Tragedie na morzu - sztormy, awarie i ludzka głupota, cz1.
Katastrofy morskie zazwyczaj kojarzą się z wielkimi tragediami, wieloma zaginionymi na morzu, kolosalnymi stratami mienia – jak to było w przypadku „Estonii” czy „Jana Heweliusza”.
Budzą powszechną grozę, a ich przyczyny są skrupulatnie badane i rozpatrywane przez sądy zajmujące się sprawami morskimi. Często – jak w przypadku „Jana Heweliusza” ciągną się latami, bowiem trudno jednoznacznie ustalić ich przyczyny; na jego zatonięcie miały prawdopodobnie wpływ czynniki, które trudno byłoby policzyć na palcach obu rąk.
Wedle dotychczasowych ustaleń, nie zakończonych jeszcze po tylu latach (!), na zatonięcie „Jana Heweliusza” wpływ miały między innymi: niespodziewany sztorm z wiatrem wiejącym pulsacyjnie (czyli nierównomiernie) z prędkością w porywach do 180 km/h (tak!), falami o wysokości ponad 6 metrów, uruchomiony wbrew zaleceniom system kompensacji przechyłów - system ten, przeznaczony do wyrównania przechyłu spowodowanego obciążeniem ładunkiem, który przed wyjściem w morze powinien był być zablokowany, ponieważ ze zbyt dużą zwłoką reagował na nagłe zmiany przechyłu statku - a w końcu zbyt późno podjęta decyzja o sztormowaniu.
W efekcie czego „Heweliusz” przechylił się pod naporem wiatru, wyrównał, przechylił się znowu i tego drugiego przechyłu już nie wyrównał.
Sporo jak na jedną katastrofę, a i tak nie wyczerpuje to jeszcze pełnej listy przyczyn, która prawdopodobnie nie do końca jest jeszcze znana.
Z kolei na przyczyny katastrofy „Estonii” składają się: potężny sztorm, z falami sięgającymi 8 metrów, niedomknięta furta dziobowa (podnoszona podczas załadunku, by otworzyć dostęp do ładowni), lekkomyślnie podjęta decyzja o niemeldowaniu tego na mostek, uszkodzona sygnalizacja niedomknięcia furty.
W efekcie przez niedomkniętą furtę do wnętrza ładowni zaczęła wdzierać się woda, doszło do wyrwania furty i prom po prostu zanurkował wprost w głębinę. I to też nie jest kompletna lista, i tu też pojawia się czynnik ludzki – w postaci lekkomyślności lub podjęcia błędnej decyzji.
Jak więc widać zawsze są trzy podstawowe przyczyny katastrof morskich: warunki pogodowe, wady bądź zawodność konstrukcji i tzw. human factor czyli czynnik ludzki. Gdyby się dokładniej przyjrzeć wielu katastrofom morskim, to okazałoby się, że częstokroć jest tak, że należy go postawić na pierwszym miejscu i całą odpowiedzialnością obarczyć ludzką brawurę lub po prostu... głupotę.
Zostawmy więc może na razie na boku te, które były tragiczne w skutkach, ale powstały w wyniku awarii sprzętu lub problemów klimatycznych, a zajmijmy się tymi, których przyczyną była właśnie ludzka głupota.
Jedna z takich „głupich” katastrof zdarzyła się kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych. Otóż podchodzący do nabrzeża statek pasażerski nie wyhamował i po prostu... wjechał w centrum handlowe, które zaczynało się tuż za nabrzeżem.
Cóż się stało? Otóż kapitan, chcąc się prawdopodobnie popisać przed pasażerami i gapiami w porcie, zbyt późno dał komendę zatrzymania maszyn, co spowodowało, że statek nie wytracił odpowiednio prędkości i samą siłą bezwładności, budząc popłoch wsunął się powoli, jak na łyżwach, w nabrzeże. O dziwo nikt nie ucierpiał, ale centrum było zdemolowane, co oznaczało wielomilionowe straty. Oczywiście całą odpowiedzialnością – i słusznie! – obarczono kapitana.
Inna podobna katastrofa przydarzyła się – wstyd się przyznać – polskiemu kontenerowcowi kilkanaście lat temu. Kapitan miał kawaleryjski zwyczaj podchodzić do nabrzeża z pełną prędkością i w ostatniej chwili ustawiać się do niego bokiem, wykorzystując do tego stery strumieniowe, w których do sterowania wykorzystywana jest nie płetwa, ale strumienie wody pod bardzo dużym ciśnieniem.
By stery działały skuteczniej, do ich obsługi wykorzystywał obie przeznaczone do tego pompy. Sęk w tym, że nie doczytał instrukcji, w której wyraźnie napisano, że praca sterów na dwóch pompach jest zabroniona, bo może spowodować ich zablokowanie. Ileś tam razy się udało, aż... kontenerowiec wjechał czołowo w nabrzeże, zniszczeniu uległo kilkanaście kontenerów wyładowanych komputerami, a były to jeszcze czasy, kiedy cena komputera bywała wyższa niż cena samochodu.
Jeśli więc porównać warunki i przyczyny, w jakich doszło do tych czterech katastrof, to dojść należy do wniosku, że w przypadku dwóch pierwszych człowiek też zawiódł, ale nie on był przyczyną podstawową, w przypadku zaś dwóch następnych, że ludzka głupota i beztroska, także i na morzu po prostu nie ma granic...