwaczy złota w La Paz stwierdził, że widział, jak z żoną utonął w rzece. Powstał nawet na ten temat artykuł, a Halikowi sporo czasu zajęło pisanie listów wyjaśniających, że nie tak łatwo go zabić.

W jednym z takich doniesień mowa była nawet o tym, że czaszki jego i Elżbiety spreparowano już jako eksponat do muzeum etnograficznego.

- Śmierć latała ze mną podczas wojny, przycupnięta na siedzeniu mojego spitfire’a, towarzyszyła mi też, gdy rozwścieczone fale były w zmowie z wiatrem i czyhały na chwilę słabości kruchej żaglówki. Śmiertelne zagrożenie przynosiły mi polowania na dzikie zwierzęta i wizyty wśród wrogich i pierwotnych plemion indiańskich. Śmierć kryła się w kulach rabusiów, w zatrutych strzałach, w pełnych jadu zębach węży. W dziewiczej selwie, na drogach i bezdrożach, w wodzie i w górach miałem szansę walczyć ze śmiercią - pisał w "Mojej wielkiej przygodzie".

6 / 6

Przegrał z chorobą

Obraz
© PAP

Ostatnią podróżą Halika była choroba. Pokonała go 23 maja 1998 roku. Na jego nagrobku widnieje krzyż z zawieszonym na nim plecakiem.

Halik do dziś uważany jest za jednego z najważniejszych światowych podróżników. "Byłem tu. Tony Halik" - głosi słynna inskrypcja.

- Może, gdybym żył sto dwadzieścia osiem lat, zdołałbym zrealizować swoje plany i marzenia - opowiadał jeszcze na wiele lat przed śmiercią.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (22)