Tych tatuaży będą żałować do końca życia!
23.08.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:01
"Janusze tatuażu" i ich "najlepsze" dzieła
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
Zaiste!
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
"Na wietrzną..."
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
Prawilny patriotyzm
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
"Z kąd"?
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
Nie każdy tatuator jest artystą...
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
Pomijając błędy, ktoś to rozczyta?
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
To w końcu jak?!
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
Dlaczego i po co?
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
Jaki budżet, taki tatuaż
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.
Na angielski się nie chodziło...
Miały być ozdobą i pamiątką na całe życie, miały coś wyrażać, miały być fajne. Nie udało się. Ci ludzie zrobili sobie tatuaże, których prawdopodobnie będą srogo żałować. Zdjęcia tego typu "perełek" zbiera twórca fanepage'u "Janusze tatuażu". Jest na co popatrzeć, tylko wciąż nie wiemy: śmiać się czy płakać?
- Cała idea fanpage'u powstała właśnie po to, żeby ustrzec ludzi przed złymi wyborami - mówi nam jego twórca Karol Szczygieł, który sam jestem tatuatorem i często spotyka się z podobnymi "dziełami januszy", które musi potem zakrywać.
- Najdziwniejszym pomysłem i chyba najtrudniejszym do wykonania dla mnie, było wytatuowanie na przedramieniu klienta działającego QR codu, który po sczytaniu telefonem przenosi nas na stronę www z wizytówką i portfolio klienta (jest programistą). Z tego co wiem, działa do dzisiaj, mimo że wykonałem go jakieś 16 miesięcy temu. Jeden klient z Włoch przyjechał kiedyś do nas specjalnie po to, żeby wytatuować sobie logo Star Wars na pośladku w myśl zasady jego mamy, która zawsze na pytania "Mogę sobie zrobić tatuaż?", odpowiadała: "Na d*pie se zrób". Pamiętam też świnkę ze skrzydłami i piłką do nogi z numerem na koszulce - dodaje rozbawiony tatuator.
Przy okazji zauważa jednak, że to do osoby wykonującej tatuaż powinno należeć odwiedzenie klienta od popełnienia tak straszliwych błędów, jakie zobaczycie na tych zdjęciach. Ale wiadomo, że wielu z nich kieruje się zasadą "klient nasz pan" i nie zadają pytań. A efekty? Zobaczcie sami.