Tragedie na morzu - sztormy, awarie i ludzka głupota, cz1.
Katastrofy morskie zazwyczaj kojarzą się z wielkimi tragediami, wieloma zaginionymi na morzu, kolosalnymi stratami mienia – jak to było w przypadku „Estonii” czy „Jana Heweliusza”.
Budzą powszechną grozę, a ich przyczyny są skrupulatnie badane i rozpatrywane przez sądy zajmujące się sprawami morskimi. Często – jak w przypadku „Jana Heweliusza” ciągną się latami, bowiem trudno jednoznacznie ustalić ich przyczyny; na jego zatonięcie miały prawdopodobnie wpływ czynniki, które trudno byłoby policzyć na palcach obu rąk.
15.01.2009 | aktual.: 16.01.2009 09:58
Wedle dotychczasowych ustaleń, nie zakończonych jeszcze po tylu latach (!), na zatonięcie „Jana Heweliusza” wpływ miały między innymi: niespodziewany sztorm z wiatrem wiejącym pulsacyjnie (czyli nierównomiernie) z prędkością w porywach do 180 km/h (tak!), falami o wysokości ponad 6 metrów, uruchomiony wbrew zaleceniom system kompensacji przechyłów - system ten, przeznaczony do wyrównania przechyłu spowodowanego obciążeniem ładunkiem, który przed wyjściem w morze powinien był być zablokowany, ponieważ ze zbyt dużą zwłoką reagował na nagłe zmiany przechyłu statku - a w końcu zbyt późno podjęta decyzja o sztormowaniu.
W efekcie czego „Heweliusz” przechylił się pod naporem wiatru, wyrównał, przechylił się znowu i tego drugiego przechyłu już nie wyrównał.
Sporo jak na jedną katastrofę, a i tak nie wyczerpuje to jeszcze pełnej listy przyczyn, która prawdopodobnie nie do końca jest jeszcze znana.
Z kolei na przyczyny katastrofy „Estonii” składają się: potężny sztorm, z falami sięgającymi 8 metrów, niedomknięta furta dziobowa (podnoszona podczas załadunku, by otworzyć dostęp do ładowni), lekkomyślnie podjęta decyzja o niemeldowaniu tego na mostek, uszkodzona sygnalizacja niedomknięcia furty.
W efekcie przez niedomkniętą furtę do wnętrza ładowni zaczęła wdzierać się woda, doszło do wyrwania furty i prom po prostu zanurkował wprost w głębinę. I to też nie jest kompletna lista, i tu też pojawia się czynnik ludzki – w postaci lekkomyślności lub podjęcia błędnej decyzji.
Jak więc widać zawsze są trzy podstawowe przyczyny katastrof morskich: warunki pogodowe, wady bądź zawodność konstrukcji i tzw. human factor czyli czynnik ludzki. Gdyby się dokładniej przyjrzeć wielu katastrofom morskim, to okazałoby się, że częstokroć jest tak, że należy go postawić na pierwszym miejscu i całą odpowiedzialnością obarczyć ludzką brawurę lub po prostu... głupotę.
Zostawmy więc może na razie na boku te, które były tragiczne w skutkach, ale powstały w wyniku awarii sprzętu lub problemów klimatycznych, a zajmijmy się tymi, których przyczyną była właśnie ludzka głupota.
Jedna z takich „głupich” katastrof zdarzyła się kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych. Otóż podchodzący do nabrzeża statek pasażerski nie wyhamował i po prostu... wjechał w centrum handlowe, które zaczynało się tuż za nabrzeżem.
Cóż się stało? Otóż kapitan, chcąc się prawdopodobnie popisać przed pasażerami i gapiami w porcie, zbyt późno dał komendę zatrzymania maszyn, co spowodowało, że statek nie wytracił odpowiednio prędkości i samą siłą bezwładności, budząc popłoch wsunął się powoli, jak na łyżwach, w nabrzeże. O dziwo nikt nie ucierpiał, ale centrum było zdemolowane, co oznaczało wielomilionowe straty. Oczywiście całą odpowiedzialnością – i słusznie! – obarczono kapitana.
Inna podobna katastrofa przydarzyła się – wstyd się przyznać – polskiemu kontenerowcowi kilkanaście lat temu. Kapitan miał kawaleryjski zwyczaj podchodzić do nabrzeża z pełną prędkością i w ostatniej chwili ustawiać się do niego bokiem, wykorzystując do tego stery strumieniowe, w których do sterowania wykorzystywana jest nie płetwa, ale strumienie wody pod bardzo dużym ciśnieniem.
By stery działały skuteczniej, do ich obsługi wykorzystywał obie przeznaczone do tego pompy. Sęk w tym, że nie doczytał instrukcji, w której wyraźnie napisano, że praca sterów na dwóch pompach jest zabroniona, bo może spowodować ich zablokowanie. Ileś tam razy się udało, aż... kontenerowiec wjechał czołowo w nabrzeże, zniszczeniu uległo kilkanaście kontenerów wyładowanych komputerami, a były to jeszcze czasy, kiedy cena komputera bywała wyższa niż cena samochodu.
Jeśli więc porównać warunki i przyczyny, w jakich doszło do tych czterech katastrof, to dojść należy do wniosku, że w przypadku dwóch pierwszych człowiek też zawiódł, ale nie on był przyczyną podstawową, w przypadku zaś dwóch następnych, że ludzka głupota i beztroska, także i na morzu po prostu nie ma granic...