Tragedia na Linawie. Żołnierze ofiarami stanu wojennego?
Oni tylko wykonywali bezsensowne rozkazy
16 grudnia 1981 roku czołg czterema żołnierzami spadł z mostu na rzece Linawie i zatonął. Sprawa do dziś nie została rozwiązana
W wojskowych kronikach zdarzenie zapisane jest lakonicznie. Można w nich przeczytać, że miało miejsce 16 grudnia 1981 roku w godzinach porannych. W czołgu jadącym w kolumnie z Elbląga do Gdańska, który spadł z mostu do rzeki Linawa, zginęło czterech żołnierzy załogi.
Choć od tego tragicznego zdarzenia minęły już 34 lata, wciąż tkwi ono w pamięci rodzin zmarłych żołnierzy. Pozostałym o dramacie przypomina ustawiony przy moście krzyż, na którym widnieją nazwiska ofiar i palące się często pod krzyżem znicze. Władze nigdy jednak nie przeprowadziły śledztwa w tej sprawie...
16 grudnia 1981 roku - trzeci dzień stanu wojennego. I Warszawski Pułk Czołgów im. Bohaterów Westerplatte w Elblągu rozpoczął przemieszczanie do Gdańska z rozkazem wsparcia operacji wprowadzania stanu wojennego w "kolebce Solidarności".
Trasa między Elblągiem i Gdańskiem wiodła drogą krajową nr 7. Grudzień 1981 r. był bardzo mroźny. Kolumna pancernych pojazdów wyjechała w nocy. Widoczność była zła, padał gęsty śnieg, był mróz. Po drodze wojskowe wozy musiały przejechać po mostach nad dwiema dużymi rzekami (Wisłą i Nogatem) i kilkoma mniejszymi. - To była ciężka droga - wspominał kilka lat temu w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" Piotr Bebak, dowódca jednego z czołgów znajdujących się w kolumnie. - Trasa nie była zabezpieczona, nikt nie wskazywał nam drogi. Część pojazdów wypadła z trasy na pobocze. Poza tym sprzęt był w kiepskim stanie, a wyszkolenie załóg, które stanowili młodzi chłopcy, stało na niskim poziomie.